Mogłoby się wydawać, że kilka ciepłych dni po miesiącach zimy nie będzie zachęcało ani do pisania, ani tym bardziej do czytania poezji. Mimo to, kiedy na moim biurku pojawił się nowy zbiór wierszy Mariusza Ropczyńskiego, niemal od razu zabrałam się za lekturę. Ostatecznie, wiosna to także czasz, kiedy wszystko budzi się do życia – czemu więc nie przeczytać czegoś dobrego?
Szata graficzna tomiku już na pierwszy rzut oka wydała mi się zachęcająca. Biała okładka z umieszczonym na niej zdjęciem w skali szarości prezentowała się schludnie i przejrzyście. Skrótowa i nieco bezosobowa informacja o autorze co prawda niewiele wnosiła, ale też nie zniechęcała do lektury. Schludny spis treści i przyjemny w dotyku papier, znane mi już z innych publikacji Wydawnictwa Mamiko, dopełniały pozytywnego wrażenia. Zadowolona, zaczęłam czytać.
Jeżeli miałabym wymienić jakiś szczególnie ważny element przewijający się w wierszach Mariusza Ropczyńskiego, z cała pewnością byłaby to natura. Już w pierwszym wersie otwierającego wiersza pojawia się szumiący w topolach wiatr i wyszarpane/ z ogniska brewiono, martwe truchło/ węża. Przyroda, która wita nas w pierwszym wierszu, przewija się później przez cały zbiór. Pylący orzech, topniejące barwy ziemi, coraz bardziej obrośnięta liśćmi lipa – to wszystko i wiele innych obrazów przewija się przez ten, jak by nie patrzeć niewielki objętościowo, tomik, tworząc świat, w którym miasto tkwi nie tyle w opozycji do natury, co w swoistej symbiozie z nią. Nie oznacza to jednak, że przedstawiony nam świat jest sielski i spokojny. Wręcz przeciwnie, ta pozorna symbioza zdaje się pachnieć butwiejącymi liśćmi i zniszczeniem, całkiem jakby świat stworzony przez ludzi i przyroda mimo wszystko nie mogły koegzystować. Ogród przerasta mchem./ Pod komodą daje się schwytać/ głupia mysz. Nisko nad rotundą zwiesza się niebo, lipce bywają tak gorące, że nawet jezioro może stanąć w płomieniach, a kwiecień lepi się, ciągnie. Nie jest to, mimo wszystko, przyjazny świat, wręcz przeciwnie, wiele tu rozkładu, śmierci, przemijania.
Przemijanie zresztą było drugim istotnym motywem, który zwrócił moją uwagę podczas lektury. Zaczyna się od pozornie nieistotnych rzeczy: ognia rozbierającego resztki buka, wolnych miejsc na peronie, pierwszych kropli deszczu. Ani się obejrzymy, a już przechodzimy do sunącego powoli konduktu, śmierci byłego ucznia, miasta zatrzymanego przez śnieg. Zmiana jest płynna, butwiejące drewno obok dogorywającej zimy, sine mięso królika zlewające się ze śmiercią człowieka. Nie ma tu wartościowania, jest tylko perspektywa świata, który ani na chwilę nie potrafi się zatrzymać, zmienia się – co nieuchronnie prowadzi także do rozkładu, kończenia się, odchodzenia.
Mimo trudnej, przygnębiającej tematyki wielu tekstów, Kwestia wyboru nie jest ciężką lekturą. Skłania do myślenia, tak, ale nie przytłacza czytelnika, nie zmusza do zatrzymania się po jednym czy dwóch tekstach. Być może wynika to z faktu, że autor bardzo umiejętnie operuje obrazami, bez problemu kreuje sytuacje liryczne za pomocą odpowiednio dobranych rekwizytów. Kwestia wyboru to pod wieloma względami zbiór bardzo emocjonalny, jednak autor przez większość czasu zdaje sobie sprawę, że o uczuciach, obawach, nadziejach niejednokrotnie lepiej jest nie mówić wprost. Nawet te pojedyncze potknięcia, które zdarzają się tu i ówdzie, są na tyle nieznaczne, że nie zaważają zbytnio na odbiorze całości. Łatwo jest bowiem przyjąć kilka niezbyt przemyślanych fraz (To wspomnienie trwa nadal. Boli,/ jak żadne), kiedy chwilę wcześniej z kilku słów o bólu głowy i krwawej wybroczyny w oku, ze zwykłej sceny montowania skrzynki na listy wyłania się i strach, i przeczucie czegoś złego, co może nastąpić zaraz, ale jeszcze nie w tej konkretnej chwili.
Po zakończonej lekturze Kwestia wyboru pozostawiła mnie z pozytywnymi wrażeniami. Jest to zbiór o przemyślanej kompozycji, poprawny pod względem warsztatowym i ładnie wydany. Pewnym minusem jest wysokie zróżnicowanie poziomu tekstów – obok naprawdę dobrych pojawiają się tu niestety także i takie, bez których moim zdaniem tomik ten mógłby być znacznie lepszy. Ogólnie jednak, po zakończonej lekturze pozostałam z pozytywnym wrażeniem. Co prawda nie nazwałabym Kwestii wyboru najambitniejszą książką poetycką, jaką w tym roku przeczytałam, ale wiersze są na takim poziomie, że czyta się je z przyjemnością i uwagą. Polecam – nie będzie to stracony czas, a lektura idealnie nadaje się na „rozruszanie się” po długiej zimie. Czas odkurzyć półki, otworzyć okna. Czemu by przy okazji nie nabyć nowego tomiku?
Wszystko zmierza ku lepszemu.
Anita Katarzyna Wiśniewska
Autor: Mariusz Ropczyński
Tytuł: Kwestia wyboru
Wydawnictwo: Mamiko
ISBN: 978-83-65795-12-0
Aktualny numer - Strona główna |
Powrót do poprzedniej strony |
© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.