Artur Fryz zmarł 14.11.2013. Pozostawił po sobie książki, ale przede wszystkim konkurs i festiwal Złoty Środek Poezji w Kutnie. Jak się niedawno okazało, impreza będzie miała kontynuację. Powstała także nagroda im. Artura Fryza. Właśnie zakończył się nabór debiutanckich książek w bieżącej edycji. To dobra okazja, żeby opublikować wywiad z Arturem.
Rozmowa odbyła się 19 maja 2013. Okazją było spotkanie autorskie. Artur spytał mnie, czy zaprosiłbym go do Gdańska w ramach mojego cyklu „Miasto portowe”, gdyż wydał właśnie tomik klatka schodowa kieszeń minotaura. Spotkania z tego cyklu odbywały się w różnych miejscach, m.in. w Galerii Warzywniak i właśnie tam zarejestrowano rozmowę (za zgodą biorących w niej udział).
Z tego, co mi wiadomo, jest to ostatni wywiad z Arturem i jedno z ostatnich jego spotkań autorskich. W tym czasie miałem własne spotkanie w innej części Polski, więc poprosiłem o zastępstwo w prowadzeniu Andrzeja Mestwina Faca. Program uzgodniliśmy tylko ogólnie, w większości tematy dyskusji proponował Andrzej.
Spotkałem Artura dzień później (zorganizowałem mu dwa spotkania pod rząd). Posiedzieliśmy w pubie z kilkoma osobami, rozmawialiśmy, z tego co pamiętam, o poetach „nowej prywatności” i o wszystkim, o czym się przy takich okazjach rozmawia.
Podczas redakcji staraliśmy się jak najmniej ingerować w tekst. Artur nie ma już możliwości zgodzić się lub nie zgodzić na te czy inne zmiany. Stąd brzmienie wypowiedzi jest potoczne, nieoszlifowane. Usunęliśmy tylko zbitki partykuł, zaimków i innych wtrąceń, których obecność nie wnosiła nic ani do stylu, ani do treści wypowiedzi. Trzeba dodać, że Artur przez całą rozmowę wypowiadał się płynnie i w dobrym stylu, dzięki czemu podobnych ingerencji było naprawdę niewiele. Zachował się za to naturalny charakter dialogu.
Rozmowa nie była rejestrowana od początku, stąd zaczyna się „z niczego”, postanowiliśmy jednak przedrukować w całości to, co mamy i tak jak jest.
Dziękujemy wdowie, pani Beacie Fryz, za zgodę na publikację wywiadu.
Sławomir Płatek
Artur Fryz: To były ostatnie podrygi tego systemu, to znaczy właśnie próby robienia z ludzi agentów, no takie różne historie… bo ludzie rzeczywiście głównie pili tam, zamiast studiować, więc…
Andrzej Mestwin Fac: Ale mówisz o WSP?
AF: Tak, mówię o WSP; i w związku z tym dość łatwo było tych słabszych namówić, żeby w zamian za to, że nie będą mieli problemów ze zdaniem, czy z jakimś niezdanym egzaminem, jednak trochę poszli na współpracę. Takie przypadki wśród moich przyjaciół bywały. Ja po prostu jakoś szybko zrezygnowałem z tych studiów. Później jeszcze zdawałem na UJ, a w końcu…
AMF: Też na nauki polityczne, czy na polonistykę?
AF: Nie, na polonistykę. Już wiedziałem, to znaczy to mi uświadomiło, że chcę studiować polonistykę. To był ten moment, w którym się zdecydowanie określiłem, że jednak chcę studiować polonistykę.
AMF: Jeżeli studiować, to polonistykę?
AF: Tak, jeżeli studiować, to polonistykę. A później także, że jeżeli studiować, to na KUL, choć to też wisiało na włosku... Może gdyby nie pani dyrektor gabinetu szefa GUSu, pani Agnieszka Komar-Morawska, moja koleżanka, przyjaciółka właściwie do dzisiaj. To było tak, że wszedłem do dziekanatu z papierami, z podaniem. Wcześniej w tygodniku powszechnym wyczytałem ogłoszenie rektora Krąpca, że KUL jest uczelnią otwartą światopoglądowo, także na ludzi niewierzących i tak dalej… Ja właściwie jestem wierzący. Cały czas byłem wierzący, ale ten motyw wolności był dla mnie bardzo ważny, w związku z czym przyniosłem papiery i człowiek w dziekanacie mówi mi, żebym zaświadczenie od proboszcza dał, że jestem praktykującym. No więc ja się wściekłem i mówię (zareagowałem dość spontanicznie) - to wasz rektor kłamie? No i mówię: to ja pieprzę, wezmę te papiery na UW zawiozę i rzeczywiście wyszedłem z takim zamiarem. Na szczęście siedziała tam właśnie, chyba jako anioł zesłana, Agnieszka Komar, której wówczas nie znałem (była wtedy na drugim roku), zobaczyła, że taki wzburzony wychodzę i zapytała mnie, co się stało, zaczęła mnie uspokajać. Powiedziała mi, że to jakiś głupi (...), że tak naprawdę to najwyżej pójdziemy do dziekana, no i rzeczywiście udało się: zostałem na tej uczelni, zdałem egzaminy. Jednocześnie się zdawało historię i polski - był egzamin łączony, praca pisemna. Ta praca pisemna mnie uratowała… siostra mnie pytała z historii i oczywiście przyczepiła się do dat – rozbicie dzielnicowe miałem, a ja jestem szalony. Jeśli chodzi o zapamiętywanie – wszystko mi się chrzaniło i byłem pewien, że już nie zdałem, a wtedy… To było o tyle zadziwiające, że siedział Sawicki, o którym nie wiedziałem, że to Sawicki, tylko siedział facet i czytał coś. Okazało się, że czytał moja pracę. Ta praca wtedy była… no szpanowałem trochę, bo to była praca dotycząca „Kosmosu” Gombrowicza – to była ambitna rzecz. Wtedy rzeczywiście tylko bezdebitowo dostępnego i raczej mniej znanego z prac Gombrowicza. Wyszedłem z tego egzaminu z przekonaniem, że oblałem historię. Idę więc ze spuszczoną głową powoli, a słyszę tupot za sobą, bo to się jeszcze zdawało – taki był ciąg: dwójka się przygotowywała, a jeden odpowiadał – więc Agata Jastrzębska biegnie za mną i mówi, że „pan profesor Sawicki prosi, żebyś poczekał”. No to czekam, profesor Sawicki wyszedł i mówi tak: „no wie pan, coś panu ta historia nie poszła, ale przekonałem siostrę Zdybicką, że daty nie są najważniejsze”.
AMF: To znaczy, że cos żeś powiedział!
AF: No tak, bo ja ogólny zarys znałem oczywiście tych wszystkich wydarzeń. No i mówi: „ale wie pan, przeczytałem pana pracę i uważam, że powinien pan studiować”, a ponieważ on był wtedy chyba nawet zastępcą rektora czy vice rektorem, to mówi: „ja dysponuję miejscami rektorskimi, więc może pan uważać się za przyjętego na studia”, więc miałem załatwione. Także rzeczywiście w tej całej historii było takie pozytywne to i rzeczywiście z Sawickim do tej pory się jakoś tam przyjaźnimy. Oczywiście tak, jak uczeń może się z mistrzem przyjaźnić. Bardziej Wojtek Kudyba został w tym kręgu, a ja stamtąd uciekłem, ale to wynikało z tego, że dość wcześnie zostałem ojcem. Profesor się trochę przestraszył, bo już miał dwóch doktorantów, z których każdy był w neokatechumenacie i każdy miał dużo dzieci (byli to Władek Panas i Józek Japola) w związku z tym uznał, że Fryz będzie takim doktorantem i trochę się wycofał z tych propozycji w związku ze mną, więc uciekłem.
AMF: Pisałeś u Sawickiego pracę?
AF: Pisałem u Sawickiego pracę.
AMF: O czym?
AF: Już wcześniej się to skrystalizowało, pisałem o nowych poetach. To znaczy nowych – dla mnie wtedy to byli nowofalowi poeci. Ale też Polkowski… to znaczy – kategoria przestrzeni… już nie pamiętam jak to się dokładnie nazywało, ale w każdym razie były to takie eseje. Zresztą tak samo mój doktorat mityczny wyglądał, że są to takie eseje o paru poetach współczesnych. Teraz to jest właściwie na pewno Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki, Wojtek Kass i niewiadomo kto jeszcze. Reszty jeszcze nie napisałem.
AMF: Ale jakieś tematyczne?
AF: Jeśli chodzi o doktoraty, to się zaczęło od „osoba i osobność w nowej poezji polskiej”, ale zmieniło się na „geografia polskiej poezji współczesnej”. Pojawiła się kategoria przestrzeni i o tym będę pisał.
AMF: Magisterska praca też była o przestrzeni? Czy nie?
AF: Tak, tak, doszedłem do wniosku, że przestrzeń mnie bardzo interesuje.
AMF: Ciekawe. A propos geografii literackiej w Polsce – to właśnie zaintrygował mnie ten Lublin, to przenoszenie się i Kutno, gdzie sprowadziłeś się w 1989 roku i jak już mówiłem przed chwilą, bardzo aktywnie zacząłeś tam działać. Od początku tak było? Co cię tam sprowadziło oprócz spraw prywatnych?
