Sławomir Płatek: Zaczynałeś od poezji, teraz piszesz powieść i opowiadania, czy często obserwujesz, że poeci przechodzą do prozy? Z czego to może wynikać?
Robert Miniak: Zwyczajowo przyjmuje się, że łatwiej jest napisać sprawny kawałek prozy niż wiersz. Wynika to prawdopodobnie z tego, że poeci w dużej mierze muszą stosować – jak to powiedział T. Różewicz – sztukę skrótu. Czyli doskonalić swój przekaz w takiej formie, żeby był maksymalnie nasycony treścią przy znacznym ograniczeniu nośnika jakim jest słowo. Mogłoby się zatem wydawać, że poeci są sprawniejszymi rzemieślnikami języka, chociażby poprzez stosowanie się do ograniczeń jakie niesie za sobą zwięzła forma wiersza. Ale to nie do końca prawda. Doskonały poeta może nie poradzić sobie z większym dziełem, tak samo jak świetny prozaik często nawet nie pokusi się o inną niż prozatorska formę wyrażania swojego przesłania. Jednak z drugiej strony jest faktem, że współcześni poeci coraz częściej tworzą też prozę. Można tu podać za przykład Dehnela, Świetlickiego, Pasewicza czy ostatnio Maliszewskiego. Chociaż na dobrą sprawę można by tu doszukiwać się też przykładów, nazwijmy je – bardziej odległych czasowo – jak Iwaszkiewicz, czy Miłosz.
Wydaje mi się, że przyczyny tego stanu rzeczy należy upatrywać, w coraz bardziej dostrzegalnym zacieraniu się granic pomiędzy poezją i prozą. Współcześni poeci wręcz powszechnie posługują się długą frazą – a stąd już bardzo blisko do form pośrednich, w rodzaju prozy poetyckiej. Proszę przypomnieć sobie, królujące jeszcze nie tak dawno krótkie, często jednowyrazowe frazy, które 10-15 lat temu były kanonem poetyckim. Teraz rzadko kto już pisze w ten sposób. Nawet przyjęło się stwierdzenie, że jest to swego rodzaju poetycki anachronizm. Myślę, że wynika to z faktu, że poeci w poszukiwaniu nowych środków wyrazu zaczęli postrzegać przerzutnię i pauzę fonetyczną kończącą frazę, jako ważne elementy przekazu poetyckiego. Właściwie jestem nawet skłonny zaryzykować stwierdzenie, że współczesna poezja jeszcze nigdy nie była tak blisko prozy i przerzutnia oraz pauza wygłosowa stały się, tak naprawdę, jedynym środkiem stylistycznym odróżniającym obydwa gatunki. Wkraczam tu, w bardzo interesujące obszary współczesnych zmian w samych polach strukturalno-semantycznych składni wiersza, odmiennego niż kiedyś postrzegania roli interpunkcji, pauzy, średniówki itp. Chętnie przy innej okazji rozwinąłbym ten temat, jednakże znacznie odbiegłem od zadanego pytania. Z czego zatem może wynikać, że poeci przechodzą do prozy? Myślę, że jest to wypadkowa różnych procesów. Od zupełnie przyziemnych, typu niewspółmierna łatwość dotarcia do szerszego grona odbiorcy wynikająca chociażby z preferencji dzisiejszych wydawców, którzy – licząc na zyski - chętniej wydają bardziej opłacalną prozę niż poezję, poprzez bardziej ambitne takie jak chęć sprawdzenia się w czymś innym, nowym, ciekawym. Proszę zauważyć, że jak już wspomniałem współcześnie częściej można spotkać piszącego poetę, który zdecydował się na dłużą formę prozatorską niż prozaika, który zostałby uznanym poetą. Myślę, że wynika to z odmiennego sposobu poszukiwania odbiorcy czyli czytelnika. Moja najnowsza książka prozatorska, nad którą pracuję w dużej mierze wykorzystuje tzw. teorię Czerwonej Królowej (postaci z Alicji z Krainy czarów, która ciągle przebierała nogami, gdyż – jak twierdziła, jeśli stoimy w miejscu to nasze otoczenie wyprzedza nas w