W najnowszym numerze...

×

Wiadomość

Failed loading XML...
Krzysztof Kleszcz - Przecieki z góry

Rzeczywiście, cieknie nieustannie. Woda obecna jest niemal w każdym wierszu, przyjmuje więcej postaci niż można by się spodziewać. Jest nie tylko w lodzie, ale i w błocie, pianie na plaży, pojawia się w jej kontekście „infrastruktura” - mosty, klify, wodorosty, znajdziemy oczka wodne i kałuże. W końcu (a właściwie na początku, już w motcie) - potop.

Woda ma dwa zastosowania na użytek książki. Pierwsze - jest nośnikiem informacji. Przecieki to informacje, których nie dałoby się zdobyć, gdyby ktoś ich nie „wysypał”, albo brnąc w symbolikę wierszy - nie wylał, nie wysączył. Należy się więc spodziewać jakiejś wyjawionej tajemnicy. I rzeczywiście - dowiadujemy się wiele o ukrytym życiu świata. Niczym w Toy Story, kiedy nie patrzymy otwierają się jakieś szafki, z których wychodzą rzeczy, postacie, pojęcia - niespodziewane. Nie mające prawa bytu w „normalnym” świecie, który zresztą tym się między innymi różni od poezji. Już na początku dostajemy jasny sygnał tego problemu:

Plażowy grajdoł to idylla, dopóki nie zobaczysz,
że wszystkie ślady stóp to jeziorka szlamu.

(Kurort)

Zagłębienia są jednocześnie i śladami, i jeziorkami szlamu. Zależy jak spojrzeć. Ruch uliczny w wierszu Nurt ma charakter organizmu, w którym narrator widzi zupełnie inne znaczenie tego nurtu i jednocześnie swoje miejsce w nim, o znacznie bardziej złożonej roli niż po prostu brnięcie przez zatłoczone ulice. Czasem nawet najprostsze słowa mają podwójne znaczenia (Peru), Kleszcz konsekwentnie patrzy dwojako, pokazuje drugą naturę świata:

Każesz mi podnieść głowę i szukać,
gdy z desek zbijam Krzyż Południa.

(Szanty)

To druga strona wieczności i druga strona doczesności. Dalej:
Zasysanie kłębów, paprochów, złych snów.
(…)
Odtąd będziemy odbijać się jaśniej
w lustrach, sprzętach. Niech mikroświat
w powietrzu pozbędzie się czarnych dziur.

(Sprzątanie)

Pozorne doprowadzenie do ładu, przejrzystości, zrozumiałości. To świat oświecony, zbadany, posprzątany. Jednak na końcu do głosu dochodzi romantyzm:

Tam, gdzie oko nie widzi, mieszka starsza pani.
Kręci watę cukrową. Uśmiecha się,
wdzięczy. Pod jej maszyną stoi denaturat.

(Sprzątanie)

Denaturat jako paliwo maszyny? Do jej czyszczenia? Może jednocześnie do picia? Porzucony w amoku przez przypadkowego pijaczka? Nie wiemy, jest tu coś tajemniczego i groźnego, jest druga, podskórna, a może właśnie ta prawdziwsza strona rzeczywistości, której nie znamy. I nie mamy władzy, aby nad ową niepokojącą butelką denaturatu zapanować, posprzątać, nawet uzasadnić. W tej butelce jest romantyczny świat duchów i idei. Nie przeszkadza mu „postęp” ludzkości, znajdzie sobie rekwizyty - zamiast ruin i grobowców może pomieszkiwać u starszych pań, o niektórych z nich tak naprawdę nic nie wiemy.

Stajemy się powoli tropicielami, każdy wiersz prowadzi nas w arkana sztuk magicznych, dzięki którym żaden przedmiot czy zjawisko nie jest tym, czym się wydaje. Choć napisano Tam, gdzie oko nie widzi - jednak skądś wiemy. Skąd?

Możemy oczywiście przyjąć, że to alternatywne życie nie istnieje, ale to założenie wymaga czasem większego wysiłku niż przyjęcie, że coś „tam” jest. Tam, u góry i - przecieka. Granica między światami jest nieszczelna, jednak nie na tyle, żeby cokolwiek stwierdzić empirycznie, oko nie widzi. Szkiełko też nie. Spróbujmy jednak nie zgodzić się z faktem, że Plażowy grajdoł to idylla, dopóki nie zobaczycz, że wszystkie ślady stóp to jeziorka szlamu.