AF: To normalne okoliczności, absolutnie prywatne – żona moja stamtąd pochodzi. Myśmy już mieli trójkę dzieci, bo ja właściwie tę trójkę swoją zaliczyłem podczas studiów, w związku z tym byliśmy już umęczeni mieszkaniem na stancji – to był podstawowy powód. No i poza tym ja od trzynastego roku życia właściwie wychowywałem się sam, nie miałem żadnego zaplecza finansowego. Musiałem pracować po prostu. Musiałem pójść do pracy, bo skończyła mi się renta po mamie, moje źródło utrzymania.
AMF: A co robiłeś? Pracowałeś fizycznie czy dawałeś korepetycje?
AF: Wiesz, ja już po studiach zacząłem uczyć w szkole, po prostu zacząłem być polonistą. Natomiast w trakcie studiów oczywiście różne rzeczy: wagony, słynne wagony…
AMF: Przenoszenie szaf też?
AF: Tak. Byłem też stróżem nocnym, to było bardzo dobre…
AMF: Niektórzy do dzisiaj stróżują, znamy takich, z zamiłowania, znamy takich…
AF: To jest cudowne zajęcie, naprawdę. Były różne śmieszne wydarzenia, jak byłem tym stróżem … No bo to były jeszcze te realia PRLu i miałem zmiennika. Ja tam spałem, ale to były bardzo niewygodne warunki, dlatego, że nie było żadnego łóżka ani nic, tylko po prostu biurka, bo to była szkoła jakaś zawodowa, duża, w Lublinie, przy Placu Unii. No to ja się kładłem na takie biurka złożone i tam próbowałem spać, i nagle pewnej nocy ktoś mi wlazł do tego biura …
AMF: Kiedy spałeś?
AF: Patrzę: jakiś facet z pieskiem. Okazało się, że to mój zmiennik. Po prostu nie było go ileś tam dni, więc przyszedł podpisać listę… I takie później znajdowałem fajne wpisy w tej liście, że „Panie, tam powiedzmy, Marku, proszę nie wpisywać się na dwa tygodnie do przodu”. (śmiech)
AMF: Teraz to chyba nie do pomyślenia…?
AF: No dzisiaj chyba nie… No ale tak to było. Tak, że tych prac było sporo. Różne rzeczy robiłem. Byłem pomocnikiem malarza – to był dość długi epizod.
AMF: Zostawmy pracę. Kiedy zacząłeś pisać? Ja wiem, że to jest może banalne pytanie. Wojciech Kudyba mówi, że już wtedy na studiach byłeś świetnym poetą...
AF: Nie, to przesada oczywiście.
AMF: …a przynajmniej zdradzałeś bardzo duży talent poetycki.
AF: No tak, taka legenda krążyła podobno. Ja po prostu rzeczywiście tym żyłem, to znaczy…
AMF: Poezją?
AF: …bardziej żyłem tym, niż pisałem chyba dobrze, ale po prostu byłem zainteresowany tym. No, więc oczywiście, jeśli ktoś wtedy na KULu studiował, to pewnie wiedział, że to jest ten poeta, w tym sensie, że na polonistyce… Bo ja wtedy właśnie wydawałem Wertepy … robiłem spektakle…
AMF: Poetyckie?
AF: Tak, takie poetyckie spektakle. Zresztą anektowałem to. Dzisiaj taki mój znajomy reżyser mówi, że w nim to zostało do dzisiaj, że te moje spektakle były zadziwiające. Była tam taka tradycja, że jasełka wigilijne były i te jasełka, oczywiście, w moim wydaniu były straszliwie ponure. (śmiech) Ja się dziwię, że oni to znosili w ogóle wszystko. I do tego ja anektowałem wszystkie te rzeczy, które się ze mną działy, czyli tam były właśnie pieluchy moje, wózki moich dzieci, to wszystko tam pakowałem do tego plus to, co jeszcze czytałem…
AMF: Swoje teksty też?
AF: Tak, swoje teksty też, ale i cudze teksty. To były takie mieszaniny totalne. Zresztą rzeczywiście ja się angażowałem wtedy w dużo rzeczy… między innymi tutaj gdzieś jest ślad w tym najnowszym tomie. Bo też był taki Jurek Patelka – szef koła filmologicznego z kolei i z nim robiliśmy filmy.
AMF: Tak, wiem Niemy film.
AF: No tak, Niemy film. Tak, że rzeczywiście… To znaczy spotykałem się z takim podziwem polegającym na tym, że miałem dzieci…
AMF: I działałeś?
AF: I wychodziłem z tego… Oczywiście cierpiała moja żona na tym. Ona też studiowała, jeszcze coś tam musiała kończyć, no ale rzeczywiście jakoś w to… Tak, że ja po prostu uchodziłem może za poetę, ale czy ja wiem…
AMF: Ale pisałeś już wtedy?
AF: Pisałem. To znaczy wygrywałem jakieś konkursy…
AMF: Właśnie tu jest mowa o tym konkursie.
AF: Pamiętam, że Waldek Gasper pojechał, bo ja wtedy miałem jakieś takie… Dzisiaj tego nie rozumiem, na młodych się wściekam, ale tak samo się zachowywałem, że wygrałem konkurs, no to oczywiście uważałem, że to jakby psi obowiązek organizatorów, żeby mi wysłać pieniądze i że w ogóle po co ja mam tam jechać i tak dalej. Dzisiaj jako organizator wiem, jak to jest mi potrzebne, żeby autor przyjechał, żeby był i że ostatecznie no to jest też jakaś moja służba dla niego i że warto podziękować chociażby tym, którzy się tym zajmują. No, ale wtedy tego nie do końca… Ja oczywiście o tyle byłem usprawiedliwiony, że oszczędzałem – po pierwsze. Wyjazd łączył się z tym, że trzeba było wydać jakieś pieniądze na wyjazd…
AMF: Tak, we Wrocławiu wygrałeś.
AF: No tak, tak. No i to Waldek, pamiętam, że Waldek Gasper później znany z telewizji pampersów i z tego ruchu, on pojechał… Zresztą ja w ogóle wyciąłem numer, ponieważ oni mieli już plan na to koło polonistów, bo oni byli tam mocno związani z Marcinem Królem, z podziemiem, z Michnikiem nawet…
AMF: W kole polonistów – gdzie? Na KULu?
AF: Na KULu. I nagle ja wygrałem te wybory.
AMF: Aha, tak jak do samorządu?
AF: Tak, tak… jak na koło polonistów. No i oni mnie już musieli traktować… Ja po prostu z nimi współpracowałem. Zrobiliśmy sesję „Literatura źle obecna” na KULu. To była druga taka sesja, bo, pewnie niektórzy z państwa pamiętają, że była taka ‘80/‘81 rok.
AMF: Tak, była. Nawet książka taka była.
AF: A później myśmy zrobili taką jakby reedycję już w realiach… To znaczy formalnie stan wojenny już był zniesiony, ale praktycznie była jeszcze podziemna telewizja Nowa i tak dalej.
AMF: Czyli działeś?
AF: Tak, miałem taki duży tekst o poezji stanu wojennego. On przede wszystkim był ważny o tyle, że była to naprawdę pokaźna bibliografia tych wszystkich prohibitów, więc ludzie jak przyjechali z innych uczelni, to ode mnie kopiowali głównie tę bibliografię.
AMF: Ale podpisywałeś się pod tymi tekstami?
AF: Tak, tak.
AMF: Już się podpisywałeś jako Artur Fryz? To już nie było…
AF: Nie, nie. Ja bardzo chciałem działać w podziemiu, tylko jakoś poza tymi takimi kontaktami… Zresztą to są sprawdzone kontakty, bo Jurek Wójcik, który ma drzwi obok Michnika w Agorze to był mój kontakt na Notatnik polityczny na przykład. A dopiero teraz, po latach, się dowiedziałem, kto w tym Notatniku działał. Ja byłem wtedy taki… bardzo bym chciał być bohaterem, ale nie bardzo miałem możliwości. Tak, że to tak wyglądało…
AMF: No, ale działałeś, robiłeś coś.
AF: No tak, ale wiesz, to nigdy się nie wiązało z jakimś prześladowaniem. Dostałem parę razy pałą i to wszystko.
AMF: Jak wiadomo… (śmiech publiczności) mówię – tak jak wielu wie – z autopsji. W Gdańsku to można było dostać… Coś chciałem powiedzieć… Ja już nie będę tego czytał dalej, bo to tego jest bardzo dużo: poeta…
AF: Tak, przejdźmy do wierszy może…
AMF: Czyli świat, Miasto nad bitwą 24 sonety municypalne – to jest dobre wydanie, to jest debiut, o którym już Suchanek powiedział, że Artur Fryz nie zachowuje się jak debiutant - nie ma w nim żadnej arogancji, nie ma tutaj żadnych skuch, jakbym powiedział, poetyckich. Pełnoprawne, dobre wiersze. Tak, jakby autor już miał za sobą kilka – cztery albo pięć tomików. Tak napisał o tym Suchanek. I to się w stu procentach zgadza. Może się podobać lub nie podobać. Ale nie ma tego „grzechu debiutanta”.
AF: No tak, ale ja już byłem starym człowiekiem…
AMF: Byłeś starym, powiedziałbym „dojrzałym poetą” może, ale przede wszystkim takim „zaprawionym w bojach”.
AF: No tak, bo ja rzeczywiście pisałem przecież wcześniej…
AMF: I publikowałeś też.
AF: I publikowałem. To znaczy właściwie: nie, nie publikowałem. W ogóle o to nie zabiegałem, no ale oczywiście później miałem taki okres skupienia się na rodzinie, na tych wszystkich obowiązkach, sprawach życiowych, ale to nie znaczy, że zarzuciłem pisanie. Choć nie, trochę jednak zarzuciłem, znaczy mniej się tym zajmowałem, no… była właściwie próba odejścia od tego, ale okazało się, że ja nie umiem żyć bez pisania i w związku z tym jak już przeszedłem tę próbę, to już później powiedziałem: tak, to jest mój los, muszę się tym zająć i już od Miasta nad bitwą tak to było.