rozwoju dlatego musimy ciągle „biec” by utrzymać się w pierwszy szeregu ewolucji) Tak naprawdę, teoria ta w doskonały sposób tłumaczy współczesny brak czytelników poezji (nie mówię tu o tzw. poezji popularnej, internetowej, która nadal znajduje licznych zwolenników ale o stricte współczesnej poezji polskiej z jej najnowszymi trendami i kierunkami) Otóż, teoria Czerwonej Królowej opierała się na założeniu, że im dłuższe pazury będzie miał ewolucyjny drapieżnik tym szybciej będzie potrafiła uciekać jego ofiara. Czyli każdy kolejny etap ewolucji obydwu gatunków będzie dążył do wyrównania szans czyli status quo. W przełożeniu na współczesną poezję polską pokuszę się o analogię, że dzisiejsi poeci znacznie uciekli w swoim rozwoju twórczym współczesnym czytelnikom. Tak daleko, że jedynie nieliczne grono odbiorców – najczęściej też poetów, jest w stanie dogonić i właściwie odebrać przekaz. A ponieważ wymaga to coraz większego wysiłku umysłowego, prawdą jest, że współczesna poezja dołączyła już do wyjątkowo elitarnych dziedzin sztuki. Ma to swoje odbicie we frekwencji na wieczorkach autorskich, na które z reguły przychodzą jedynie inni – uzbrojeni w „pazury” poeci i znajomi autora. Nieco inaczej ma się rzecz z prozą. Jej rozwój, nie jest aż tak gwałtowny jak poezji, a co się za tym kryje, zwyczajnie twórca ma szansę dotrzeć do szerszego grona rozumiejących go odbiorców. I to jest wielka pokusa dla piszącego i powód – dla którego wielu poetów próbuje swoich sił w tego typu literaturze. Podpierając się psychologią, powiedziałbym, że każdy twórca jest swego rodzaju łowcą „oklasków” i skoro w jednym miejscu nie znajduje ich zbyt wiele wyrusza na poszukiwania w inne obszary. Ale niestety, nie zawsze ta droga jest łatwa i przyjemna i przynosi same sukcesy. Czasem okazuje się, że wkraczamy w „zaklęte rewiry” i zwyczajnie możemy utknąć na mieliźnie. Czyli na zakończenie tego wątku doszedłem do stwierdzenia, że napisanie dobrej prozy można też traktować jako potężne wyzwanie. I przede wszystkim właśnie tak to postrzegam.
S.P.: Jakiej tematyce jest poświęcona twoja powstająca książka?
R.M.: Mogę powiedzieć, że piszę równolegle dwie książki. Jedna jest zbiorem współczesnych opowiadań, który mam nadzieję, że wkrótce ukaże się drukiem oraz obszerniejsze dzieło nad którym pracuję od roku i myślę, że ten właśnie rok pozwoli mi je zamknąć. Opowiadania są mi bliskie, przede wszystkim krótszą formą, możliwością wykorzystania tego czego nauczyłem się tworząc poezję. Mam tu na myśli koronkowość w tworzeniu postaci bohatera, przemycanie nastroju itp. Książka zaś, to dla mnie nauka cierpliwości, oglądania efektu w perspektywie nie kilku a kilkuset stronic. Tak naprawdę to właśnie teraz widzę jak ciężkiego zadania się podjąłem. Tym bardziej, że staram się uczciwie podejść do realiów psychologicznych, prawnych, socjologicznych i wszelkich innych. A nie jest to łatwe, gdyż podjąłem się tematu surogacji czyli – popularnego dziś handlowania własną macicą. Nadmienię, że kiedy zaczynałem zbierać materiały do książki nie był to jeszcze aż tak popularny temat jak dzisiaj. Ale ta popularność ma też swoje zalety, udało mi się zebrać sporo materiałów, dotrzeć do samych zainteresowanych, wysłuchać ich racji i relacji. To delikatny temat , już teraz wiem, że książka –mimo, że pisana zdecydowanie w formie beletrystycznej - jest oczekiwana z niecierpliwością. Przynajmniej w niektórych środowiskach.
