1.
„Będę ci się przyglądał spod oka, ale ty zachowaj milczenie. Słowa są źródłem niesnasek”[1] powiedział kiedyś Lis do Małego Księcia ucząc go, jak „oswoić” sobie przyjaciela. Od tamtego czasu zdanie powtarzają także zakochani, odżegnując się (w zależności od dostępnych tłumaczeń książki Antoine de Saint-Exupery'ego) raz od „słów”, innym razem od „mowy” lub wspomnianego „języka” i przedkładając nad wszelkie semantyczne wybryki wspólne bycie w ciszy. Mądry Lis nie przewidział, że jego wypowiedź będzie miała szansę zostać zweryfikowana przez pewną damę. Damę, którą nić przeznaczenia związała z mężczyzną z innego kraju i która tę nić wykorzystała po to, żeby zastanowić się, czy trudną do zdobycia ufność można okazać także za pomocą słów, tyle, że wyszeptanych.
Katarzyna jest Polką, jej mąż jest Serbem. To jak się poznali nie jest tu najważniejsze. Istotne jest to, że z czasem w domu zagościły dwa języki, a do jej nazwiska dołączył drugi człon. Równorzędny, więc w miejscu „pomiędzy”, zgodnie z wszelkimi prawami i zasadami, pojawił się łącznik. Łącznik, bo nie myślnik – zakładamy, że decyzja została podjęta i na dalsze rozważania czasu nie ma. Łącznik, bo coś musi symbolicznie zespolić dwie odmienne narodowości i dwie różne kultury. Ów znak stał się pretekstem do stworzenia dwustu prac, w których kreseczkę zastąpiły nici. Katarzyna Tretyn-Zečević przy ich pomocy stworzyła swój „Sekretnik”.
2.
„Sekretnik był nieodłącznym bibelotem Polki czasów romantyzmu – to naszyjnik, w którym damy skrywały tajemnice i pamiątki po ukochanym”[2] – powiedziała – a jej powiernikiem stały się obrazy. Prace, które poruszają problem więzi między ludźmi odmiennych narodowości oraz poszukują wspólnej tożsamości na problematycznej płaszczyźnie języka. Artystka, codziennie, przez sto dni, przekładała swoje uczucia na słowo. Wybierała to, które według niej najtrafniej oddawało nastrój panujący w związku danego dnia. Następnie, po cichu wymawiała je w obu, bliskich sobie językach – polskim i serbskim. Szepty nagrywała, a ścieżki dźwiękowe przetwarzała w formy wykresów, otrzymując coś na kształt amplitudy aktualnego dnia. Czasem najważniejszy był „dotyk”, innym razem „intymność”, „szczęście” albo „łzy”. Otrzymaną formę graficzną artystka haftowała na oddzielnych, niewielkich, białych płótnach łącząc w pary te, które przedstawiały swoje odpowiedniki. Fakt, że medium była maszyna sprawił, że związany ze słowami ładunek emocjonalny zniknął, a one same zostały zobiektywizowane – komuś z zewnątrz trudno na podstawie wykresu dociec, czy mowa np. o łzach szczęścia czy smutku. W formie jaką przyjęły na kolejnych obrazach widzimy jedynie kształt wywołanych przez głos drgań i natężenie „zapisane” w formie pulsujących linii.
fot. Milan Kralj
3.
Jedna z najstarszych technik druku – typografia – definiując swój język i jego funkcję podkreśla konieczność jego czytelności. Skuteczność przekazania komunikatu zależy w dużej mierze od zastosowania kontrastu, który powinien podkreślać czcionkę. Trudno o wyraźniejszy niż czerń i biel. Choć nie występuje w naturze, dominuje w większości tekstów. Ten wydestylowany dysonans, wyemancypowuje się jednak na tyle, że nie tylko służy oku lecz wprowadza własne znaczenia. Białe tło – czysta karta, dziewicza, uległa przestrzeń, poddaje się natarczywości słowa i upewnia nas, że widoczne ma być przede wszystkim ono. Tym samym tradycyjny dualizm czerni i bieli wprowadza nas w świat pojęć i logiki dwuwartościowej, która skłania ku temu aby poszczególne elementy analizować i wartościować pod kontem prawdy i fałszu, dobra i zła, kobiecości i męskości.
W swoim, intymnym zapisie artystka rezygnuje z tego źródłowego konfliktu. Zarówno płótno jak i słowo należy do niej. Pisze białą nicią na białym tle: „w moim rozumieniu biel to tabula rasa, ja wypełniam przestrzeń, dającą szansę. Biel jest też milczeniem, które skłania do kontemplacji, czymś co zmusza do skupienia, wyciszenia, zrozumienia.”[3] Kiedy widz wszedł do sali Galerii Wozownia w Toruniu, która gościła projekt Tretyn-Zečević, mógł doświadczyć uderzenia bieli. Ogarnięcia przez białe ściany, białą podłogę i dwieście podobnych, białych prac o wielkości 10x10 cm, wyszywanych jasnymi nićmi. Wyhaftowane oraz szeptane w tle słowa przerywały milczenie, wskazując na chęć porozumienia mimo różnic.
4.
Nić to kolejny, oprócz koloru, ważny symbol tej twórczości. Czy zaszywa pęknięcia, rozdarcia, rany? A może dziurkuje, nakłuwa, ingeruje w płaszczyznę płótna? Nadano jej sens bardziej neutralny. Jest tradycyjną nicią życia, wiernością, pamięcią o ukochanym i należy jej strzec aby przypadkiem jak bohaterka pieśni Jana Czeczota p.t. „Prząśniczka” (do której odwołuje się artystka) wraz z nią nie zerwać miłości między ludźmi, trzeba jej strzec jak grecka bogini Lachesis. Artystka przywołuje międzykulturowe, uniwersalne znaczenie nici. Tym samym podkreśla bardzo kobiecy, subtelny i delikatny charakter prac. Choć otwarte na słowo, chętne do porozumienia, mówią jedynie w swoim imieniu. Przekazują swoje uczucia. Nie ma tu jednak wiele z ekshibicjonizmu. Słowo zostało zaszyfrowane, tajemnica zachowana.
Malina Barcikowska
Wystawę można było oglądać w Galerii Sztuki WOZOWNIA w Toruniu pomiędzy 14.11.2014 a 28.12.2014.
[1] „Mały Książę”, Antoine de Saint-Exupéry, Wydawnictwo Zielona Sowa, Kraków, s. 50.
[2] Nowości – Dziennik Toruński, wydanie z 8 listopada 2014.
[3] Cytat z prywatnej, niepublikowanej rozmowy, którą przeprowadziłam z artystką.
Aktualny numer - Strona główna |
Powrót do poprzedniej strony |
© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.