AMF: 2001 rok?
AF: No troszkę wcześniej. Powiedzmy jak wygrałem, to było chyba w ’98 kiedy roku wygrałem… Jest taki konkurs w Płocku, Broniewskiego, O liść dębu, był tam Maciek Woźniak między innymi z laureatów…
AMF: …który był tutaj u nas.
AF: I z którym jesteśmy zaprzyjaźnieni. Ja od początku mu towarzyszyłem, od jego debiutu. Jak Srebrny ołówek się ukazał, to nawet spotkanie mu organizowałem w Kutnie i tak właściwie towarzyszymy sobie trochę po drodze, chociaż oczywiście z daleka, spotykamy się od czasu do czasu…
AMF: Trochę inne środowiska.
AF: Tak, trochę inne środowiska.
AMF: Trochę inna poetyka. Ale gdzieś, powiem, że macie coś wspólnego, pewną wyobraźnię językową.
AF: Tak, my rzeczywiście… Teraz też będzie i w tej antologii. Tak, robimy wspólnie różne rzeczy. Czasem…
AMF: Powiedz: w jakiej antologii?
AF: No właśnie… Nie, bo to…
AMF: Dobrze, tajemnica jeszcze.
AF: Nie, nie, powiem o tej antologii…
AMF: Dobrze.
AF: …tylko może najpierw trochę wierszy?
AMF: Trochę wierszy. Ja tu mam zaznaczone, przepraszam, że tak wypytałem o to, bo chciałem powiedzieć, pokazać poetę… Bo bardzo często jest tak, że poeta zajmuje się przede wszystkim poezją albo wykłada gdzieś, albo jeszcze dodatkowo ewentualnie coś robi. No ma dzieci, żonę czasem ma, czasem nie ma. A w niektórych sytuacjach… (śmiech publiczności) Ty jesteś takim poetą, który dla mnie jest…
AF: Ja mam wszystko. Poza partnerem. (śmiech)
(z publiczności) - A psa? Czy poeta ma psa?
AF: Mam takiego psa u szwagra, który…
AMF: No to jest!
AF: …bo uważam, że pies powinien mieć kawałek ogródka.
AMF: Aha, a ty nie masz.
AF: A ja nie mam, niestety…
AMF: Nie masz, no to dobrze. (śmiech publiczności) Nie, bo się zastanawiałem nad tym wierszem Klatka schodowa, ale dobrze. W takim razie ja mam parę wierszy, które chciałbym, szczególnie z tego tomu poprzedniego, tak, że bym cię prosił. Czytanie z księgi Świętego Kłapouchego.
AF: Ja bym chciał oczywiście szczególnie czytać z nowego.
AMF: Dobrze, dobrze. A masz wybrane? Bo ja też mam tutaj wybrane. Ale najpierw chciałbym, żebyś przeczytał taki dłuższy wiersz Osobowym do Kościana. On jest też w tej antologii Pociąg do poezji.
AF: Tylko tam jest… Moment, mogę przeczytać z tej antologii?
AMF: Tak, proszę.
AF: …tam chyba jest trochę zmieniony, bo ja staram się nie drukować tej samej wersji. Zawsze tylko jest jakiś… Ta zmiana jest niewielka, ale…
AMF: Ale znacząca. Proszę.
AF: Taka niewielka zmiana czasem jest ważna…
Osobowym do Kościana
AF: Byłem w tym Kościanie. Bo to wszystko jest prawda. To, co ja piszę, to jest prawda.
AMF: W Zgierzu też byłeś?
AF: W Zgierzu tez byłem. Nie raz.
AMF: Ty chciałbyś czytać jeszcze…
AF: Niedostatek.
AMF: …bo ja chciałem jeszcze z Kłapouchego…
AF: No dobrze, dobrze. Niech będzie…
AMF: …bo tu jest takie wiersz, który jakby nawiązuje trochę do tego, o czym pisałeś w Pociągu do Kościana – Moje kukułcze jajo... Jakbyś mógł to jeszcze…
AF: Tak, tak.
AMF: Karteczkami sobie założyłem to, co uważam za ważne.
Moje kukułcze gniazdo…
AF: Rzeczywiście z Eugeniuszem się przyjaźnimy, można tak powiedzieć. W czasach studenckich, mówię, bardziej on mnie rozpoznawał niż ja jego, ale po latach się spotkaliśmy… On przypomniał mi to i rzeczywiście jakoś sprawia mu przyjemność przebywanie w moim towarzystwie, mnie również w jego, no więc spotykamy się także…
AMF: Prywatnie.
AF: …prywatnie. W Warszawie mamy takie miejsce – „Bar Warszawa”, tam czasem się spotykamy, jak mamy ochotę… Znaczy: głównie ja gadam, taka jest kolej rzeczy. Ale on to lubi. On mniej, na ogół mniej… Ale udaje mi się go rozbawić, co nie jest takie proste.
AMF: Tak, to prawda – niełatwo rozbawić Dyckiego. Natomiast, dlaczego chciałem ten Osobowy do Kościana: ponieważ tam są trzy ważne momenty, które są, wydaje mi się, istotne nie tylko dla tego tomu Czytanie z księgi świętego Kłapouchego, ale też Klatka schodowa kieszeń minotaura. Trzy ważne dla ciebie momenty: pierwszy to jest historia, która ci towarzyszy. Towarzyszy ci już od początku, to jest od czasu, kiedy napisałeś Miasto nad bitwą. Właściwie historia Kutna. Historia Kutna jako miasta. Historia tego, co się działo w Kutnie, tak można powiedzieć, ale też to nie jest opis dokładnie historyczny, ten tom to bardziej poetycki opis. Z drugiej strony kwestia pewnych zapożyczeń: to tam słyszeliśmy Demarczyk czy...
AF: Tuwima.
AMF: Tuwima. Ja mówię: Demarczyk, bo to Tuwim przez Demarczyk, w tym sensie. Z drugiej strony te kresy, to wszystko – to historia. Historia wielka i historia mała, historia rodzinna, czyli babka. Prawdopodobnie to jest… Nie wiem, nie będę cię pytać czy to prawdziwa historia…
AF: To jest prawdziwa historia. Wszystkie są prawdziwe.
AMF: Wszystkie są prawdziwe. …I to jest pisane w taki sposób… Dla poezji ważny jest język, czyli twój stosunek do języka. Twórczy. Nie zapytam, czy on jest ważny, bo widać po wierszach, że język jest ważny dla ciebie, ale… Może tak: czy ty się czujesz poetą lingwistycznym, awangardowym w jakimś sensie? Takim, jak nazwał to w pewnym momencie Przemysław Dakowicz, że ewidentnie jesteś z tradycji lingwistyczno-językowej od Przybosia, z tamtych stron. Czy można tak o tobie powiedzieć?
AF: Powiedzieć o mnie można wszystko… To znaczy tak: jak kiedyś Radosław Marek Rymkiewicz w jakiejś tam naszej korespondencji napisał, że on dostrzega we mnie wpływy Czechowicza i miał rację stary Rymkiewicz, bo to był jeden z pierwszych poetów, którego przeżyłem jakby najbardziej. To właśnie był Józef Czechowicz. To były jeszcze lata licealne i rzeczywiście to był poeta, na którym uczyłem się być poetą. Stąd na przykład te moje uparte małe litery i tak dalej…
AMF: Śpiewność?
AF: Śpiewność też, tak, tak.
AMF: Rymowanki.
AF: Ale nie jestem tak sielski, na pewno, aż tak dużo pejzażu nie ma w moim pisaniu. No i poza tym ta muzyczność jest jakoś tam przełamana jednak, tak mi się wydaje. No w każdym razie to trochę jest tak, że te rzeczy są mi bliskie… Ale ja się nad tym nie zastanawiam. To znaczy, te wiersze, o których mówiliśmy – ten Przybyłowskiemu dedykowany…
AMF: Tak, tak. Ten krótki czterowiersz.
AF: Ten krótki, który się Zadurze podobał jakoś… A ja myślę, że nikt jeszcze nie napisał, jak było naprawdę, bo taka jest konkluzja. To rzeczywiście jest niby banalne, ale dla mnie to jest ciągle najbardziej inspirujące. To napięcie wynikające z tego, że chcę powiedzieć coś naprawdę. Jakich środków do tego użyję, to już jakby…
AMF: Drugorzędna sprawa.
AF: Znaczy: to jest bardzo ważne … Zresztą jakby porównać te moje książki, to się zmienia rzeczywiście, bo ja dużo jednak minimalistycznych rzeczy robię.
AMF: W każdym tomie.
AF: W każdym tomie, ale…
AMF: W tym ostatnim, przepraszam że ci przerwę, jest tego więcej i to są takie celne strzały. Szczególnie Nad buty są świetne. Jeżeli przywołałeś ten wiersz o poecie Przybyłowskim, to w takim razie chciałbym, żebyś go przeczytał. On się nazywa dosyć… Prawda, prawda.
Młody poeta Przybyłowski…
AMF: Meta wiersz po prostu. Meta-meta.
AF: Ale zabawa poważna. To znaczy… Sprawa jest poważna.
AMF: Rozumiem, że to ma służyć… Właśnie… To w takim razie, czemu ma służyć ta poetyka? Na przykład taka prostota, która jest w tym wierszu. Czemu ma to służyć? To jest pytanie, to jest sprawa otwarta.