„Z góry” - może też oznaczać „od środka” (jak w wierszu Żebrak), czasem nasza codzienna rzeczywistość sama ucieka w mistykę. W Hotel Paradiso zrelacjonowano rozpaczliwą próbę przejścia materii na stronę idei. Sztuczny raj budowany dla oka (nawet niewprawne oko zauważy, że jest tylko okiem), bohomazy zamiast obrazów, które nie są rzeczywistością, ale przynajmniej próbują. Bezskutecznie, to po prostu plastik. Tak smutny, że nie ma nawet sensu brnąć w biblijną sagę grzechu, jabłko z rajskiego drzewa zostaje odwieszone z powrotem na miejsce.

Co to za siły nam się wtrącają w rzeczy jasne? Otóż siły równie jasne, tyle, że ich logika i oddziaływania nie mieszczą się w naszej obliczalności. Nie ma tam jednak chaosu:

Równym technicznym pismem ziarnu piasku pisany kamień.

(Zakręcony)

„Zakręcony” to zmieszany, zdezorientowany. My możemy popadać w dezorientację, bo mało rozumiemy. Fatum - nie. Jego „zakręcenie” to siły, których ani nie pojmujemy do końca, ani nie panujemy nad nimi:

Kierujesz prośbę, jakbyś znalazł oś, nadawał spin,
śpiewał kręć się, kręć wrzeciono.

(Zakręcony)

Więc i fizyka jest jakąś magią. W końcu okazuje się, że to coś ukrytego, mechanizmy zakulisowe, w gruncie rzeczy jest nam wrogie (Kipu - jeden z kluczowych tekstów, jego tytuł wiąże się z czymś, co widzimy - a nie rozumiemy, bo jest to nazwa nieodczytanego pisma). Wśród sposobów dostrzeżenia i nazwania tego „czegoś” jest wnikliwość poparta doświadczeniem (Blue). Jednocześnie napotykamy smutną konstatację - to nieuchronne, katastrofa nastąpi z pewnością i każdy kolejny przeciek wzmacnia ten wniosek. Blue jest jednym z wierszy o traceniu złudzeń wraz z dorastaniem. O utracie wiary w nieśmiertelność i nauce widzenia, słyszenia „przecieków”. Pojawia się ta myśl u wielu poetów, także w ostatnich latach, ale właśnie w Blue brzmi szczególnie dźwięcznie.

Woda jest nie tylko nośnikiem informacji, owych „przecieków” - jej drugie znaczenie to właśnie siła, która próbuje nami zawładnąć. Być może są to zresztą różne siły (Wyspa), choć jakby przejawy jednej, potężnej, o wielu twarzach.

Większość utworów to wiersze jednego konceptu, podobnie jak cała książka. Jest też kilka, które znalazły się w tym „koncept - tomiku” jakby bez uzasadnienia. Jednak dopiero z wzajemnego uzupełniania się większości z nich wynika ogólna wymowa, pomimo, że autor pozornie nie wychodzi poza sprawdzenie, ile można wycisnąć z wody (jako symbolu). I chyba tylko w wierszu Nomada woda jest czymś, co umożliwia życie, czymś całkowicie przyjaznym. Jednocześnie wciąż chcianym, szukanym - nawet jeśli niesie grozę. Może trochę szkoda, że autor nie poszedł dalej, nie nabrał tempa, energia całej książki nie wykracza poza ramy nakreślone w kilku pierwszych tekstach, choć jest ciekawie opowiedziana.

Przecieki są odpowiedzią na naszą gotowość, czasem stają się tym, czym informacje wywiadu od podwójnych agentów. Prawdy możemy się nie dowiedzieć. W wierszu Zimowy, również jednym z kluczowych, trafiamy na kilkupiętrowe oszustwo, nierozwiązywalne. Pomimo, jak wspomniałem na początku, wyjawienia wielu tajemnic - bo taka jest funkcja przecieku - zostajemy w końcu nie z informacją, tylko z poezją. A ta wymaga kolejnych przecieków i tak dalej. Koło się zamyka, wszystko płynie i bynajmniej nie chodzi o metaforę Heraklita - szczęśliwie Kleszcz właśnie tę jedną ominął. Dało się.

Sławomir Płatek

 

Autor: Krzysztof Kleszcz
Tytuł: Przecieki z góry
Wydawnictwo: Kwadratura, Łódź 2008
ISBN: 978-83-61680-11-8

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.