Subiektywny przegląd filmów z polską premierą w roku 2015 (lub pod koniec 2014). Sporo z nich jest już dostępnych na oficjalnych nośnikach.
Jupiter: intronizacja
reż. Andy Wachowski, Lana Wachowski
Naszpikowany, jak cały nurt, symboliką i co istotniejsze – filozofią. Znajdziemy tu zwały aluzji do historycznych kultur, systemów gospodarczych i religijnych (te są szczególnie ważne), przy czym rzecz rozgrywa się na poziomie udawania, że film jest mądrzejszy niż jest. Zagłębienie się w ową filozofię prowadzi z jednej strony do fraktalnego mnożenia zderzających się ze sobą symboli (i w konsekwencji – donikąd), z drugiej do wspomnianych wniosków filozoficznych, ale na poziomie licealnym. Ubogo i trywialnie. A przygoda? To, co stanowi o istocie filmów przygodowych? Blado. Przygoda dzieje się głównie w warstwie owej nieumiarkowanej symboliki i aluzyjności, tego filozoficznego horror vacui. Fabuła natomiast jest w najlepszym przypadku warta tyle, co jugosłowiańsko – enerdowskie ekranizacje Winnetou. Nuda, przewidywalność i banał.
Efekty specjalne imponujące, ale w połowie filmu już się nie da na to patrzeć. Mają zastąpić inne walory, zresztą bez sukcesu.
Channing Tatum wygląda jak skrzyżowanie Mike'a Rourke z Danielem Olbrychskim. Sean Bean – uwaga! – nie ginie, to znaczy jego postać nie umiera w fabule. Myślę, że nie wynika to z naturalnej dramaturgii, tylko z jakiegoś tam modelu symboliki, w którym jego postać coś tam oznacza.
Wachowscy – Matrix „jedynka” i jak dotąd koniec.
4/10
Snajper (American Sniper)
reż. Clint Eastwood
Film jednoznaczny, jednopłaszczyznowy, bardzo sprawnie zrealizowany (narracja). Dyskusję o obrazie zdominował wątek, czy Amerykanie na wojnach interwencyjnych są „dobrzy” czy „źli”. Nie zapowiada się na razie na kolejną falę filmów rozliczeniowych, takich jak po wojnie w Wietnamie. Głównie dlatego, że Amerykanie od jakiegoś czasu wygrywają wszystko i wszędzie. Toteż i Snajper niczego nie rozlicza, poza być może, niewdzięcznym społeczeństwem rodaków tytułowego bohatera.
Nie wdając się w oceny polityczne – jest to przyzwoite realistyczne kino wojenne.
5/10
Szalona miłość (Amor fou)
reż. Jessica Hausner
Ktoś, kto w internecie (m.in. filmweb) sklasyfikował ten film jako komedię romantyczną, musiał być mocno na haju. Film opowiada w pierwszej warstwie o obyczajowości epoki i zwyczajach w XIX wiecznych Niemczech. W głębszej warstwie to opowieść o stosunkach społecznych, które doprowadziły cały wiek XIX, zwłaszcza w Niemczech do upadku. W tle znajdujemy wątki uprzemysłowienia, relacji między kulturą a gospodarką, dekadencję zwiastującą koniec wszystkich kolejnych epok, spotykamy się też z mentalnością równie nam obcą, jak mentalność i zwyczaje Azteków.
Kamera porusza się tylko trzy razy i za każdym razem jest to znaczące. Poza tym mnóstwo statycznych ujęć, wysmakowanych estetycznie i symbolicznie. Znakomite, warte polecenia.
7/10
Outcast
reż. Nick Powell
Byłaby to całkiem udana opowieść przygodowa, gdyby nie idiotycznie skacząca kamera. Sceny walk są zagrane znakomicie i zupełnie nie ma potrzeby ich dodatkowo dramatyzować tym bujaniem, przez co niewiele z nich widać. Montaż półsekundowych kawałków wymusza oglądanie tych scen na zwolnionym podglądzie, a bez cofania trudno zrozumieć, co dokładnie się dzieje. Do tego kamera zachowuje się tak, jakby ją przywiązano do wystraszonego psa, który nie ma gdzie się schować. A jeszcze dokładniej – jakby przywiązano dziesięć kamer do dziesięciu takich psów i z każdej montowano po sekundzie.
Kiedy irytacja spowodowała, że przestałem się skupiać na fabule, a zacząłem przyglądać sprawom technicznym, od razu podpadł mi główny bohater. Jest wystylizowany na Ricka Astleya, ma drewnianą mimikę, porozumiewa się z tubylcami po angielsku, a realizm stosunków na Dalekim Wschodzie zakrawa na kpinę. I nigdy nie widziałem Nicolasa Cage'a tak źle grającego.