AF: Oczywiście, Miron Białoszewski również, ja się uczyłem na tym takiego wiersza, który jest zaproszeniem dla czytelnika. Ten wiersz ma bardziej zapraszać do własnej podróży, niż wytyczać. Wskazuje jakieś kierunki, ale nie zamyka. Najbardziej lubię, jeśli to mi się udaje. Jeśli ten wiersz niczego nie zamyka, ale coś otwiera.
AMF: To był zresztą zarzut wielu krytyków. Nie każdy do końca nie wiedział, czy w tym tomie ty jesteś za czy przeciw.
AF: No właśnie, no właśnie.
AMF: Czy mówisz jednoznacznie, czy serio, o chrześcijaństwie mówisz, czy nie. A mi się to właśnie podobało, bo to ma być sprawa otwarta, ma być sprawa właśnie taka jak z tym Przybyłowskim, chociaż akurat, wydaje mi się, ten tekst jest akurat bardziej bezpośredni niż na przykład w Osobowym do Kościana, gdzie język jest… jednocześnie są tam poruszone sprawy historii, ten język jest bardziej odnoszący się do historii i też to jest język cytatów, pewnych tropów. A z drugiej strony nagle masz tez taką frazę brzmiącą jak mowa potoczna: jak? No właśnie jak, no ten, pamiętamy, ten, no jak on się nazywa? Jezus Chrystus, tak? No właśnie. – I w tym momencie przełamujesz to. Ja mówię: Demarczyk. Ty mówisz: Tuwim. Owszem! Ale ludzie pamiętają Demarczyk. Ja wiem, że Tuwim, tylko że w tym momencie…
AF: Nie, no tak, oczywiście, rozumiem.
AMF: …to tak jak z tym Baczyńskim, którego się tam wyciąga z Demarczyk i nagle jest pewien pastisz… I potem „już jadę / jadę do Kościana / jadę po coś”. Ty zmieniłeś coś? Tutaj ten ostatni…
AF: Coś z niczego. Tu jest „niczego”. Już mi nie brzmiało to coś z niczego, więc uciąłem i dlatego „ni”. Po prostu jest „ni”. To jest taka drobna zmianka, ale rzeczywiście. Minimalne zmiany są istotne, dlatego ja opowiadam często taką anegdotę o tej książce, bo tam właściwie Piotrek Grobliński – redaktor tej książki - dołożył jedną literę, ale ona naprawdę bardzo zmieniła wymowę całej książki. Bo w założeniu ten tom miał się kończyć takim wierszem ŚĆ, prawda, gdzie był tylko tytuł, a on dodał to „i”. To jest „i” jest kluczem właśnie.
AMF: To jest „śći”.
AF: To jest „śći”. Bo tom się zaczyna wierszem CZE, prawda, trzeba pamiętać, że to jest taka klamra. Ale to „i” było mi bardzo potrzebne. Tym bardziej, że to właściwie od tyłu czytane daje „iść”. On mi zaproponował i ja powiedziałem: fajnie, to mi się podoba, to jest to. Im dłużej piszę, tym chętniej korzystam z cudzych podpowiedzi. Bo to jest taka próba… Jak próbujemy otwierać swoją wyobraźnię, to często też inni otwierają naszą wyobraźnię. Warto z tego korzystać. I ja z tego korzystam, jeśli tylko mogę i jeśli uważam, że to jest słuszne. Poza tym oczywiście różnie się tam z Piotrem pracowało, w różnych kwestiach. On bardzo nie lubi tego tytułu, do tej pory krzywi się ogólnie…
AMF: Czytanie z księgi świętego Kłapouchego.
AF: On jest na tyle trudny, że nawet Topos pokręcił.
AMF: Pomylił się?
AF: Tak… Źle tam, wiesz, w nocie o mnie, która tak chodziła cały czas… Ja nie zwracałem na to uwagi, ale w końcu…
AMF: A jak przemienili?
AF: No nie wiem, czy Księga świętego Kłapouchego no w każdym razie jakoś tak...
AMF: Ja też to tak zmieniałem. Muszę powiedzieć, że przekręcałem to cały czas.
AF: No właśnie. To jest takie niewygodne.
AMF: …ale musze powiedzieć: to ma sens. Właśnie w ten sposób.
AF: No tak, tak. Ja się uparłem, że tak ma być. Oczywiście to są śmieszne historie, bo mamy do czynienia z takimi interpretatorami, że na przykład… No nie będę wymieniał z nazwiska, ale to, że tu jest osioł na przykład na tym, to już jakoś… kogoś tam inspiruje do tego, żeby to z oślimi ziółkami na przykład powiązać. Więc jakbyśmy mieli się przejmować tym, co zrobią interpretatorzy z tego, co my piszemy, to byśmy pewnie musieli nie pisać w ogóle. Więc ja zostawiam to. Znaczy okładka jest wymyślona przez wydawcę. Ja po prostu przyjąłem którąś z kolei wersję, niespecjalnie zachwycony tym. Ale jest okej, no. Nie czepiam się.
AMF: A tytuł? Jest wymyślony przez twoją córkę rzeczywiście?
AF: Tak, tak. Jeśli chodzi o warsztat, to tak: staram się łapać, zapisywać takie jakieś perełki, które słyszę. Więc rzeczywiście – słuch też jest ważny. Wzrok jest dla mnie ważny. Wzrok jest ważny, ale słuch też. Słyszę jak ludzie mówią, co ludzie mówią. A to była taka rzeczywiście sytuacja, która też trochę pokazuje… bo ona w gruncie rzeczy, jakbym klucz biograficzny zastosował, to pokazuje też mnie jako chrześcijanina… No bo to rzeczywiście nasze dziecko… Żeby tak powiedzieć, musiało widzieć rodziców czytających Biblię. No nie dało się inaczej. Ona wzięła jakąś tam książkę i naśladowała po prostu czytanie z księgi świętego Kłapouchego. Skontaminowała te dwie lektury…
AMF: Chatkę Puchatka, tak?
AF: Tak, tak, tak…
AMF: To zresztą odbiło się w wierszu.
AF: Mhm… Zresztą rzeczywiście bardzo lubię tę książkę. Jest świetna. Mówię o książce Milnego.
AMF: Myślałem, że o czytaniu z księgi świętego Kłapouchego…
AF: Nie, nie. Mówię o książce. O Chatce Puchatka… To co? Jeszcze coś czytamy?
AMF: Tak, tak. Oczywiście! Ja chciałem jeszcze mimo wszystko… Powiedziałeś o wierszu Cze, to może…
Cze
AF: A mogę jeszcze Erotyk elektryczny przeczytać?
AMF: Proszę bardzo!
AF: Bo ja lubię erotyki czytać. Ostatnio czytaliśmy na… To była piękna impreza. Ślub Sławka Matusza. Siedemnaście osób, z czego piątka poetów. Reszta nie-poetów się wyniosła po tej fazie jak zaczęliśmy czytać erotyki (śmiech). Ale najśmieszniejszy był Karol Bajorowicz… Nie wiem, czy państwo się zetknęli. To taki debiutant. Wygrał w tamtym roku konkurs w Kutnie na debiut książkowy… późny debiutant. On taką bardzo lingwistyczną poezję uprawia i próbował wykonać to z takim grajkiem. Bo tam był grajek, który grał na jakimś keyboardzie i próbował to śpiewać na tym weselu, co już było przedsięwzięciem rzeczywiście szalonym.
Erotyk elektryczny
AF: Ale nie tylko, takiego właśnie połączenia. Sacrum z profanum w tym…
AMF: …to à propos biblijnych wpływów.
AF: Chociaż ja uważam, że to jest sacrum. To znaczy seksualność jest bardziej sakralna dla mnie.
AMF: To takie dość dziwne. Niektórzy uważali, że to jedno z drugim powinno się bezpośrednio łączyć…
AF: Co oczywiście jest ryzykowne bardzo.
AMF: Tak, to jest bardzo ryzykowne. Może być nie do zrobienia czasami. Ale jest… boję się, że jest to jakaś sfera, która daje dostęp do sacrum. Ale ty bardzo chcesz ten Klatkę schodową.
AF: Tak, bardzo, bo to jest moja nowa książka. Bardzo dobra zresztą. (śmiech)
AMF: Dobrze… bo ja miałem tu jeszcze do poczytania Net ewentualnie i Chatkę Puchatka…
AF: No mogę przeczytać Net. Bo z Netem się wiąże taka anegdota - Piotrek Grobliński był strasznie przejęty, bo on robi gry uliczne. Taką zabawę w Łodzi polegającą na tym, że… Ja nie wiem dokładnie jak on to robi... W każdym razie tnie wiersze poetów i później w różnych miejscach ludzie szukają. Robią takie podchody. Szukają tych słów, później mają ułożyć z tych słów wiersz. No i po raz pierwszy w przypadku mojego wiersza się spotkał z sytuacją, że nikt nie był w stanie ułożyć tego wiersza. Doszedł do wniosku, że to musi być kiepski wiersz, ale ja mówię, że niekoniecznie. Są tacy, którzy uważają, że on jest niezły.
Net
AF: To są moje tenisowe zainteresowania. Możemy pojechać tym tenisem dalej?
……… (szept)
AF: Nie, nie, ja nie chcę się tu wcinać. Prowadź, Mistrzu… To, co? Czytamy?
AMF: Czytamy z tego.
AF: Ten Tenis?
AMF: Nie…
AF: Nie, Przed klatką. Dobrze.
Przed klatką
AMF: No właśnie. CHWDP.
