Dziś kolejna "nowa twarz" poetycka - Oliwia Betcher. Już dziś jest to w pewien sposób osobny i rozpoznawalny głos młodopoetycki. Autorka tym ciekawsza, że zajmuje się również pisaniem recenzji i felietonów. Mówią - "oliwa na wierzch wypływa". Czy Oliwia wypłynie na szerokie literackie wody? Pożyjemy, zobaczymy.
Zapraszam do lektury.
Paweł Podlipniak
Oliwia Betcher - Laureatka projektu Połów 2012. Poetka, felietonistka, recenzentka, tłumaczka, fotografka. Publikowała w prasie polonijnej, w pismach literackich i Internecie.
Mieszka we Wrocławiu.
pożegnalny
I.
nie mów, że wracam do miejsc. pamiętam
powrót babki – matki
tej, którą kazałeś nazywać mamą. wyrzuciła
wszystkie krzyże i obrazki ze świętym Antonim. sprzedała
medaliki. po wszystkim wróżyła,
że dom się rozpadnie. pierwszy raz
miała rację, chociaż nie chcieliśmy
wierzyć.
później podpaliłeś podłogę
w dziennym pokoju. patrząc w ogień, widziałeś
tylko rysy i bruzdy wyżłobione
przez stół przewracany w rytuale
awantury o przypalone mleko (może rozlane
małżeństwo i brak dzieciństwa twoich córek).
kiedy ogień dogorywał na cichym betonie, zabrałeś resztki
rodziny. wywiozłeś z postanowieniem postawienia innych ścian.
II.
nie waż się twierdzić, że wracam
do osób. powstało we mnie odludzie.
kamienista plaża, nad którą nie krążą ptaki. żadne
ryby nie są wyrzucane na brzeg. nie ma łusek
ani ości, które można spalić (nadal chowam blizny
po poparzeniach na nadgarstkach). wychodzę
i proszę, nie pytaj o plany. nie potrafię powiedzieć,
do jakiego stopnia zbrzydło mi niebo
nawet w lipcu białe jak moje policzki.
zostawiam wszystko. możesz nazwać
mnie suką, która ucieka z azylu. pamiętaj tylko,
że bezpański pies nie nauczy się siadać. bezdomne dziecko
nie potrafi kochać.
lekcje
I.
dzieciństwo pachniało przedmiotami, które zawsze są
chłodnym bezpieczeństwem. pragnienia
same zamieniały się w rzeczy. naprawdę marzyłam
tylko, by zostać dzieckiem historii,
a nie wspomnień jak tata,
którego właściwie nie pamiętam
poza krótkimi przebłyskami: zabawa nową cyfrówką,
sukienka w groszki na siódme urodziny, mejle
pisane z końca świata i wypad na pizzę. po powrocie
nauczył mnie nosić słowa, których nie mam
i jeszcze długo nie będę mieć
prawa wypowiedzieć.
II.
szkole zostały lekcje o bzdurach
typu hierarchia społeczna:
najładniejsza dziewczynka w klasie
była jak granica państwa – nie należała do nikogo,
ale wszyscy bronili jej i uważali za świętą.
nie potrafiłam być święta. piersi urosły
dopiero pod koniec liceum. koledzy brali mnie
za przedłużenie krzesła, koleżanki
myślały, że jestem tanią siłą roboczą
w fabryce wysokiej klasy
wypracowań z angielskiego.
III.
świadectwo dojrzałości i cztery lata nad morzem
północnym miały być lekarstwem na wszystko. w ranach
została tylko sól. wiatr roztarł
szansę powrotu, jak zaciera się ślady
na piasku. nauczyłam się nie zostawiać wspomnień,
udawać szczęście jak orgazm czy zadowolenie z wypłaty.
czasem nadal przerażają mnie SMS-y od ojca:
nie wiem, czy milczysz, czy po prostu umarłaś;
i świadomość, że nic się nie zmieniło.
wciąż wpadam na ludzi, chybione pomysły i pod koła
samochodów jadących za wolno. w przypływie entuzjazmu
miewam nadzieję, że to one wybrały złą stronę drogi.
fulguryt
I.