W połowie rozbolała mnie głowa od tego pijanego obrazu, resztę przewijałam. Nie żałuję, film jest przewidywalny. Odejmuję dwa punkty za skaczącą kamerę.
3/10
Haker (Blackhat)
reż. Michael Mann
Bardzo solidne kino sensacyjne, jedynym problemem jest to, że niewiele można powiedzieć o tym filmie. Fabuła skonstruowana jest wyłącznie z wielokrotnie przemielonych rozwiązań. Rząd wyciąga z więzienia superspecjalistę, bo nikogo lepszego nie ma. Superspecjalista zwycięża, uwalnia się, dostaje w nagrodę dużo pieniędzy i piękną kobietę. Oczywiście ogląda się dobrze – niezależnie od wad. Film jest konwencjonalny i oczekujemy konwencji. Trochę za długi. Za to nieźle wyszły para-reporterskie ujęcia.
5/10
Skin Trade
reż. Ekachai Uekrongtham
Wzruszające mordobicie z dużą ilością strzelaniny i stanowczo za długą końcową akcją. Myślę, że ten film broni się tylko z jednego powodu: źli ludzie mają wyjątkowo podłą profesję. Gdyby nie to, nie byliby wystarczająco denerwujący, żeby obronić tę dość schematyczną fabułę. Tony Jaa i Dolph Lundgren nawet próbowali trochę być aktorami, a nie tylko maszynkami do produkcji trupów. Sprawnie zrealizowana tandeta, ładne zdjęcia, w sam raz na zabicie czasu, z którym zupełnie nie wiadomo co zrobić. Ostatecznie film załamuje się na końcowej próbie moralizatorstwa rodem z Kapitana Żbika.
4/10
Nocny pościg (Run All Nihgt)
reż. Jaume Collet-Serra
To w gruncie rzeczy przede wszystkim dramat psychologiczny. Wcale nie mówię, że jakiś wybitny, raczej płaski, jednak taka przynależność gatunkowa, to siłą rzeczy co najmniej piętro wyżej niż „kino akcji”. Jeden z punktów daję właśnie za odwagę tej próby, jakkolwiek dość naiwnej. Dramatyzm tego dramatu jest tak baśniowy, że nie da się traktować całkiem poważnie i od razu wiadomo, że chodzi o wkurzenie widza.
Liam Neeson jako Jimmy Conlon jest już tak do przesady zrobiony na ofiarę, że żadna konwencja tego nie udźwignie.
Triki z fruwającą po mieście kamerą są zupełnie niepotrzebne. Za parę lat będzie się o tym mówić (jak w wielu innych przypadkach), że była taka głupia maniera w roku 2015, ale na szczęście już nikt tych bzdur nie uprawia.
Sekwencja walki między wagonami niestety długa i nudna, chociaż pięknie sfotografowana. Ale piękne, poprawne fotografie to obecnie standard, a nie wyjątek. Podobnie przynudza sekwencja finałowa – walka w lesie. Dostajemy tam symboliczną łopatologiczną powtórkę ze wszystkich westernów rozliczających upadek Dzikiego Zachodu na rzecz Nowego Wspaniałego Świata z jego uporządkowaniem. Pojawia się nawet winchester model 1873, zabieg pretensjonalny i nie na miejscu. Odbieram karne dwa punkty za dziecinadę, nachalność i prostactwo symboliki.
Aczkolwiek miło się bawiłem przy tych stertach trupów.
5/10
Ex Machina
reż. Alex Garland
Absolutny egoizm jako podłoże wszelkich świadomych zachowań. Transhumanizm. Ukryta fascynacja feminizmem połączona z wyjątkowo pesymistyczną interpretacją kobiecej natury. To już trzy idee, z którymi zdaje się rozprawiać Alex Garland. Dodajmy do tego pytania natury religijnej i metafizycznej („ex machina” to rozwinięcie znanej sentencji, na początku której znajduje się „deus”), o sens sprawstwa i „drabinę pokarmową” we wszechświecie.
Dzieło jest głęboko filozoficzne, doskonale zrealizowane technicznie (ta nowoczesność nie likwiduje mimo wszystko niemal dokładnie zachowanego tradycyjnego, trzyaktowego dramatu z jednością miejsca, czasu i akcji, podszytego fatalizmem). Będzie płodziło interpretacje i polemiki (miejmy nadzieję – także filmowe) przez lata. Znakomite.