AF: …i tutaj Sławek Matusz dodał takie rozszerzenie, które ja wykorzystam, tego skrótu: „Chrystus Wielbi Dzień Powszedni”.
AMF: Ale potocznie to się rozwija inaczej.
AF: Tak, to się inaczej kojarzy, ale to rozszerzenie bardzo mi się podoba i on to zresztą zapisał tutaj, w tej książce też. Ja korzystam z pomysłów swoich redaktorów… Sławek redagował tę książkę, żeśmy się trochę bawili ze sobą. To jest wielka przyjemność pracować z poetą, który nie do końca jest… nie do końca pisze tak, jak my piszemy. Czyli myśli o literaturze nawet nie do końca tak jak my myślimy. Myślę, że jeśli jeszcze będzie mi dane pracować nad jakąś książką, to jeszcze bardziej popłynę w kierunku kogoś, kto pisze zupełnie inaczej. Jeśli to będzie poeta oczywiście. To jest przyjemna sprawa, taka praca wspólna. Mogę coś jeszcze przeczytać?
AF: Jak masz jakieś…
AMF: Ale co mam przeczytać?
AF: Jedyny klucz. Chyba że masz jakiś… Jakąś inną propozycję…?
AMF: Dobrze, to zaraz… No dobrze, dobrze. Bo tutaj to są takie… Ja bym chciał przeczytać Kometkę, jeśli można.
AF: Dobrze.
Kometka
AF: To taki wierszyk. Ten wierszyk się bardzo Wojtkowi Kudybie…
AMF: Podobał.
AF: Tak, tak. Autentyk… Bo to jest bardzo trudne. Większość z państwa pisze, więc… Bardzo trudno jest… Jak przyjaciele opowiadają sobie o swoich reakcjach na wiersz, to jest takie trudne. Bo zawsze jest takie podejrzenie, że to może jest podyktowane przyjaźnią bardziej, niż… Ale tutaj rzeczywiście widziałem jakieś przeżycie…
Odys
AF: …ja mogę, wiesz… jak mi puścisz, to ja będę czytał. Jeszcze możemy chwilę pogadać, bo jeszcze… Gdzie postawić przecinek i następny wiersz, tak?
AMF: Tak i następny wiersz.
AF: Następny za nim, tak? Dobra. To właściwie erotyki – to dobrze.
Gdzie postawić przecinek
AF: I mogę od razu Jak to się nosi przeczytać?
AMF: Tak.
AF: Przeczytam w takiej kolejności, jak to w miesięczniku Śląsk publikowali…
Skąd wie jak to się nosi…
Jak to się nosi…
AMF: Przeczytałeś parę wierszy: te, które sam wybrałeś i te wywołane. Chciałem zapytać, może to banalne trochę, o tytuł tego. Dlaczego ta Klatka schodowa łamana przez kieszeń Minotaura? Właściwie nie „łamana”…
AF: Właściwie nie „łamana”. Właściwie to jest wszystko takie… Bo jak mówiłeś o Przybosiu czy ja mówiłem o Białoszewskim, to oczywiście dla mnie zapis jest ważny, to prawda… Dlatego ja mogę ze spokojem czytać te wiersze i mieć nadzieję, że ktoś zechce je kupić… (śmiech) a nie nagrać sobie i mieć święty spokój. Tylko, że… No po prostu zapis jest ważny. Ten zapis czasami dodaje pewne znaczenia. To, że tu są dwie spacje, to też ma jakieś znaczenie, jakby się nad tym zastanowić. I ja być może przeczytam jeszcze jeden wiersz, który to wyjaśnia w jakimś stopniu, bo to jest taki dłuższy tekst. Ja piszę nie tylko krótkie, chociaż teraz ostatnio głównie krótkie…
AMF: No tam jest ich sporo…
AF: …bo to rzeczywiście moja… Bo to są też przyjaźnie poetyckie. Spotkałem się podczas festiwalu z Aleksandrem Makarowem-Krotkowem. On jest takim rosyjskim minimalistą i… no i bardzo nam… To znaczy bardzo mi odpowiada ten kierunek, w którym oni idą. To jest bardzo ryzykowny, oczywiście, kierunek. No bo trudno napisać wiersz nośny, wiersz otwarty, wiersz, który ciągle może inspirować, złożony z czterech czy pięciu słów. To są mniejsze formy niż haiku. To są takie… Ale rzeczywiście jemu się zdarzają takie wiersze. Zresztą one będą też w tej antologii. Nawet jeden będzie otwierał antologię, ale nie będę zdradzał… Zresztą praca nad tą antologią… Chociaż powiem może jednak słówko o antologii, bo tak gadam: antologia, antologia. Zaplanowana jest kolejna antologia po Pociągu do poezji, już tym roku. Właściwie prace są w ostatniej fazie, bo 21 czerwca zamierzam doprowadzić do promocji tej książki, czyli już powinna być wydrukowana. To się nazywa Nowa poezja, ojczyzna i dziewczyna – tak, jak festiwal, przy czym tam jeszcze prawdopodobnie dojdzie przedtytuł Węzły, sukienki, żagle. No i to jest antologia wierszy współczesnych, najogólniej rzecz biorąc, ale klucz jest taki, że to są poeci, którzy byli na Festiwalu w Kutnie. O, tutaj siedzi paru zresztą, którzy się znajdą w tej antologii. Przynajmniej trzech ich naliczyłem, bo Sławek Płatek, Dawid Majer i Patryk Dziczek. Czyli ci, którzy po prostu byli gośćmi festiwalu, byli laureatami festiwalu i tak dalej. Czy konkursów festiwalowych. Do nich poszło zaproszenie i to są poeci z ośmiu krajów Europy z tym, że oczywiście dominują polscy poeci. Jestem bardzo zadowolony z tego, co do mnie przyszło. Jest tego materiału bardzo dużo i jedynym problemem jest to, że budżetowo trudno to spiąć, bo założenie było na mniejszą objętość, a trochę mi szkoda niektórych wierszy. Poza tym niektórzy, na przykład Krzysztof Karasek dał mi taki mini-poemat, a trudno z kolei z tego mini-poematu zrezygnować i to są takie… Tak samo zresztą Paol Keineg...
AMF: Który jest w tej antologii też?
AF: Tak, no bo to…
AMF: Dlaczego?
AF: To też taki długi tekst i… Część z państwa też ma doświadczenie redakcyjne, więc wiemy, jakim bólem jest cięcie wiersza. Cięcie długiego tekstu, robienie jakichś fragmentów… To jest dramatyczne przedsięwzięcie, bo jeśli wiersz jest dobry, to właściwie nic tam nie powinno być do wyrzucenia. Tak, więc to jest pewien kłopot, mówię, dla kogoś, kto to organizuje, że cały czas właściwie to mi spędza sen z powiek, jak ja to sfinansuję. Bo to, co jest we wniosku do ministra, zakłada dużo mniejszą objętość tej książki. No, ale jakoś sobie poradzę, mam nadzieję. W każdym razie…
AMF: Chciałeś o tej antologii powiedzieć…
AF: Więc zachęcam do tego, żeby z tej antologii skorzystać, ona jest, jak się wejdzie na stronę „Złoty Środek Poezji”… Wystarczy wrzucić w Google, czy tam w wyszukiwarkę jakąś „Złoty Środek Poezji” i tam jest strona Środka Poezji i można zamawiać tę książkę. Tylko za cenę wysyłki, bo jest za darmo, ale... Ale z tego, co wiem – myśmy wydali tej antologii pięć tysięcy i jej już nie ma. Tej, więc to są takie rzeczy, które się po prostu jakoś rozchodzą… Ludzie nawet nieczytający poezji…Bo jest fajna grafika i w ogóle. Więc to się jakoś rozeszło i rozchodzi. I jest już jakieś zainteresowanie tą nową antologią. Tym bardziej, że tam będzie jeszcze więcej… Tam będzie około setki poetów. To są zarówno tacy nieznani poeci, jak i bardzo znani, jak Ewa Lipska czy Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki, czy Bohdan Zadura, no… czy Marcin Świetlicki. I czasem to są takie perełki, rzeczy nigdzie nie publikowane. Niektóre, bo nie wszystkie oczywiście. Ewa Lipska dała wiersze z najnowszej książki, czyli ja dostałem te wiersze, zanim one oficjalnie się pojawiły w książce… No a poza tym one tu są w jakimś innym układzie, więc to może być interesujące. Zachęcam, żeby państwo do tej antologii zajrzeli i sobie ją zamówili po prostu.
AMF: Bo tej poprzedniej już nie ma?
