Dziś autor od kilku lat obecny w "papierowym" obiegu literackim. Jest to jednocześnie zaskakująco mocny i odrębny głos poetycki. W 2009 roku ukazał się bardzo dobrze odebrany debiutancki tomik "Księga grawitacji". Wszystko wskazuje na to, że w 2013 pojawi się kolejny. Prezentujemy nigdzie dotąd niepublikowane wiersze.
Ladies and Gentlemen - oto Dawid Majer.
Zapraszam do lektury.
Paweł Podlipniak
Dawid Majer (ur. 1981 r. w Gdyni). Poeta, publicysta. Absolwent filozofii na Uniwersytecie Gdańskim. Wiersze publikował w m.in. w „Portrecie”, „Toposie, „Wyspie”, „Kresach”, „Tyglu Kultury”, „Tygodniku Powszechnym”, „Odrze”, „Blizie”. Wydał tom poezji Księga grawitacji (nominacja do nagrody Silesius 2009, pierwsza nagroda w VI Ogólnopolskim Konkursie Literackim „Złoty Środek Poezji” na poetycki debiut 2009) oraz audiobook Popielniczka (2010). Razem z Włodzimierzem Kiniorskim tworzy projekt „Latające gruszki”, łączący muzykę, słowo i performance. W tym roku ukazać ma się ich płyta, będąca kompilacją nagrań studyjnych oraz koncertowych. Tłumaczony na język angielski. Mieszka na przemian w Gdańsku i Kielcach.
Wiersze prezentowane tutaj wchodzą w skład od jakiegoś czasu zapowiadanej książki Nigdy nie wiesz z kim tańczysz.
PRÓG
Widzę go jak dziś - spędza mnóstwo czasu przed lustrem
i nie chodzi na lekcje. Zastyga w sieniach i czytelniach,
robi tournee po wernisażach, nie wraca na noc do domu.
Na pewno masz jakąś metę – słyszy wtedy przy akompaniamencie
zrzucanych z półek książek, a innym razem uderzeń bosych pięt
w przedpokoju nocą, nazywany przez nią w amoku imieniem jej brata -
Czas naturszczykow się skończył, staczasz się po równi pochyłej.
Raz nawet chlusnąć musiał jogurtem prosto w twarz.
Łatwo było trafić - matka jest tylko jedna.
Bywało, że rozbierał się do naga w podmiejskich lasach,
kulił do embrionu i kwitł z zimna, szukając odpowiedzi
zamiast drogi.
Edukacja zaczyna się od staczania, do góry nogami
i przy całej serii mocnych kopnięć, głową w dół.
Przez lata miałem taki koszmar: przychodzą do mnie
z jego butem i robią ze mną wizję lokalną z łopatami.
Kielce IX 2011
CAŁE TO FADO
Tylko rób tak żeby nie było miłości.
W przeciwnym razie wyjedziesz nagle z pociągu
na czerwonym rowerze, ku ocipieniu peronu
i zaczniesz kołować pod dworcem długo,
tak długo aż skończą ci się opony.
Oddajemy jej ciało, pieniądze i zdrowy rozsądek.
Szczypiemy w tyłek w zadymionych pubach,
dajemy się uwieść na spotkaniach branżowych,
a potem budzimy się sami na dzięwiątym piętrze
w obcym mieście.
W ogóle za bardzo zawracamy sobie nią głowę -
nie śpimy po nocach, przechodzimy na dietę białkową
albo dyktujemy swoje biografie barmanom
nad manhattanem pustych butelek.
Oczywiście można jej opowiedzieć bajeczkę o ogrodzie,
Adamie i Ewie, drzewie, wężu chytrym i najsmaczniejszym
z jabłek. Ale to nic nie da.
Dlatego już lepiej rób tak, rób tak, żeby nie było
miłości. W przeciwnym razie zawsze graj
va banque.
Kielce, IX 2011 r.
GŁOS PIASKU, TRĄBKA
Prawdziwa podróż jest niezamierzona,
a mapę kupuje się po drodze -
wcale nie po to by dotrzeć do celu,
lecz by zobaczyć
gdzie się jest.
I góry i muzea, kamieniczki zabytkowe
nie mniej nas interesują niż ujścia rzek,
przypadkowe przyjaźnie, hotele i wiatr
i sklepy spożywcze, puszcze, banki.
Prawdziwa podróż nie jest pielgrzymką.
Pobocza to sanktuaria wszystkich możliwych wyznań
oraz nałogów. Poza tym
całkowite zaćmienia, smród pociągów,
ruletka dróg.
Dotarłeś do celu, misiu -
oznajmił kobiecy głos
w nawigatorze GPS.
Równina przed nami
ledwie o kilogram lżejsza lżejsza
od chmur,
samochód jak jerychońska róża
wysypał pojedynczą diasporę śmiechu
i kaszlu.
Muzyka w radio
nie dała żadnej odpowiedzi,
kiedy ją o coś zapytaliśmy
jak samych siebie -
w myślach, dymie
i w deszczu.
Niektórzy mówią -
celem podróży stan zbłądzenia.
Gówno prawda.
Prawdziwy podróżnik nigdy nie wyruszył.
Prawdziwy podróżnik nie ma dokąd wrócić.
KLUCZYKI, RAPORT
Nagle znaleźliśmy siebie w obcym mieszkaniu ludzi nieobecnych.