8/10
Jarhead 2
reż. Don Michael Paul
Kolejna wersja historii Alamo, tyle że tym razem Alamo jest w ruchu. Do tego Złamana strzała i parę innych tropów. „Indianami” są muzułmanie uświadomieni, nie ma sensu mnożyć tropów, film jest kopią wielu kopii kopiowanych z innych kopii.
Sztywne, nieprawdziwe i drętwe dialogi. „Najbardziej niebezpieczne miejsce na Ziemi, gdzie czai się najtwardszy wróg”. Widocznie Amerykanie nic nie wiedzą o mafii pruszkowskiej.
Film jest prosty jak konstrukcja łomu, ale proste filmy w pewnej konwencji, jak wiadomo, są dobrymi filmami. Byle nie za proste. Jest naprawdę mała szansa, że powstająca obecnie polska produkcja o „naszych chłopcach” (i dziewczętach) w Afganistanie będzie gorsza, a to znaczy, że jakoś się obroni. Skoro Jarhead 2 jakoś się broni, to gorzej na pewno nie będzie.
Warto dla znakomitej muzyki.
4/10
Mad Max Fury Road
reż. George Miller
Film, który robi pod górkę. Z jednej strony realizuje postulaty postapokaliptycznych konwencji (świat zbudowany jest dokładnie na wzór wcześniejszych Mad Maxów). Ale to już było. Z drugiej strony – wątki cyberpunkowe są wyraźne, starannie oznaczone – tak żeby nie było do czego się przyczepić od strony gatunkowej. Z trzeciej – efekciarstwo zatraciło wszelkie proporcje. Sprawność warsztatowa umożliwia tu wyłączenie krytycznej recepcji, jednak po obejrzeniu pozostaje poczucie, że ma się za sobą nie film, a grę komputerową, jakąś niezłą graficznie strzelankę. To nie ma być ten typ emocji, nie ten typ kina. Reszta to kopiowanie rekwizytów, postaci i scenografii na zasadzie 1:1 z poprzednich produkcji.
Gdyby jakiś uczeń liceum plastycznego nieudolnie chciał narysować Russela Crowe, nie mogąc się zdecydować czy przypadkiem jednak nie ma to być Harrison Ford, to wyszedłby mu Tom Hardy. Aktor pod każdym względem poprawny, z twarzy podobny zupełnie do nikogo. Jego postać nie jest główną postacią, narracja zbudowana jest wokół Furiosy (Charlize Theron), Max jest tylko dodatkiem, robolem od czarnej roboty.
To minusy. Plus za to, że taka dość prymitywna strzelanka i rozbijanka, w której chodzi tylko o to, co za chwilę wybuchnie, potrafi przykuć uwagę na 120 minut. Przez pół filmu fabuła jest o tym, jak dwie grupy ludzi jadą w jedną stronę i do siebie strzelają, a drugie pół – jak jadą z powrotem i też strzelają. A jednak nie wynudziłem się. Cud! Wszystkie techniczne sprawności zdobyte, słowo harcerza!
6/10
Colt 45
reż. Fabrice Du Welz
Powstało kilka filmów mających w tytule nazwę broni, choćby Magnum Force, Winchester 73 i... Colt 45, bo był też klasyczny western o takim tytule. Tytuł nakierowuje od razu na charakter fabuły i dzięki temu parę rozczarowań mamy z głowy.
Jest nieźle. Akcja intensywna i wcale nieoczywista, sporo niegłupich nawiązań do kanonu i to, z czego zaczyna być znane francuskie kino sensacyjne: brutalny naturalizm, jednak bez zbędnego epatowania krwią. Jest, owszem, chwilami i tragicznie, i makabrycznie, ale wszystko to ma uzasadnienie, a może dokładniej – usprawiedliwienie narracyjne. Co prawda bohaterowie płascy, bohaterem właściwie jest układ, system, mafijne realia, a ludzie – to tylko trybiki. Brakło mi jednak nieco lepszego kontaktu z postaciami. Tak czy inaczej, to film, który coś wnosi.