AF: Bo tej już właściwie nie ma, tak, tak. Ona jeździła w pociągach Intercity, więc na przykład Eugeniusz mówił, że znajoma mu przyniosła z pociągu jego wiersz, tak że to tak jest. To są takie, myślę, że fajne pomysły. Tamten partner był dobry, bo on zapewniał dystrybucję specyficzną właśnie, bo nie tylko wśród ludzi, którzy się interesują poezją. Natomiast teraz troszkę jest inaczej, ale też mamy już jakieś zainteresowanie różnych podmiotów, żeby to dystrybuować, więc myślę, że nie będzie problemu, że te trzy tysiące się rozejdzie dość szybko. Myślę też, że temat jest interesujący. No bo ja jednak świadomie to zrobiłem, żeby pewien stereotyp przełamywać. I ten stereotyp, zwłaszcza w młodych środowiskach uniwersyteckich, które są jakoś zafiksowane modnymi trendami, czy genderową jakoś tak… No generalnie jakieś takie dziwne nieporozumienia się pojawiają. To dziwi u poetów, którzy powinni być otwarci bardzo. Charakterystyczne jest to, że do tej antologii nie odmówił swoich wierszy nikt ze znanych znakomitych poetów, natomiast ci, którzy dopiero raczkują, ale są właśnie jakimiś doktorantami gdzieś tam, mieli jakieś opory typu, że to jest jakieś szowinistyczne zestawienie: mężczyzna i dziewczyna. Trochę zabawne to jest, ale to też świadczy o tym, że ciągle… Edward Stachura kiedyś taką słynną inwokację gdzieś tam zrobił: Pomóż, dopomóż, wyjątku czuły, odeprzeć tłumne armie reguły… Idea jest taka: mnie się wydaje, że poezja właśnie przełamuje te wszystkie stereotypy, ucieka od tych stereotypów i w związku z tym każda taka siatka pojęciowa, która próbuje coś złapać, jest bez sensu trochę… Zresztą świetnie potraktowali motyw podróży niektórzy z poetów. Na przykład był tam pierwodruk Zmartwychwstania ptaszka Zadury, który później stał się tytułowym wierszem jego ostatniego tomu, więc tam takich smaczków jest trochę w tej antologii. No dobra, ale teraz chciałem przeczytać wiersz już ostatni może, który tłumaczy trochę tytuł i tą całą konstrukcję, bo to o tym była mowa.
AMF: Bo tytuł jest ze spacją, natomiast ten tom składa się z pięciu części. I one są ze slashami, z łamańcami…
AF: Tak, tak, one są ze slashami.
AMF: I na przykład „spis treści” łamany jest na „świst formy”, więc to jest tak bardzo…
AF: Znaczy to jest tak „spis formy / świst treści”.
AMF: „Spis formy / świst treści” - tak to jest zrobione. Wiele wierszy jest wieloznacznych, ale też już na początku, na przykład tutaj mam zaznaczone: ta „droga”…
AF: Tak, tak… No, więc tak to działa. Mi się to spodobało jako pewna formuła. To znaczy też slash. Z tym, że slash tutaj się nie mógł znaleźć, bo jednak jakby trochę sygnalizuje struktury drzewa – jakieś zależności, podległości. To jak w języku internetowym - jest jakby katalog niżej, chodzi o hierarchię. Natomiast tutaj chodziło mi o uniknięcie tej hierarchizacji. Chodziło mi o to, żeby to była taka symetryczna struktura. I stąd się uparłem. Ale też chodziło mi o tę spację. Wiersz w zgorzelcu w goerlitz chciałem przeczytać, bo ten wiersz tłumaczy trochę całą sprawę. Tak naprawdę on wyjaśnia sporo…
- … Jak u Jakuba Boehmego?
- Tak, tak… On trochę wyjaśnia. Tak mi się wydaje. Bo on jest też tak skonstruowany, ten tytuł. Potrójna nawet spacja.
w zgorzelcu w goerlitz
AF: Ta podróż się odbyła. To wszystko to jest prawda. Dobrze, to może jakieś pytania są, co? Może jeszcze coś tam…
AMF: Ja tu mam jeszcze jeden wiersz…
AF: Tak? No dobrze. Się poddam.
AMF: Tak, właśnie taki wiersz z kolei z tak zwanym slashem – Reklamacja sukienki / wiersz…
AF: …o drodze.
AMF: O drodze.
AF: No, więc właśnie. To też jest taki przykład pracy z redaktorem, ponieważ ja wolałem powierzyć czytelnikowi, a Sławek jednak mnie przekonał, że warto ten slash tutaj zrobić… Tytuł pierwotnie brzmiał „Reklamacja sukienki”, bez tego „wiersz o drodze”, jednak on uparł się, że lepiej jednak tą dwutorowość zaznaczyć.
AMF: To jest bardzo ciekawy przykład, bo to rzeczywiście on tutaj powoduje… Zwraca uwagę na inny aspekt.
AF: Tak, tak. Zwraca uwagę. To jest tak, że słowo od razu uruchamia kilka obszarów skojarzeń. Dla mnie to jest dość oczywiste, jakby ja tym żyję, więc…
AMF: Tutaj uważałeś, że to jest zbyt bezpośrednie.
AF: No tak… ale z drugiej strony może czasem warto. Rzeczywiście – ja uznałem to, że może czasem warto, bo ktoś może być mało uważny. Może jakby nie wybrzmieć mu to znaczenie, które tutaj jest jednak bardzo ważne. Zresztą motyw drogi tutaj też jest bardzo ważny.
reklamacja sukienki / wiersz o drodze
AF: No nie wiem… to już chyba na tym skończymy… Czy chciałeś ten, co był na zakończenie? Mówiłeś, że on jest dobry…
AMF: nad buty.
AF: nad buty. Niech będzie nad buty. Pytanie, czy on jest na zakończenie, bo…
AMF: To jest rzeczywiście na zakończenie.
nad buty z listu do kolosan
(pytanie z sali) - Ja mam pytanie do Ciebie, Arturze. Cześć.
AF: Cześć.
- Czy ty się lepiej czujesz w formach krótkich czy długich? Albo na czym ci zależy, gdzie się lepiej czujesz?
AF: Generalnie chyba Jurek Suchanek tutaj przy… obraził się na mnie – ostatnio się nie odzywa, bo ja zarzuciłem mu te formy rozlewne, że wpadł w jakąś fazę form rozlewnych i ja… jako teoretyk mówię teraz, jako teoretyk pisania…
- Znaczy ja cię pytam jako autora.
AF: No tak, ale autor, który jest teoretykiem, bo ostatecznie każdy z nas buduje jakąś teorię. Czy bardziej sobie to uświadamia, czy nie. No a ja, ponieważ jestem jeszcze po seminarium teorii literatury, więc rzeczywiście mam takie skłonności do tego, żeby budować jakieś teorie…
- Piszesz doktorat.
AF: I piszę nieustannie doktorat. Ostatnio pani nie chciała mi zniżkowego biletu dać jako doktorantowi i wciskałem jej, że jestem doktorantem, ale trzeba mieć jakieś papiery na to… No nieważne. W każdym razie ja uważam, że oczywiście zaletą poezji, dzisiaj zwłaszcza, jest jej lakoniczność. Znaczy, że w tym zalewie komunikatów, że dzisiaj jeszcze bardziej niż kiedykolwiek, warto pisać wiersze jak najbardziej skumulowane, skoncentrowane, że to jest to, czego nie mają inne formy. A poezja ma. No, ale oczywiście – teoria teorią, ale jakby to, co dyktuje mi świat, co dyktuje mi moje doświadczenie, to są inne rzeczy. Ja staram się dążyć do formy jak najbardziej skoncentrowanej – tyle mogę powiedzieć, ale jeśli takiego wiersza jak w zgorzelcu w goerlitz nie umiem napisać krócej, no to on jest dłuższy... Choć i tak biorąc pod uwagę ilość słów, to on jest na pewno krótszy niż większość krótkich wierszy Suchanka czy Meleckiego. (śmiech) Tak, że on… No bo rozumiemy: tamta fraza jest taka bardzo rozlewna, więc można by dokonać takiego statystycznego sprawdzenia, że tych słów tam jest dużo więcej niż tutaj. Natomiast odpowiedź wydaje się oczywista. Skoro inspirujące dla mnie jest docieranie do prawdy, no to raz to wymaga…
- Chwileczkę, bo mówiłeś… Na razie tutaj odpowiedziałeś mi, co jest dla ciebie wskazane, ale uciekasz…
AF: Tak, ale ja myślę, że zmierzam do krótkiej formy.
- …ale gdzie się lepiej czujesz? Co jest dla ciebie wygodniejsze?
AF: Nie, no zmierzam… To znaczy, wiesz, że nie wiem. Ja się generalnie dobrze czuję w różnych formach. To tak, jak mnie dziwią ludzie, którzy się źle czują w Kościele. Ja się czuję dobrze w Kościele. To nie znaczy, że ja jestem ślepy na jego ułomności i swoje ułomności, tylko po prostu jest mi w nim dobrze. Ja… mnie cieszy…
- Oddychasz?
AF: Tak... Wiesz, no na przykład w tym się spotykam też z Białoszewskim, który przecież nie był jakoś wzorem religijnego człowieka, ale ta jego fascynacja liturgią na przykład katolicką, nieszporami, tymi wszystkimi rzeczami, no to jest coś co… Dla mnie to jest cudowna rzeczywistość. Ja się w tym dobrze czuję. To nie znaczy że tak było zawsze. Oczywiście był takie czas, kiedy… Ja zresztą opowiadałem dzisiaj o tych swoich… ciebie tutaj nie było… o tej swojej drodze, no jak to…
- A jak to jest w wierszu?
AF: No w wierszu… Ale wiesz, ja po prostu nie wiem. To zresztą powiedziałeś, że właściwie tych krótszych form jest, myślę, że z tomu na tom, coraz więcej. To jest kierunek, który mi odpowiada. Ja się w tym dobrze czuję, ale to nie znaczy, że ja w jakimś momencie… Nie zastrzegam się, że nie uznam, że jakaś forma dłuższa jest…
- Zła?
