Motto:
Jest Bóg, jest, ale czegoś zabrakło wyraźnie.
(M. Świetlicki, Warszawa dla niepalących)
Dziewiąty festiwal poezji w Sopocie odwiedziłem, ponieważ mieszkam stosunkowo niedaleko, a staram się rzetelnie podchodzić do realiów życia literackiego. Jeśli mogę gdzieś być, to jestem, żeby być na bieżąco. Incydentalnie czytuję Topos, nie jest mi po drodze z linią ideową tego pisma (nazywam go soft-Frondą), kiedy jednak wpadnie mi w ręce, znajduję sporo erudycji i solidnie przygotowanego oparcia w faktach.
Co jednak nie wychodzi na piśmie, wychodzi w wygłosie (a dokładniej – w wygłaszanych deklaracjach). Sopocki festiwal zainteresował mnie szczególnie dlatego właśnie, że jest to po pierwsze środowisko alternatywne dla „mainstreamu” (często są to warte uwagi zjawiska), po drugie dlatego, że na sali w Dworku Sierakowskich zasiadło co najmniej sześć osób z tytułami naukowymi, czynnych wykładowców akademickich.
Nie będę się szczególnie odnosił do tego co usłyszałem. Po spotkaniu z czterema autorami była część na pytania od publiczności. Padło tylko jedno pytanie (dość prowokujące: "a co, jeśli Boga nie ma?"), następnie kilka osób z publiczności wygłosiło krótsze lub dłuższe przemówienia i wykłady o swoich przekonaniach. Przytoczę te przekonania w punktach, przywołując też niektóre tezy padające ze strony zaproszonych autorów.
Nie jest to ani sugestia, że się zgadzam, ani że się nie zgadzam z tymi postulatami. Po prostu spisałem je – niektóre dosłownie w ich brzmieniu, inne sparafrazowałem, dbając jednak o zachowanie sensu. Festiwal jest wydarzeniem publicznym, potraktujmy to więc po prostu jako zwykłe zrelacjonowanie:
- Marcin Świetlicki jest poetą postmodernistycznym...
- …i dlatego jest sławny.
- Postmodernizm jest zjawiskiem szkodliwym.
- Wiersze należy pisać prostsze i bardziej zrozumiałe.
- Bóg jest.
- Wiersz religijny powinien oddziaływać na czytelnika w taki sposób, żeby czytelnik stał się bardziej religijny. Inaczej nie jest to wiersz religijny. Należy pisać więcej wierszy religijnych.
- Historię polskiej literatury po 1989 roku należy napisać jeszcze raz, gdyż są w niej ujęci niewłaściwi ludzie.
- Wiersze powinny przekonywać ludzi do słusznych wartości. Obecnie poezja cierpi na przeestetyzowanie i jest niezrozumiała, a nawet zachęca do rzeczy grzesznych.
- Nagrody literackie to instytucje opanowane przez ludzi towarzyskich do przesady, a przy tym niekompetentnych postmodernistów. Nominacje rozdzielane są w najlepszym wypadku z przyzwyczajenia, a w najgorszym po znajomości.
- Marcin Świetlicki jest nieprzysiadalny i gardzi swoimi czytelnikami, co jest najlepszym obrazem całej „poezji postmodernistycznej”.
- Poeci docenieni przez ostatnich 30 lat pisali niekiedy lepiej, niekiedy gorzej, ale niedługo nikt ich nie będzie pamiętał. Pamiętać się będzie innych (nie określono kim owi „inni” są).
- Postmodernizm jest pomyłką historii, o której należy jak najszybciej zapomnieć, ale szczęśliwie wszystko już wraca do normy.
- Wartość wiersza nie bierze się z tego, jak jest napisany, a z tego o czym jest.
- Historię polskiej literatury po 1989 roku należy napisać jeszcze raz, gdyż są w niej ujęci niewłaściwi ludzie (powtarzam ten punkt, gdyż podczas dyskusji także był powtórzony kilka razy).
Przepisałem tylko te tezy, które zapamiętałem, tak wiernie jak mi się udało, jednak z ograniczeniem do oficjalnej części festiwalu. Pomijam natomiast wszystko, co padło przy stolikach w części nieoficjalnej, gdyż takich rzeczy się nie publikuje (choćby przez tzw. przyzwoitość). Wypowiedzi prywatne są prywatne, a wypowiedzi publiczne są publiczne. Ograniczyłem się też do spraw istotnych z punktu widzenia literatury, pomijając dygresje i anegdoty.
Sam mam wiele do zarzucenia recepcji współczesnej poezji. Zdarzają się, oczywiście, niesłusznie zapomniane i pominięte nazwiska, choć jestem zdania, że po raz pierwszy w historii mamy bezwzględnie więcej poetów przecenionych niż niedocenionych. Co ciekawe, największe poruszenie widowni (to się wyczuwa, nagle przybywa szmerów, szybsze oddechy, jednocześnie mniej szeptów, czasem uśmiechy – pozornie niedosłyszalne, poszturchiwania) wzbudził Rafał Rutkowski, jedyny występujący niezwiązany z Toposem. Estetyzujący i wspierany przez Adama Wiedemanna, którego – jak rozumiem – należałoby wykreślić z historii polskiej literatury, a zastąpić kimś „innym”.
Żeby nie popłynąć – mam po prostu uzasadnione obawy. Jeżeli można „dowieść”, że Jarosław Kaczyński był czołową postacią Solidarności, a Lecha Wałęsę wygumkować z podręczników, to można też „udowodnić”, że polska poezja opiera się na Rymkiewiczu, Wenclu, Dakowiczu, Dąbrowskim i, oczywiście, Wojtyle. Nie wierzycie? To już się dzieje.
Sławomir Płatek
Aktualny numer - Strona główna |
Powrót do poprzedniej strony |
© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.