6/10
Chappie
reż. Neill Blomkamp
Byłaby to ładna baśń futurystyczna (zamiast dawno-dawno, wstawiamy niedługo-niedługo), gdyby nie zalety naddane: wyjątkowo aktualny temat i ciekawy rysunek psychologiczny bohaterów oraz wady: widać, że animacja jest animowana, a luki rażą. Zamiast science fiction otrzymujemy więc fiction, bez science. Jest mit, jest świadectwo lęków współczesności, jest w końcu kolejny (coraz więcej ich...) głos o tym, jak ma wyglądać przyszłość naszego gatunku. Jednak od strony konsekwencji logicznej i naukowej jest to porażka. Uzasadnienie wymagałoby szerokiego opracowania antropologicznego, czym z pewnością zajmują się już eseiści. Tu wystarczy, jeśli podsumuję:
6/10
22 minuty
reż. Wasilij Serikow
Wzorowana na amerykańskich rosyjska produkcja, o której można się długo rozpisać – co różni ją od pierwowzorów, a co upodabnia. Tandetny wątek romasnsowy, rozegrany jako mdła reminiscencja, zaczyna nabierać rumieńców, by w końcu przewrócić się o własne sznurowadła. Graficznie jest znośnie. Coś pomiędzy nowszą wersją Westerplatte, a Dniem Niepodległości. Chwilami wybija czkawka (ale taka trzypiętrowa) z Pancernikiem Potiomkinem.
Jeśli wybaczamy Amerykanom „amerykańskich chłopców”, to można wybaczyć ich rosyjską wersję, równie płaską i propagandową. Akcja nie przynudza, chociaż chwilami zamiast dramatu wywołuje śmiech pomieszany z kaszlem. Ale ze dwa razy było nawet wzruszająco.
4/10
Survivor
reż. James McTeigue
Krytyka ideologiczna oczywiście zmieszała z błotem ten film, bo pokazuje, jak Amerykanie po swojemu dbają o porządek na świecie. Mniejsza o to, ideologie zostawmy ich wyznawcom, a film jest dobrze nakręcony, choć dość schematyczny. Najsłabszy punkt to kompletnie nierealistyczny idiotyzm urzędników i śledczych różnych służb. Najmocniejszy – to Pierce Brosnan jako czarny charakter. Pomijając pewną dawkę naiwności i warstwę propagandową można powiedzieć, że to solidny film sensacyjny, który przykuwa uwagę od początku do końca.
5/10
Infini
reż. Shane Abbess
Dziwny i chyba niekonsekwentny film o przesadnie otwartym zakończeniu. Ambicje raczej przeciążyły twórców, bo ani nie jest to głębokie dzieło filozoficzne, ani solidny horror s-f. Przemyślałem parę rozwiązań końcówki (nieproporcjonalne skondensowanie wątków i rozwiązań w ostatnich minutach filmu, podczas gdy w środku wątki tego typu ślamazarzą się) i żadna nie zadowala mnie jako ciekawa koncepcja antropologiczna. A właśnie antropologia zdaje się być fundamentem przesłania tego filmu.
Pod innymi względami poprawny.
4/10
Kick
reż. Sajid Nadiadwala
Przerażające. Tym filmem powinien się zająć jakiś dobry badacz folkloru – ale współczesnego, umasowionego. Stereotypowość, pretensjonalność, denne poczucie humoru, kicz. Kosztowna wersja kina klasy B, wyposażonego w bonus – niezamierzona parodia. To miało być na poważnie...
Pojazdy podczas jednej akcji mają raz żółte, raz białe tablice rejestracyjne. Błędów jest więcej, ale ten akurat jest najbardziej komiczny. Jeden punkt daję za to, że akcja jest w Warszawie, drugi za efekty specjalne (solidne, ale bez przesady). To wszystko.
2/10
Gunman: odkupienie
reż. Pierre Morel
Dość już zajechany schemat nieświadomego profesjonalisty wkręconego w międzynarodową intrygę, którą musi rozwikłać mózgiem, pięściami i pistoletem. Sean Penn jak na swoje 55 lat trzyma się naprawdę nieźle, do przesady pokazują jego napakowaną klatę. Można by w sumie mimo wszystko przymknąć oko na nierealność fabuły i ograne chwyty, gdyby nie takie zadęcia montażowe jak finałowa walka podczas corridy. Coś okropnego. Powiało filmami Chucka Norrisa.
5/10
Miasto odkupienia
reż. Keith Parmer
Zabawa w western. Dłuższe i krótsze kawałki bardziej i mniej klasycznych westernów posklejane tak, żeby w miarę trzymały się kupy i tworzyły jakąś w miarę spójną fabułę. Wszystko z pewnością wykonane zupełnie świadomie – wiemy, ża autorzy zabawiają się z konwencją, a oni wiedzą, że my wiemy. To nie zmienia faktu, że jest nudno. I że nawet z pełną świadomością, że przerysowania są zamierzone – i tak rażą naiwnością i niewyrafinowaną konwencjonalnością.
Film wygląda jak nagrany kamerą video. Może to kwestia FPS, ale efekt odbiera zupełnie atmosferę.
3/10
Sławomir Płatek
Aktualny numer - Strona główna |
Powrót do poprzedniej strony |
© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.