AF: …wskazana i że na pewno też…Dla mnie to jest szalona zaleta wiersza, że naprawdę to jest tak, że w tym zafiksowanym komunikatami świecie, jak ja sobie wezmę czasem jeden wiersz dobry, to mam o czym myśleć przez cały wieczór. Ma mnie co inspirować i nie muszę się przebijać przez dwieście stron czegoś. No dwieście to może przesada, ale są takie dość duże poemaciska, jeszcze się zdarzają… Więc myślę, że to wielka zaleta. Tym bardziej, że to jest właśnie kwestia tego napięcia. Teraz ostatnio prowadziłem spotkanie z Renatą Lis i ona właśnie Rękę Flauberta napisała – jedną z lepszych książek, moim zdaniem, roku 2011. Zresztą chyba szkic był w Toposie na ten temat, w najnowszym będzie czy jest…? Nie wiem jak to z Toposem…
- Twój?
AF: Tak, mój. I ona właśnie tam Flauberta przedstawiła jako tego pierwszego pisarza, który wprowadził do kultury europejskiej figurę pisarstwa jako losu, jako powołania. Z tym, że ona idzie raczej w kierunku takim, że wszystko trzeba podporządkować pisaniu, że to ten model. Natomiast ja to rozszerzam w takim znaczeniu, że wszystko trzeba podporządkować pisaniu, ale pisanie trzeba podporządkować życiu. To znaczy, że nie może być tak… Źle bym się czuł z tym, gdyby moje pisanie w jakimś sensie odrywało moją uwagę od życia. Czyli nakierowałoby nie tylko na ten świat wirtualny, nazwijmy to, świat literacki, a oderwało od tych sensualnych doznań i takich doświadczeń czysto egzystencjalnych. To zresztą z czasem w moich piosenkach się pojawia, to napięcie pomiędzy byciem kimś, na przykład ojcem, a pisanie o tym, o ojcostwie. To jest takie… Znaczy – no można sobie wyobrazić, i pewnie tak czasem bywa, że ludzie piszący o ojcostwie są złymi ojcami, bo jakby właśnie to pisanie, czy śpiewanie, czy różne rzeczy, stają się tą formą istnienia, która jest najważniejsza, a to… Znaczy ja też to miałem, żeby nie było, że ja nie mam tutaj sobie nic do zarzucenia w tej sferze. Raczej bardziej alkohol tutaj działał niż literatura na to, że nie byłem najlepszym ojcem, ale… ale to o to mi chodzi, że dla mnie literatura jest także w moim życiu po to, żebym był, no mówiąc bardzo prosto, lepszym człowiekiem. Ona temu ma służyć. Jeśli temu nie służy, to nie ma sensu. To nie ma sensu.
- Mogę o cos zapytać? Czy masz już wyniki z Kutna?
AF: Nie, nie mam…
- To dzwoń!
AF: Nie mamy jeszcze wyników z Kutna. Umówiliśmy się na 24 maja, że mamy taki między jurorami deadline. Przy czym 24 maja też jeszcze nie będzie tą datą, kiedy ogłosimy, bo myślę, że będą trwały dyskusje. Ja już mniej więcej oczywiście wiem, bo znam wskazania trzech jurorów z tej piątki, no ale to jeszcze nic nie znaczy. Tu się różnimy dość znacznie, bo tyle mogę powiedzieć: że dość znacznie się różnimy. Zazwyczaj tak bywa…
- A czy orientujesz się może, kto będzie w jury turnieju jednego wiersza?
AF: Tak, tak, to jest napisane na stronie…
- Jest takie pytanie: jeżeli pisanie wierszy ciebie nie buduje, nie kształci w żaden sposób, ciebie jako człowieka…
AF: No kształci mnie właśnie, kształci mnie.
- Nie - jeżeli by tak nie było, to według ciebie to nie ma sensu, tak?
AF: Tak. No wiesz, to jest dość oczywista konstatacja, chociaż nie dla każdego, jak się wydaje… znaczy tak: mam jedną egzystencję na całą wieczność, tak się przynajmniej wydaje… chyba, że ktoś wierzy w reinkarnację… i no w związku z tym to jest dość poważna sprawa.
- A jak odbierasz poetów, autorów, którzy tak nie myślą?
AF: No… cieszę się. Cieszę się, że są inni ode mnie. Ja w ogóle dziwię się. Dziwie się, bo to jest takie chore w naszym świecie, że ludzie chcą, żeby inni byli tacy sami. Ja się bardzo cieszę, że są feministki, z którymi się mogę nie zgadzać na przykład. Albo jacyś marksiści, z którymi się też nie zgadzam, ale cieszę się, że są, że istnieją. No nie ma we mnie… Zresztą, wiesz… bo jak się sprowadzi…
- Ja się pytam ciebie. Ciebie, jako czytelnika - może w ten sposób…? Cieszysz się, że są inni, tak? To jest oczywiste. Natomiast, czy jest sens czytania takiej rzeczy, która powstaje w ten sposób, który wynika z innego modelu.
AF: Wiesz, ja jestem w tej chwili w tej dobrej sytuacji… Naprawdę, Panu Bogu dziękuję. Jestem… Znaczy kiepsko zarabiam, jak na dwudziestoletni staż pracy, bo zarabiam pięć razy mniej niż moja córka po studiach, ale nauczyłem się żyć naprawdę w sposób skromny. Natomiast to, co Pan Bóg mi dał, to jest to, że ja realizuje swoje marzenia. To znaczy, że na przykład konkurs na tomik zmusza mnie do czytania bardzo różnych rzeczy i ja nie boleję z tego powodu, że ja muszę czytać te bardzo różne rzeczy, czasem zupełnie mi obce. Estetycznie, światopoglądowo. My się… Zresztą ja się też cieszę bardzo, że my się czasem boksujemy z niektórymi z tych poetów, bo niektórzy, jak wiesz, z poetów, są na przykład w tej społeczności internetowej aktywni ideologicznie i ja czasem tam, jak mam chwilę, to potrafię jakąś szpilę wbić swoją, i że to nie psuje na ogół naszych relacji. Bo to tak powinno być. To, że my się nie zgadzamy w jakichś kwestiach, nie powinno powodować, moim zdaniem tego, że no inaczej mówiąc, no żeby z górnej półki powiedzieć…Nie jest ważne, czy ktoś się ze mną nie zgadza. Na przykład w czasie wojny nie było ważne, że się ludzie z endecji i z PPSu ze sobą spierali, tylko czy ktoś na kogoś doniósł czy nie doniósł. Czy ktoś kogoś chronił, czy na przykład, że ktoś był postrzegany jako antysemita, ale w czasie wojny chronił Żydów, bo takie przypadki przecież mieliśmy. Czy tez na odwrót: był filosemitą, a później po prostu wydawał Żydów. No tak to jest. W egzystencji to się sprawdza. Dla mnie no to jest najważniejsze. I tak, jak sobie z panią Julią Fiedorczuk dyskutowałem na forum właśnie, w ramach takiej debaty z feministkami, to mogliśmy znaleźć miejsca wspólne, to jest tomik Wspólne miejsca - jedna z moich książek… bo gdzieś… O tym mówiliśmy z Andrzejem tutaj wcześniej, że dla mnie ten horyzont personalistyczny, znaczy… Jak sprowadzimy wszystko do osoby, jak dojdziemy do osoby, to ludzie tam się spotykają, większość z nas tam się spotka. Już niewielu jest ludzi, i tu, tu rzeczywiście się zaczyna jakieś diabelstwo, znaczy coś, z czym się chyba nie da… Znaczy, jeśli ktoś kwestionuje wartość osoby ludzkiej, no to oczywiście, tam już nie ma możliwości porozumienia. Ale to oczywiście nie znaczy, że to nie jest osoba ludzka, którą chcę szanować i afirmować. Ale tam dialog jest już utrudniony, jeśli ktoś kwestionuje tę wartość. A są tacy, to się zdarza…
(pytanie od publiczności) - Czy pisanie jest dla Ciebie wolnością? Wolnością… Dlaczego mówię „wolność”? Ponieważ (...niezrozumiałe...), że to nie ty kształtujesz rzeczywistość, ale wolność jest sposobem wyrażania tej rzeczywistości… Ponieważ jednak przyjmujesz określony sposób wyrażania jej, a sam oficjalnie (...niezrozumiałe...) wyrazem wolności.