S.P.: Jak można zaprezentować prozę na spotkaniu autorskim? Przecież nie będziesz czytał całej książki, a fragmenty wyrwane z kontekstu niewiele mogą wnieść.
R.M.: Traktuję takie spotkanie autorskie jako eksperyment twórczy. Można rzec, żyjemy w dobie audiobooków, czyli godzimy się na to, żeby „usłyszeć” prozę. Dotychczas taki przywilej z reguły dotyczył poezji. Jest to też więc w pewien sposób świadectwo naszych czasów. Być może kiedyś będziemy się spotykać właśnie po to, żeby poczytać sobie książki? Tego nie wiem, ale myślę, że w odpowiedniej oprawie (muzyka, inscenizacja, rekwizyty) może to być bardzo interesująca forma przekazu literackiego. Jestem bardzo otwarty na wszelką interdyscyplinarność sztuki i tym samym literatury. Dla twórcy jest to doskonała okazja, żeby dodatkowo „zagrać” dźwiękiem, obrazem – czy wykorzystać wszelkie przestrzenie semantyczne tekstu. To niesamowita zaleta takiej formy przekazu. Zgadzam się, że fragmenty tekstu są w pewien sposób ubogie i pozostawiają uczucie niedosytu u odbiorcy. Ale prawdą jest też fakt, że na zwykłym wieczorku autorskim, jako poeta czytam kilka, kilkanaście wierszy i często ta próbka wystarczy do zachęcenia czytelnika do sięgnięcia po tomik, albo wręcz przeciwnie, odrzucenia mojego sposobu przekazywania świata. Podejrzewam, że z prozą będzie podobnie. Być może ktoś zechce oprócz tych – przeczytanych fragmentów sięgnąć po inne te w książce? Byłby to dla mnie sukces twórczy. Poza tym zdaję sobie sprawę, że poprzez takie „zbiorowe słuchanie prozy” tworzymy coś nowego, innego. Proszę pamiętać, że do tej pory większość spotkań autorskich z prozaikami polegała raczej na dialogu autora z czytelnikami. Mnie chodzi o przedstawienie czystego tekstu. To coś z pogranicza teatru i słuchowiska. Sam proces jest niesłychanie interesujący, jeśli spotka się z przychylną opinią słuchaczy będziemy go propagować i rozpowszechniać.
S.P.: Czy podzielasz częstą opinię, że polska proza współczesna jest znacznie gorsza od poezji?
R.M.: Moja znajomość współczesnej prozy w żaden sposób nie upoważnia mnie do wydawania opinii w tej kwestii. Poza tym, z założenia nie uważam, żeby jakiekolwiek wartościowanie było słuszne. Jeśli np. przyjęlibyśmy jako kryterium ilość sprzedanych książek prozatorskich w stosunku do tomików poetyckich to okazałoby się, że proza rozkwita, a poezja zajmuje niszę pomiędzy najniższą półką a podłogą księgarni i biblioteki (poza nielicznymi wyjątkami) Zdecydowanie uważam natomiast, że zarówno współczesna poezja polska jak i proza jest warta czytania.
Jeżeli macie ochotę wziąć udział w swoistym eksperymencie – wieczorze, poświęconym prozie Roberta Miniaka, ale uzupełnionej poezją, muzyką, obrazem zapraszamy 14 stycznia 2011 r do Łódzkiego Domu Kultury (ul Traugutta 18). Gościnnie występują warszawskie poetki Joanna Pucis i Dorota Ryst (odpowiedzialna za pomysł sceniczny całości) oraz znakomity skrzypek i kompozytor Tadeusz Melon.
Aktualny numer - Strona główna |
Powrót do poprzedniej strony |
© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.