kiedy kategorycznie kazali wymienić nazwisko
przyjaciółki z podwórka powiedziałam pamiętam
jak przychodziła zrywać niedojrzałe orzechy
wreszcie pewnego dnia piorun uderzył w sam środek
dokładnie tam między konarami gdzie bawiłam się
w dom gdzie bałam się wychylić pierwsze piwo
piorun uderzył w sam środek epicentrum
przyjaźni pamiętam paulinka płakała później
ze zmartwienia zerwała znajomość drzewo
wycieli nowi lokatorzy zasłaniało widok myśleli
że może sprowadzić piorun tak na pewno
kiedyś trafi w tamto miejsce mówili między konarami
skąd bała się wychylić tamta dziewczynka kiedy przyszliśmy
z postanowieniem wykupienia domu wycięcia
drzewa przecież potrzebujemy pustych połaci podwórka
II.
później prosili o przemyślenie próby rekonstrukcji
obrazów nie rozumiem jak mogli tak odczytać to jest
potwarz przecież nie chciałam zdominować interpretacji
nie wyczytałam z żadnego wiersza żadnej linijki
medycznej książki nie wierzą mi niech ich diabli porwą
w drobne strzępy jak moją nową sukienkę
kiedyśmy jako podlotki przyszli z piotrkiem na puste
połacie podwórka poszukać kości zagrzebanych zwierząt
pozbierać orzechy rozgnieść zielone łupinki na świeżo
odnowionym chodniku bo nowi lokatorzy lubili
porządek przyprowadzili psy później piły do wykarczowania
roślin bo zasłaniały im widok po wszystkim piotrek
powiedział nie wytną z ciebie tego obrazu orzecha
z podwórka bez przyjaciół będziesz spłacać dług
kiedykolwiek ktoś każe wymienić miejsce
zamieszkania znajomych z podstawówki przykłady
pierwszej poznanej poezji albo kolory obrazów
które chcesz unicestwić ale ciągle są trwalsze
od orzecha przegryzanego przez pięciolatkę
jeśli byłam drugą szansą – mam jedną
żyję w świecie który wyłącznie wydaje się
bezpieczny – urodziłam się druga i naprawdę
przepraszam że nie jestem chłopcem – rodziłaś mnie długo
licząc na lepsze wyniki lżejszą przeprawę i że na pewno nie poproszę
o pomoc w doborze stanika
ze spokojem sprawdzałaś moje piegi – dały pewność że nigdy nie przepłoszę
twojego faceta do nieletniej suki twardą można mieć tylko rękę – raczej niewiele
poskutkowało – plany wcielenia córki w żarty również udały się tak pięknie
jak twoje udawane małżeństwo mała zołza nie okazała elastyczności okazała się
honorowa i chyba nie ma poczucia humoru – w kontekście zdobywania doświadczeń
i dyskredytowania kolejnych świadków bezstresowego wychowania dyskretnego usuwania
z drogi bezstronnych świadków jehowy – natarczywie zasłaniają widok na wiadukt
co do którego posiadam poważne podejrzenia że pewnego pięknego poranka
po prostu z niego spadniesz niszcząc mój nowy samochód
więcej szczęścia nie pamiętam
kobieta w reklamie krzyczy
o nowej konfekcji którą koniecznie muszę mieć
ale zamieniłam ostatnie dirhamy na nowe wydania
konfesji poetów z których się ponoć wyrasta chociaż dorosłość to fikcja
i nie potrafię uwierzyć w nią jak inni w boga że jest
mimo dowodów na nieistnienie
nie ma we mnie wiary z wersów powtarzanych jak mantra
buduję warownię by przeczekać jeszcze jeden atak wiosny depresji i kaszlu
ludzie na brudnych ulicach myślą że mam AIDS epilepsję albo schizofrenię
cyganki wróżą że wiersze rzucą mnie pod ciężarówkę lub zepchną
z dachu wieżowca widzę to całkiem komicznie
przecież śmierć jest stanem umysłu i nie trzeba brudzić asfaltu
tylko ojciec mówi że powinnam mieć dziecko córeczkę ubraną w falbanki
z buzią brudną od czekolady twierdzi że jego to uszczęśliwi a mnie na pewno
naprawi naiwny przecież wiem że nie mam prawa
skazywać żadnego życia na taką matkę i świat
co drwi ze wszystkich ale nikogo
już to nie dziwi
związek jak wiązanie sznurówek po upadku
taki niby niepowtarzalny a zawsze to robi – robi mnie na szaro nazywa myszką
później pieprzy o piciu pilnuje bulimii i buduje legendy o zdolnych kolegach
którzy odznaczają się jedynie przerostem apatii brakiem zarostu rozumu i chęci
na kilka kłamanych komplementów odpowiadają przed sobą jak przed sądem trzymają
traktaty pesymistów stosy złotych wygranych w konkursikach na bardziej komercyjne
wyznania – takie to osiedlowe cwaniaczki w kraju kapitulacji gdzie rozmowa jest jedną
ze sztuk pięknych dziewczyn nie brakuje więc przestanę wreszcie wdzięczyć się do jego
oczu wpatrywać w przereklamowane wspomnienia konkurencyjne księżniczki przecież dobrze
naprawdę może jeszcze być tylko tam dokąd biegniemy nie jest bezpiecznie
już jest jutro
Marcinowi Sierszyńskiemu
I.