AF: Tak, tak. To znaczy… wiesz, no szczerze mówiąc to… Ja się tego uczę cały czas, ale jadąc tutaj pociągiem... Może o tym opowiem, bo to mniej więcej pokazuje, jak to działa. Znaczy, ja po prostu jestem… Bo mówią, że „poetą się bywa” – ta słynna formuła. Ja staram się być poetą, to znaczy nawet nie staram się. Po prostu jestem. Tak mi się wydaje. Jestem poetą w sensie nie, że pisze dobre wiersze, bo każdy może mieć różne zdanie na ten temat, tylko… Jeśli jadę pociągiem i przygotowuję tę antologię i wykorzystuję cztery godziny w pociągu (jeszcze mam dobrą sytuację, bo nikt koło mnie nie siedzi, a panie, które zajęły moje miejsce są bardzo miłe)… I nagle się orientuje, że żeby to wszystko poukładać, te wiersze, to dobrze, żebym miał nożyczki, a nie pomyślałem o tym wcześniej, nie wziąłem nożyczek, więc od tych pań pożyczam nożyczki, takie do paznokci… Ale oczywiście przy okazji się dowiaduje skąd jadą, dokąd jadą, ile mają lat… Więc ja te nożyczki biorę i wycinam te różne, ale oczywiście już dopytuję się tej pani, jak ona się nazywa, bo chciałbym jej podziękować w książce, bo te nożyczki jej odegrały jednak pewną rolę w tej całej opowieści... One są elementem tego pisania. Tak samo, jak to pisanie jest elementem życia. To jest integralne. Znaczy to, że ja żyję z tymi wierszami, to jest coś takiego… Pamiętam, jako młody człowiek… Moja koleżanka mi w liceum przynosiła tomiki Szymborskiej: Wielką liczbę… To były tomiki, które wtedy się ukazywały. One były świeże, więc ja to przeżyłem. Pamiętam, to było duże przeżycie dla mnie, ale wtedy poetka, taka Szymborska, to była jakaś kosmiczna postać. Ja sobie, jako młody człowiek, nie wyobrażałem, że to jest taka osoba, z którą kawę można wypić, z którą można dowcip jakiś przaśny opowiedzieć i tak dalej. To w ogóle nie… Była poza tym horyzontem. I teraz doprowadziłem do takiej sytuacji, oczywiście trochę świadomie, trochę nieświadomie, że rzeczywiście na ogół ta droga między wierszem, który mi się podoba, między książka, która mi się podoba, a poetą, autorem – jest krótka. Ja większość z nich poznaję, po prostu, osobiście. To oczywiście nie zawsze jest fajne doświadczenie, bo niektórzy po prostu…
- Niektórzy…
AF: Niektórzy nie chcą, niektórzy po prostu tracą, bo nie są takimi ciekawymi dla mnie osobami. To są takie sytuacje... To jest normalne, że na przykład Jan Polkowski jest takim… czy Krynicki, to są takie mruki straszliwe. Trudno się z nimi rozmawia. To są zapętleni jacyś ludzie, w takim sensie braku kontaktu. Ale to nie znaczy, że piszą złe wiersze. Od czasu do czasu piszą dobre wiersze, ale chodzi o to, że… Ja jestem ciekaw, no jestem ciekaw tego spotkania, tego jak to będzie, jestem tego ciekaw…
(publiczność) - Czego dotyczyło pytanie?
AMF: Wolności.
AF: Więc to jest wolność. To jest wolność bycia. Znaczy wolność w tym sensie… O, właśnie, bo to jest w ogóle dość istotne. To jest ta słynna kwestia, czym jest wolność wyboru. Niektórzy filozofowie mówią, że jak już jest wolność wyboru, to nie ma wolności, są tacy. Zwłaszcza ta inspiracja Dalekim Wschodem tutaj działa. I ja trochę tak to odczuwam. To znaczy, wydaje mi się, że wolność się odnajduje, tak, jak w tańcu. W takiej spontaniczności pewnej. Ale taniec zakłada, że ja nie tańczę tylko siebie, tylko tańczę z tym, co do mnie przychodzi – z partnerką i tak dalej… To na tym polega tajemnica tańca. Ja kiepsko tańczę, oczywiście, ale staram się przynajmniej. Natomiast chodzi o to, że… Na wspomnianym weselu Sławka wyciągnąłem kucharki z kuchni. Żeśmy tańczyli z tymi kucharkami, bo tam nie było w ogóle kobiet prawie. Nie było z kim tańczyć. Tak więc… Chodzi o to, że… wolność polega u mnie na tym otwarciu się także na innego. Ja się cieszę z tego, co dostaję od innych, co mi inny może dać, co mi może zaoferować, że on jest… Ja naprawdę się cieszę tymi różnymi spotkaniami, a Pan Bóg mi naprawdę nie pożałował. Ja miałem, nie wiem, rozmowy z płatnymi mordercami na przykład. Ja się śmieję, że czas… Moją ulubioną lektura w dzieciństwie, w młodości, był Upadek Camusa. Tam jest ten słynny świecki spowiednik, ta konstrukcja… Ja mam coś w sobie takiego, że przyciągam takie osoby. Po prostu przyłażą do mnie i opowiadają mi jakieś niestworzone historie. Ale ja się tym niezwykle cieszę, to znaczy w tym sensie, że dostaję jakiś kawałek cudzego losu. A ten cudzy los nie jest tak do końca cudzy, bo jest mój. Tak, jak ten wiersz Eugeniuszowi Tkaczyszynowi-Dyckiemu – to jest konstrukcja literacka, ale jest w tym dużo prawdy. Znaczy zarówno doświadczenie choroby psychicznej jest moim doświadczeniem, jak i jest doświadczeniem wielu moich znajomych, mojej mamy, mojej babci. To jest po prostu takie doświadczenie, za które ja dziękuję Bogu. Mimo, że ono jest… Ono ma w sobie oczywiście dramatyzm, elementy tragiczne i tak dalej, ale ma też… Ja mam wielu przyjaciół z psychiatryka, o tak bym powiedział. To są najlepsi moi przyjaciele, bo tam człowiek jest obnażony, tam rzeczywiście te maski opadają. Przynajmniej czasami. Oczywiście tam, gdzie ta choroba nie jest… Znaczy no to nie jest Alzheimer, na przykład. Boleję, jest taka poetka, Czesława Politańska, w Kutnie. To była… Ja to zawsze lubiłem. Jak do Kutna przyjechałem to pytałem: czy tu jest jakiś poeta? No i była Czesia Politańska i oczywiście z nią tam się zapoznałem, ale właśnie ona… To rzeczywiście choroba Alzheimera i w tej chwili już nie ma żadnego kontaktu… Ja jeszcze mam tę satysfakcję, że udało mi się coś zrobić. Właśnie na pierwszym festiwalu była Urszula Kozioł. A Urszula Kozioł była dla Politańskiej jakąś taką poetką ważną i udało mi się je zetknąć ze sobą. Czesia to przeżyła bardzo i taka była… No, tak że mam taką drobną satysfakcję – może kawałeczek szczęścia jej w tej ostatniej fazie dałem. Tak to jest. Znaczy ja się śmieję czasem, że mam… właśnie ze względu na niewielką wyobraźnię, Pan Bóg mi dostarcza wielu wydarzeń życiowych, żebym ja miał z czego czerpać.
(z publiczności) – Rozumiem. Czyli… jeżeli mogę? Rozumiem, że jeżeli nie mógłbyś pisać… Załóżmy jest taka sytuacja, że no nie możesz, nie ma szans, nie napiszesz żadnego wiersza już… Jak widzisz siebie w takiej sytuacji?
AF: Wiesz co, no dobrze. Ja nie mam przymusu. Teraz mi jest dobrze z pisaniem, jest mi to do czegoś potrzebne… Ale nie sądzę… Znaczy jedyne, co mnie napawa jakimś przerażeniem, to jest utrata władzy umysłowej. Myślę, że każdy z nas się tego trochę obawia… Bo to jest taka sytuacja najtrudniejsza dla człowieka. Natomiast ja kiedyś… To są takie dziecięce, głupie rzeczy, ale jako młody człowiek kiedyś taką modlitwę zmówiłem i ja się śmieję czasem w trudnych chwilach, że sobie sam, że Pan Bóg po prostu wysłuchał. Bo byłem bardzo przekornym człowiekiem i denerwowało mnie, że zawsze się ludzie modlą o zdrowie, o zdrowie, o zdrowie. Mówię: no tak, ale to trochę… (to oczywiście głupie myślenie). No skoro ja się modlę o zdrowie, to jakby godzę się na chorobę innych, koncentruję się na sobie, a inni… No więc ja… że jakby wyłączam się z tej wspólnoty chorujących, że to jest taka izolacja. Wobec tego taką modlitwę zmówiłem, żeby Pan Bóg mi dał wszystkie choroby świata, żebym ja przeżył wszystko to, co człowiek może jako chorobę przeżyć i czasem się śmieję, że rzeczywiście coś w tym jest … Tak, to znaczy, jeśli odkrywam w sobie… Bo to nie jest stan stały, to nie jest constans, to nie jest tak, że ja to zawsze mam, ale jeśli odkrywam w sobie ten stan… Ta słynna fraza „człowiek nie jest samoistną wyspą”, ale tak zrozumiana głęboko, że ja rzeczywiście jestem, tak jak tutaj znowu w tym wierszu… Bo to jest taka próba utożsamienia się… Ale nie taka… Znaczy ona jest też egzystencjalna. Ona nie jest tylko na papierze. Ona jest na papierze, ma tam swój wyraz, ale tak naprawdę, to to jest pochodna próby… Być może dlatego nam się na przykład z Eugeniuszem dobrze rozmawia… że gdzieś to doświadczenie… no powiedzmy…
- Graniczne…
AF: Tak, no takie graniczne jest nam dane i w związku z tym jest to… Może tak: dla mnie jest szalenie inspirujący kontakt z ludźmi. Tego bardzo potrzebuję i może czasem aż za bardzo. Zresztą tam jest taki wiersz, który mniej więcej pokazuje też to. Może ja go przeczytam… On jest tutaj…
AMF: To na koniec.
AF: Dobra.
AMF: To już ten wiersz i kończymy spotkanie.
AF: Mhm, kończymy, dobra. Znaczy ja jestem otwarty oczywiście mogę kontynuować spotkanie… Może gdzieś indziej… Napisałem to na facebooku, że mogę do rana nawet walczyć, jeśli ktoś ma ochotę… Dobra, tylko gdzie ten wiersz jest?
AMF: Który to jest wiersz?
AF: Wiesz co, Narodziny chciałem przeczytać. To jest taki właściwie autobiograficzny wiersz, ale chciałem inny, ale… bo właśnie o pociągu wam chciałem przeczytać, ale nie pamiętam, nie mogę go znaleźć… Niech ten zabrzmi. Bo to jeden z takich darów, który otrzymałem w życiu.
Narodziny
AMF: To był Artur Fryz.
AF: No, to już.
Przepisała Jowita Opyd
Nagranie: Piotr Wiktor Lorkowski
Dziękujemy
Aktualny numer - Strona główna |
Powrót do poprzedniej strony |
© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.