W najnowszym numerze...

×

Wiadomość

Failed loading XML...
Marcin Marchwicki

Do „prezentacyjnego” duetu Jarosławowi Kapłonowi dodaję całkowitego debiutanta Marcina Marchwickiego. Cieszę się z tego odkrycia, bo rośnie nadzieja na nowe niesztampowe „głosy” poetyckie nieoszpecone piętnem koterii wydawniczych.

Paweł Podlipniak

 


 

Marcin Marchwicki, urodzony w Gliwicach, syn matki i ojca, brat Macieja, pełnoletni mąż i ojciec, mieszka w Bytomiu z dwoma kotami, psem i królikiem na czwartym piętrze, pracuje w Katowicach, mało lecz rzetelnie sypia i uwielbia spacery do supermarketu. Prawie nigdzie nie publikował.

 


 

I’m not M. K.

kilka centymetrów za drzwiami
można pisać piosenki szybsze niż
światło kiedy podjeżdża winda jakby
grała na zwłokę upewnia się że znajduje
się w miejscu gdzie od przepychu dźwięków
nie umieramy lecz to są stare przesądy

szkło jest tunelem i tam gasną barwy
nie tylko odmalowanej ściany i jarzeniówki
także sąsiadka wymyka się nam spod kontroli
zacina się w zdezelowanej kasecie
magnetofonowej razem ze swoim psem
przenieśli swoje problemy na taśmę

odtwarzamy się z bratem łykiem papierosa
zaciągając się niepewnymi informacjami
nasza rozmowa wyraźnie się nie toczy
nie komentujemy zamachów bombowych
w Pakistanie czy wyborów prezydenckich
nawet o naszej papudze nic nie wspominamy

a ta potrafi obudzić nas o świcie albo znieść
jajko zupełnie z niczego jak para wodna
i popiół pochodzą z jednej substancji
tak niektórzy mogą mieć trzy etaty
i dopiero wtedy rozumieją że pozostawiony
pod paznokciem inicjał to arcydzieło

 

W trosce o Pana bezpieczeństwo

tak powiedziała Pani w słuchawkę kiedy w pokoju
zawierającym nazwy napotykanych nas rzeczy podczas
odwiedzin u Pani Lipskiej byłej księgowej kilku dobrze
prosperujących firm żony Pana Lipskiego który miał
już na koncie dwa zawały okazało się  że Pani Salamon
tej od syna jej siostry co zrobił dziecko szwagierce
ale podobno miała być sama sobie temu winna
nie wierzy że proboszcza jeszcze nie ma

 

Fuck Buddy

Buddy Rich w wieku 65 lat zagrał fenomenalną solówkę podczas koncertu
na Dominikanie w 1982 roku, przy której strasznie się spocił. Jak koń
wyścigowy wystawiał zębiska z wysiłku, aż podłoże trzeszczało. Podłoże
jest najważniejsze. Jak u Degasa, ruch utrwalony przez oczy śledził
poszczególne etapy galopu. W tych latach zaczął mieć problemy ze wzrokiem,
pomimo tego, nadgorliwy gnojek wciąż lustrował, you know what i’m saying,
asshole? To już nie był ten sam amerykański ogier, chociaż o jego orientacji
nic mi nie wiadomo, podejrzewam, że lubił ostro jebać swoich koleżków. Mother
fucker nie szczędził nikogo. Mamy przecież nagrania. Kiedy obściskiwał się
z Frankiem, poznawał ludzi, zwiedzał świat,  wystukiwał zajebiste rytmy,
mnie jeszcze nawet nie było w planach. Przekręcił się pięć lat później.

 

W grę wchodziło znacznie więcej niż tylko…

Powodów było kilka: byłem chory
miałem kaszel łamiącą gorączkę jakby w dwutakcie
trójtakt oraz wysypkę w miejscach innych
niż wskazywały słowniki trop nie tylko się zgubił
na wybrzmieniu zmieniło się także poruszenie
ciało weszło w ciało ślad sentencji odnalazł się
kiedy nabrałem ochoty poczuć się czytelny
w grę wchodziło znacznie więcej niż tylko
słowa które przebrały się w ruch  jaki trzeba wykonać
aby wejść w pogaszone światła  zajętych nieobecnością
powierzchni stóp niknących w splocie cieni

 

Kolaż

gruboziarnista smuga twarzy rozciera szelest
alabastru rosy w gamy podartych promieni ust
do ust których wciąż używam

 

(75).

poza miastem stoi most
a rzeka jakby była pytaniem
trzęsie się kodem
rój os
kompletnie nieprzetłumaczalny

zaśmiał się jakby sam z siebie
jakby sam z siebie się zaśmiał

 

***

na gwoździach wzdłuż framugi
rozwieszone okna dają się czytać

skoro oni tam są pewnym wzorem
po zgaszeniu światła 4 piętra
mieszkania numer 15 rozsypię się?

wraca Pani zapala światło
rozbiera się równanie jej ciała
z promieniem piersi
gaśnie 

 

Jego głowa mierzona w calach

popołudnia są po to aby były
popołudniami można ćwiczyć
wpisywanie dnia w okręg
imadło poczynań wypada
z drobiny i cała machina staje
w stopniach iskrzą palce
są ryzykiem związku dłoni
z rozkalibrowanym ramieniem
celownik zdania chybia
prawdopodobnie
nigdy go tutaj nie było

 

Niczym jestem nowy

nie jestem niczym nowym
palce lepią się do ściany
już od czwartku
aby nic nie umknęło
w wypełnionej algami
próżni oka odtwarzam igłę
po szybie tak jakbym zamierzał
pokazać ciebie zamykam się
mozaiką gdzie woda jest
i taniec oceanu ciąży grawitacji

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.