trwa okupacja
wnęki przy uniwersyteckiej bibliotece − wnyki
gotowe na przyjęcie każdego kto przetrzyma
książki do matury albo bawi się słabo negujemy deszcz
komercyjną demokrację kapitalne
remonty przy pasażach i burżuazję w tanich taksówkach
pomiędzy opowieściami o oposach i marksizmie zawsze znajdzie się miejsce
na zderzenie zapatrywań na zapatystów czy sposoby komunikacji
międzyosiedlowej postawy przecież mamy zwarte jak szyk bojowy
w przeddzień ataku − wszystko by udowodnić sobie
że jutro możemy coś zmienić albo zwyczajnie że jutro
nigdy nie nadejdzie (każdemu według potrzeb)
II.
spójrz skrajny spokój a M. szaleje z powodu utraty ukochanej
zapalniczki bóg ciągle żyje bo na pewno ukradł − znudziły go błękitne laguny i ciemne
piwa popijane bynajmniej nie dla podtrzymania polaryzacji poglądów
widzisz rozsiedliśmy się i rozsadziliśmy statystyki − przynajmniej na tyle
stać nas cztery dni przed wypłatą cztery tygodnie po przeprowadzce albo cztery minuty
od opuszczeniu pracy (każdy według możliwości)
nawet jeśli nie przestanie padać nie poddamy się chwilowo schowamy
pod parasolem potem powrócimy do przedstawiania światu potrzeb proletariatu do bumelki
coli w ekologicznych butelkach i nadciśnienia zapijanego kolejną kawą
albo znowu zobaczymy się w tym samym składzie
wydaje się: wydałam się
I.
T. próbował przekonać mnie słodkościami. teraz ironizuje na temat
bólu szczęki po ssaniu. pierwszy cukierek
na głodno ma cierpki smak, poza tym
nic nie uwiera, nie cierpnie, ale niech myśli,
co chce. nie cierpię
tego stanu: dla T. jestem laleczką
uwięzioną między marną mamą i potrzebą przytulania. niech myśli,
co chce. przeszłość jest jednoznaczna. nie musiałam zmieniać
łóżek, by w różnych piecach szukać
śladów popiołu, do wielu wnętrz wpuszczać wiatr. wszystko
nieważne. niech wchodzi we mnie jak ręka w przebity bok. bez słów,
bo rzeczy, o których się milczy, istnieją
mocniej.
II.
jak zwykle zaczyna się znakomicie: zaciskam pięści,
później powieki. głaskanie. gadki typu: mów, masz
taki kojący głos. niech myśli, że chcę. dokucza mu permanentny
katar i kolczyk w języku - na szczęście
nie wyczuje, że pachnę debiutem. potrafię więcej
niż starsze koleżanki, bo nie wierzę w granicę, nie wierzę w kolektywną
pamięć (T. nazywa to doświadczeniem, chociaż dostrzegam raczej efekt
zmiany perspektywy). niech myśli, co chce. wydałam się
w ręce wroga. może mnie obracać, oglądać
ze wszystkich stron. w końcu dostrzeże, że czas jest
jedynie wyznacznikiem, nie sprawcą. niech myśli.
Aktualny numer - Strona główna |
Powrót do poprzedniej strony |
© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.