Izabela Wageman (1976)
Mieszkanka Koźla na Opolszczyźnie (korzenie jednak przesadzone z Wielkopolski, a wyrwane z Litwy). Autorka wierszy, coraz częściej sięga też po formy prozatorskie. Publikowała w Salonie Literackim, sZAFie, zbiorach (Pomost 2009, Pomost 2010, Wolny Wagon Poetycki, zbiory pokonkursowe). Lokatorka „przestrzeni literackiej” Kędzierzyna-Koźla i pasażerka poetyckich autobusów.
Od 2008 roku administruje forum www.salonliteracki.pl, od 2010 jest członkiem założycielem Stowarzyszenia Salon Literacki i sekretarzem redakcji portalu. W maju 2011 ukazał się w Serii Wydawniczej Salonu Literackiego jej debiutancki tomik poezji W oszukiwaniu snu.
Z zawodu nauczycielka języka polskiego i historii.
czarna dziura
lubię wychodzić nocą w pole
sprawdzać kwadrę księżyca
choć i tak dobrze wiem co zobaczę
przyglądam się gwiazdom
kwazarom planetom
taka inwentaryzacja pozwala
przytrzymać nieruchomo latarkę
albo poły swetra bez guzików
moja obecność stała się niezbędna
dla ugorów i skib zaoranej ziemi
połknęłam czarną dziurę
i świecę do środka
nie będzie już leonidów nad wzgórzem
umarli potrafią tańczyć
w odbiciu na szybie
za plecami żywych i im na przekór
albo wbrew oczekiwaniom że dadzą spokój
tym wszystkim żyjącym z przyzwyczajenia
z wyrachowania z przepicia
to myśli i osobowość nie dusza
dusza to mit
widzisz
nic tam nie ma
cień na twoich plecach to pamięć
pamiętaj
w oszukiwaniu snu
drobny druk męczył oczy
było tam o śnie. pewnie na złość
bohaterowie biegali po łąkach
byłam Albertyną to znowu Gilbertą
kotem na wierzbie. wierzbą
spadałam na cztery łapy. zawsze
nieuchwytna myśl że jednak nie ja
pojawiała się i znikała
w tym samym momencie
jak we śnie. na jawie
zdrętwiało mi ramię
podparte łokciami
w końcu stołu para zmęczonych oczu
bez wyrazu. na języku zaczerwienienie
po modlitwach które potłukły
racje. moje twoje zdarowie
kurhan z porzuconych kamieni
ciąży ziemi kalectwem
nie ma komu cisnąć w okno. zza stołu
widać kopiec śniegu. była zamieć.
grzyby
zapach lasu, pleśni
skrzypi klamra bluszczu na płycie
Karl Engel + 25.5.1929
brzozy wyniosły na pniach
trupią biel z ziemi
kapitulują
pękają
jak kości pod ciężkim butem
maj to jednak nie pora
na smardze
wichrowe wzgórze
wargi spękane od całowania
wiatru w polu
na miedzy
i między
leszczynami na skraju
głos niedbale ochrypły
od krzyku
do kszyków
szumiących stadami
w górze
a wzgórze
w ramionach zamieci
wznieci
niebawem ognie
od nie-
dopalonych tęsknot
Aktualny numer - Strona główna |
Powrót do poprzedniej strony |
© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.