W najnowszym numerze...

×

Wiadomość

Failed loading XML...

Literatura

Dział pojemny – zmieści niemal wszystko, co o literaturze napisać można

 

Jest trzynasty grudnia 2013 roku, godzina ok. siódmej rano, zimno, pochmurno, miejsce akcji zmienne w każdej sekundzie, jest trzynasty grudnia, siódma rano. Bohater, zabiedzony bohater w przykrótkim płaszczyku, oczy przekrwione, szuka wytrwale: numer wagonu, przedział, miejsce w przedziale – miejsce w przedziale zajęte już przez urządzającą się na tym miejscu młodą kobietę, sympatycznie wygląda pomyślał bohater, poległ i usnął.
Godzina siódma trzydzieści rano.
Z Gdańska Głównego skład przetacza się do Tczewa, dwadzieścia minut postoju w Tczewie, szurnięcie otwieranych drzwi do przedziału, to kolejna sympatyczna kobieta, bohater udaje że śpi bądź próbuje zasnąć, nie udaje mu się. Oddaje głos bohaterkom.

Już niebawem kolejne Igrzyska Olimpijskie – wyśrubowane do granic możliwości wyniki, zmagania czasem na granicy człowieczeństwa i wszechobecna reklama i komercja. Łatwo zapomnieć, że wznowieniu Igrzysk przez Pierre’a de Coubertina przyświecały idee wszechstronnego rozwoju człowieka, porozumienia między narodami, znalezienia płaszczyzny, na której ludzkość uzyska wyższy stopień rozwoju zarówno duchowego jak i cielesnego, poprzez szlachetną rywalizację. Warto przypomnieć, że zmaganiom sportowym towarzyszyły Olimpijskie Konkursy Sztuki, obejmujące malarstwo, rzeźbę, grafikę, muzykę, architekturę i literaturę (początkowo również choreografię i dramat, ale z tych dyscyplin zrezygnowano bardzo szybko). Pierwsze konkurencje artystyczne (z takimi samymi medalami i dyplomami, jakie zdobywali sportowcy) odbyły się podczas Igrzysk w Sztokholmie w roku 1912. Miały być kontynuacją tradycji starożytnych igrzysk i helleńskiej idei kalokagatii (połączenia dobra z pięknem) – podczas greckich igrzysk starożytnych konkurencje artystyczne stanowiły normę, obok zapaśników i biegaczy nagradzano także np. muzyków. Coubertin, nawiązując do tej idei głosił, że dla człowieka ważny jest rozwój fizyczny, ale też duchowy i kulturowy. I że powinny się one dla dobra ludzkości przenikać i uzupełniać.

Książki „podróżnicze”… Cóż to właściwie jest? Arkady Fiedler czy Kapuściński? Bronisław Malinowski czy Beata Pawlikowska? A może Jack Kerouac i jego W drodze? Książek mówiących o podróżowaniu, byciu w drodze, przemierzaniu i poznawaniu świata powstały zapewne setki tysięcy (a może i więcej – ciekawe, swoją drogą, czy dałoby się policzyć wszystkie napisane i wydane książki). Są bardzo różne i na pewno każdy znajdzie coś dla siebie. Ja wybieram z tej półki książki Krzysztofa Środy, a zwłaszcza Niejasną sytuację na kontynencie oraz Podróż do Armenii i innych krajów z uwzględnieniem najbardziej interesujących obserwacji przyrodniczych. Obie wrzucono do jakże pojemnej szufladki „esej”. To słowo klucz stosowane kiedy nie wiadomo jak określić gatunek publikacji, trudno znaleźć jest schemat, w który się dana rzecz wpisuje. Analogicznie, kiedy nie bardzo wiadomo do jakiego worka wrzucić film, opisuje się go w programach jako „komediodramat” – to słowo to świadectwo bezradności twórców repertuarów. I podobnie jak „komediodramaty”, lubię „eseje”. Wróćmy jednak do Krzysztofa Środy.

W tym roku w okolice Miastka przyjechałam w kurtce, a wyjechałam w krótkim rękawku. Już ten fakt mógłby posłużyć za krótką recenzję ósmej edycji Warsztatów „Pomost”, odbywających się w „Przepiórczej Farmie” w Trzcinnie. Pogoda dopisywała niemal przez cały wyjazd i pozwalała swobodnie korzystać z pięknych okoliczności przyrody, zastanych na miejscu – a było na co patrzeć, gospodarstwo goszczące nas od 30 kwietnia do 3 maja położone było nad samym jeziorem Trzcińskim.

W pierwszym numerze SL w 2015 witałam z radością Rok Witkiewiczów, ciesząc się z tego, że mamy przed sobą 11 miesięcy odkrywania tych znakomitych artystów. Dziś usiłuję wykrzesać z siebie odrobinę entuzjazmu na myśl, że przed nami Rok Sienkiewicza...