Jako główne danie na początek lata daję w Salonie Literackim Marcina Biesa – poetę obecnego na naszej scenie literackiej od dobrych kilku lat (tomików). Wybór nie jest przypadkowy i w sumie osobisty. Jakoś tak naszła mnie chęć na takie poetyckie „męskie granie”, wiersze, gdzie punkt widzenia faceta miesza się z ukradkową czułością, odrobiną biologizmu i obawy. W końcu: „kiedy mówię do ciebie w dowolnym języku, strach brzmi tak samo”.
Gorąco polecam.
Paweł Podlipniak
Marcin Bies: ur. 1982, napisał Atrapizm, Funkcje faktyczne, Renowację zbytków. Wkrótce ukaże się Wybór drozdów. Mieszka w Mikołowie.
mniej
jakiegoś dnia, który inaugurował początek długiej zimy, odludzie i ludzką
jak najbardziej, być może odtąd właśnie ludzką twarz, lusterko
którego zapomniałaś zaczęło pokrywać się szronem
państwa miasta
litera ściany zaczyna się na to samo słowo
bezpańskie psy zaczynają się od słowa zwierzę
bezpański język być może zaczyna się od zwierzęcia miłość
dlatego zawsze bałem się obcych państw, obcych miast, obcych ludzi
najbardziej siebie, kochanie
swoich języków, obyczajów, ślepych ulic
kiedy mówię do ciebie w dowolnym języku, strach brzmi tak samo
takie samo państwo
taka stolica
samo zwierzę
coś słodkiego
wymiotuję, nadmiar śliny powoduje nadmiar wyrazów
zatem wyobrażam sobie opis kafelek, ścian i muszli
przykładam do ucha to mieszkanie, miasto, coś
słychać, mam wrażenie, że wreszcie oddajesz szept
jeśli wiele milionów razy będę go sobie wyobrażał
ktoś w końcu powie na głos: ja pobruszę, ty poczywaj
daj, ja pobruszę
czy jeszcze słowo „znak” jest elementem imprezy
czy jeszcze znak na gałęzi jest sensem, czy jest bez znaczenia
że opuszczasz ten znak? przyroda zawsze daje wyraz
jest to wyraz wulgarny, jak: daj, albo: ja
spójrz w moje okno, zajmuję małą przestrzeń
i pilnie uczę się języka przyrody
pilnie na kogoś czekam, nasłuchuję, włączam mikrofon
już nie mówię: proszę, oddaj. daję znak: przestań
na początku był wyraz
następnie odwróciłem się, zakryłem twarz brakiem wyrazu
opuściłem miejsce, w którym moja nieobecność pozostała
niezauważona. miałkie miasto z miałką matką naturą
nieporzucony papieros, następna ścieżka prowadząca prosto
przez śluzówki, przez krew do tego zimnego, śniącego się
miejsca. na każdym kroku nic, tylko opisy przyrody. jest
mróz i czarno na białym, jakby pokryty śniegiem, wypluty
fragment wyrazu napisany czcionką, której używałaś
kiedy nazywałaś mnie po imieniu
człowiek, który prawie zginął przez Biblię
to prawda: kopnąłem ją, a jedna z jej cieniutkich kartek przecięła
jakąś ważną żyłę.
drugie zdanie
tak się stało, przypadkiem wyrzygałem ważny wyraz
pierwsze słowo o tym, żeby nikomu nie mówić
pierwsze zdanie o tym, żeby nie patrzeć
za późno
do końca tego wiersza będę mówić i patrzeć
raz po raz w stolicę zwierzęcia na literę państwo
słowo wiatrak
wiatrak włączyłem kilka lat temu
gorącym latem, lepiliśmy się, ledwo
składaliśmy wyrazy, tak suchy był
język, wilgotne ciała, taki suchy podmuch
wiatraka. jak fragmenty bałwana –
przylgnęliśmy do siebie. zimno w środku, tu
kilka lat później mówię o tym, mówię, państwo, gałąź
drzewo, miasto, mówię, a ty – idź stąd, opuść stolicę
wiele milionów podmuchów, kilka obrotów ziemi
mówisz: jedyny, jak gorąco, kiedy zeskrobuję
tajemną mapę mrozu z szyby samochodu
Aktualny numer - Strona główna |
Powrót do poprzedniej strony |
© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.