Bardzo daleko od miejsca zameldowania, co nic a nic nie oznacza.
W bardzo mroźną i białą niedzielę po nic. Jedyne co to to,
że mucha zimowa po ścianie chodzi albo w powietrzu lata.
I jest też wyraźny zespół gadającej głowy – siedzenie, leżenie, stanie.
Bo nam się teraz tak w mózgu dzieje, że usta mamy suche i ślinotok.
Jesteśmy bezpieczni, jesteśmy bardzo znudzeni. Powtarzam:
dwóch nas jest w jednym pokoju, lecz ten się narodzi
ten się narodzi pierwszy, kto pierwszy wybierze sobie
mamę.
II 2012, Kielce
PAZNOKCIE
W szafie był trup, a właściwie ziemska skóra z trupa,
którą sobie pośród siebie podzielili w dobie żałoby.
Trup był w szafie, właściwie ziemska skóra z trupa,
matka trupa oko miała na beżowe swetry i kurtkę białą.
Kiedy ją ubierała to czuła się tak jakby trupa przytulała.
Trup w szafie, dokładnie ziemska skóra z trupa.
Ciocia Helcia też chce, choć jej siostra twierdzi,
że nie zasłużyła, bo do szpitala nie przychodziła.
Lecz trochę relikwii każdej się przyda, co by tylko
na siebie włożyć i odczarować, a to dużo więcej
niż pelargonie, czy znicz bo i w kościele św Mikołaja
i nad grządkami można,
dopóki syn nie pochował w piwnicy i pod paznokciami,
w higienie i krnąbrności wyćwiczony niczym doskonały
morderca paznokcie wzorowo i regularnie do dziś obcina.
2010
RÓŻA WIATRÓW
Grzegorzowi Kaźmierczakowi
Ruch płomienia na zapałce: dokładnie Bydgoszcz
i trzy godziny. Co ja mogę zrobić w trzy godziny?
Zabić, wykluczywszy morderstwo doskonałe,
począć osobnika płci męskiej lub żeńskiej,
albo pokręcić się karuzelą nad słodką Brdą,
bo taka pewnie jest: słodka i zgniła. Gorzka?
Przy odrobinie snu możnaby sobie wydłubać jajo
z czaszki i pozwolić wykluć się własnym myślom.
Lecz przed chwilą wyszedłem ze świątyni, gdzie
oglądałem ślub i teraz nie ma czasu na drzemkę.
Stoję na ulicy i trzymam słomkowy kapelusz.
Mężczyzna pyta mnie o drogę. Wskazuję mu
kierunek przeciwny.
SZTORMY
Ich krew wciąż płonie w moich żyłach - wracali zawiani
i owiani zapachem kolumbijskiej kawy oraz najlepszej whisky,
ich gesty były twarde, szorstkie – takie jakie mają być – twarde
i szorstkie, pełne troski. Zakasane rękawy, a w powietrzu napięcie, sól.
Ogorzali herosi, mydła skradzione z kajut. Dżinsy oraz opowieści.
Znam bardzo dużo opowieści: haszysz na Greenwich Village, irackie złoto,
nos odmrożony na Spitsbergenie, noże na Maladiwach, argentyńskie
dziwki, greccy armatorzy, skrzynie pomarańczy w radzieckich portach.
Teraz zamiast rejsów gadające lampy ekranów i działki rekreacyjne,
refreniczne piwne historie, sztywne kciuki i pomidory na plecach.
Wyblakły błękitne tatuaże, pięści nie zamykają się już tak mocno, są
tylko pamiątki, pamiątki, pamiątki, afrykańskie fetysze, trochę Azji.
Mężczyźni mojego dzieciństwa stają się nudni jak reklama.
Wracam stamtąd dokąd ty zmierzasz – cmokają wykałaczkami,
Chyba nie wiesz z kim tańczysz, perło – grożą w piaskownicach
wersalek. Śmieciowa renta, bramka w stoczni, piekarnia nocą.
Są święci i spieprzeni, ale obserwują mnie, śmiejąc się z boku -
nigdy nie porównają swojej mitologii do mojej. To ich zwycięstwo.
Gdańsk 19 X 2012
ZŁOTY ŚRODEK
dla M.
Na przykład szybkie wyjście do sklepu -
zostawić włączone radio i wrócić
przed zakończeniem utworu.
Nie odgrywać żadnej roli, uteatralniać rzeczywistość.
Oto wielka tajemnica obecności.
Pomarańczowa szczoteczka do zębów. Zabawne -
dała mi ją kilka lat temu, a dopiero od niedawna
myję nią zęby.
Niektórych miłości nie możemy zostawić,
potrzebują nas. To pewne.
Słychać to i w bufecie i w ogrodzie. Wyjaśniam:
upalny czerwiec, parter, otwarte na oścież okno,
skrzypiące łóżko, Eric Dolphy.
Ale noc i dzień są jednym – to morza,
zmienne są tylko: natężenie światła,
stężenie orgazmów, średnica źrenic.
Poza tym obydwoje piszemy, więc nie dzieli nas ziemia.
Jesteśmy latającymi rybami – pływamy pod sufitem.
Niektórych miłości nie możemy zapomnieć,
lubimy je.
Kutno-Kielce VI 2011 r.
Aktualny numer - Strona główna |
Powrót do poprzedniej strony |
© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.