Majową publikację salonowych „Prezentacji” rozpoczyna Krzysztof Martwicki. W tych wierszach dominuje całkowicie „niemajówkowy” ładunek smutku, ale jest też sporo ukradkowego, takiego „po męsku”, liryzmu.
Nostalgia u Martwickiego, to szereg skojarzeń wywoływanych prostym pytaniem: „pamiętasz?”. To dobre wiersze, nie goniące za modą i wypełnione bagażem starannie wyselekcjonowanych przemyśleń, obrazków naszych osobnych, jednostkowych światów odchodzących w przeszłość.
Dla siebie porywam ten jakże czuły i zarazem do bólu prawdziwy fragment: „serca na włosku dusze na szpilce to my/śpieszymy się żeby nas przypadkiem/nie zabrakło kiedy będą głaskać”.
Serdecznie zachęcam do lektury.
Paweł Podlipniak
Krzysztof Martwicki debiutował jako poeta w 1983 r. na łamach „Tygodnika Ciechanowskiego". Opublikował dwa tomiki poezji: Czas i blask (1995) i Wiersze (2000). Jest współautorem powieści Prawie niewidzialni (Warszawa 2016). Jego opowiadania, wiersze i artykuły ukazywały się m.in. na łamach „Słowa”, „Więzi", „nawiasu", „Przeglądu Powszechnego", „Bibliotekarza", i in. Zdobywca „Złotego Pióra" Związku Literatów na Mazowszu za książkę roku 2016 (Prawie niewidzialni). Laureat wielu konkursów poetyckich i prozatorskich.
na zeszyt
kartka na drzwiach
oznajmiała co następuje
w okresie letnim
gdy jest możliwość zarobienia
na przykład w lesie
nie będzie dawane na zeszyt
patrzyliśmy na nią
oczami jak denka butelek
podobno tak samo
oglądano koniec świata
po chwili
jeden z podmiotów lirycznych
machnął ręką
że nie ma już kurwa po co żyć
do dziś zachodzę w głowę
czy to byłeś ty czy ja
kiedyś
pamiętasz kiedyś
nasz wóz papuszył
czerwono i przygodowo
krasił zszarzały od furmanek
placyk gospody „Pod Łabędziem”
malowany ptak
zwykle pustawy i ospały
w targowe poniedziałki
„Łabuńdź” jak mawiano
pełen stałych pasażerów titanic
wypływał gdzieś w nas
na szerokie wody
przygodni chętnie się przysiadali
bośmy wesele robili z byle czego
z piany piwnej na blacie karnawał
albo fikołki w bańce mydlanej
jak to wędrowni kuglarze
przy naszym stoliku
był wtedy cały świat i nic
i sunęliśmy wszyscy
po morzach i oceanach
aż po dna statków w butelce
a łabędził się w nas śpiew
wszetecznił łkał i łgał jak z nut
powiedz w tamten poniedziałek
kiedy zatonęliśmy
to była środa prawda
i słynna szósta w południe
no powiedz
W-wa Centralna,
czerwiec 2015
mogliby mnie panowie aresztować
bo nie mam gdzie spać
a oni nic tylko patrzą na mnie
potem dowód oddają
i że mogę sobie iść
ale gdzie panowie gdzie
w jaką dal na jakie wrzosowiska
nic pan nie zrobił
nie mamy podstaw aresztować
a to że jeszcze żyję
nie wystarcza
to za mało proszę pana
lato jest ciepło
pan sobie pójdzie
gdzieś na ławce przesiedzi
dobranoc
żyć i umrzeć po swojemu
ale jak
ławka
z Anny Kühn-Cichockiej
bufetowa Halinka
z biustem aż po brzegi szklanek
już nawet nie pyta nalewa
niech se wypiją myśli w sercu
bo co im zostało
tylko żeby mi potem nie było
żadnego spania na ławce przed barem
rzuca mocnym tonem stawiając kufle
żadnego spania na ławce mówię
a ławka przed barem jest stara i szczerbata
od łez łuszczy się z niej farba
i rdza wchodzi na poręcze
taka zrozumie więcej niż ktokolwiek inny
taka ławka wie wszystko
tymczasem
pamiętasz?
serca na włosku dusze na szpilce to my
śpieszymy się żeby nas przypadkiem
nie zabrakło kiedy będą głaskać
kochałaś się za pieniądze ten wiersz
piszę dla pieniędzy taka z nas para
że przykro patrzeć ale damy radę zdążymy
ucapimy się pochyłej jabłonki kwitnącej
jeszcze będzie przepięknie zobacz już jest
co z tego że nikt nam nie podaje ręki to nic
jeszcze wszystko się rozchyli nad nami
czerwony dywan kawior szampan i niebo
rano polecimy w słońce albo jeszcze dalej zobaczysz
teraz śpij a kiedy otworzysz oczy
z makaronu na ceracie wyczaruję najpiękniejsze
śmiać się będziesz śpiewać i tańczyć jak wtedy
pamiętasz?
zaraz/y
zaraz się zawiniemy w siebie
w kołdrę snu i będzie noc
zaraz wszystko ucichnie
zaraz ty będziesz Janis Joplin ja Kurt Cobain
zaraz znowu będziemy mieli
po dwadzieścia siedem lat
po burzy
- Agacie Zjawińskiej
pobłyskało pohuczało ulewa
grzmija chwilowy koniec świata
po balkonach narzekania
że pranie zmoczyło
pelargonie stłukło
że lato do dupy
i że i że i że
a ja podziwiam tęczę
po której kiedyś się wespnę
do innego świata
i będę latać
zadanie na resztę życia
ostatnie łzy wypłakać
i zacząć tańczyć
mimo wszystko
tańczyć
i żyć
Aktualny numer - Strona główna |
Powrót do poprzedniej strony |
© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.