W najnowszym numerze...

×

Ostrzeżenie

JFile::read: Nie można otworzyć pliku: http://spacery.salonliteracki.pl/wydarzenia/feed/.
×

Wiadomość

Failed loading XML...

Wspominki tetryka

Leszek Żuliński

Leszek Żuliński wspomina, a ma co

Urodziłem się na Opolszczyźnie w poniemieckim miasteczku Gross Strehlic – tam po prostu wyrzuciło z repatriacyjnego pociągu moich rodziców (i babcię), którzy dopiero w Strzelcach Opolskich się poznali. A że przyszedłem na świat dopiero cztery lata po wojnie, to pierwszych „lat osadnictwa” nie doznałem. Choć pamiętam jeszcze tu i tam ruiny. Jednak odbudowa postępowała szybko.

Dementia praecox to według Wikipedii nazwa schorzenia psychicznego, polegającego na wycofaniu się ze wszystkich sfer działalności „zewnętrznej” i zatopieniu się w świecie wewnętrznym… Jako tytularny tetryk potwierdzam tę definicję. Na szczęście jestem chyba w fazie początkowej, bo jeszcze pamiętam jak się nazywam, gdzie mieszkam itd. Poza tym roszczę jeszcze nadzieję, że moje tu felietoniki są zrozumiałe. Ale liczcie się z tym, że z biegiem czasu ten ich walor zacznie słabnąć. I będziecie się zastanawiać: co on miał na myśli?

Adam Zieliński (1929-2010) to była postać szczególna. Urodzony w Drohobyczu, wychowany w Stryju, wylądował po wojnie w Krakowie, gdzie zaczynał swój żywot zawodowy jako radiowiec. Potem osiadł we Wiedniu na pozostałą część życia, czyli lat kilkadziesiąt. Tam został bogatym biznesmenem. I pisarzem. Wydał kilka książek – osobliwych, wspomnieniowych, opowiadających o „jego czasach”. Już nie pamiętam, kiedy się poznaliśmy, ale zostaliśmy – mimo 20-letniej różnicy wieku – kumplami. Adam był przyjacielem znakomitym. Dzięki niemu często bywałem w Wiedniu. Mieliśmy o czym rozmawiać… No więc przeczytajcie sobie moją unisoną i rymowaną opowieść o jego życiu…

U wydawcy „robi się” moja nowa książka pt. Moje podróże literackie. Letni alert Salonu prosi na lato o „teksty egzotyczne”. I ten poniższy tekst (który znajdzie się w ww. książce) jest w jakiejś mierze, na swój sposób, „egzotyczny”. Miłej lektury życzę…

Mój ojciec w latach przedwojennych był m.in. uczniem VI Gimnazjum im. Stanisława Staszica we Lwowie. Tam, w tym gimnazjum, miał ciekawe towarzystwo. O klasę wyżej był Stanisław Lem (1921-2006) – późniejszy pisarz o dorobku wyjątkowym i osobliwym. Znali się obaj z tej szkoły, przez jakiś czas po wojnie jakieś jeszcze kontakty utrzymywali. Natomiast w tej samej klasie ojciec miał kolegę Andrzeja Hiolskiego (1922-2000), który wyrósł na wspaniałego barytona operowego (wspominałem już o nim w jednym z wcześniejszych felietonów). Jego wykonanie arii Miecznika ze „Strasznego dworu” Moniuszki przez wiele lat uważane było za arcydzielne. Hiolski przez sporo lat pracował w operze w Bytomiu, ale potem wylądował w Warszawie i można go było przez kolejne lata słuchać w Teatrze Wielkim.