W najnowszym numerze...

×

Wiadomość

Failed loading XML...

Rozmawiając kiedyś z Wojciechem Kassem usłyszałem od niego (to chyba nie jest tajemnica), że nigdy nie inspirowały go zagraniczne atrakcje. Odwiedził te i owe miejsca, ale nie pisze o nich wierszy. Pisze poezję dość tradycyjną, często „lokalnie metafizyczną” (miejscem przebywania bytu jest jego hmm… nosiciel), jeśli osadza ją w konkretnym miejscu, to jest to kawałek Polski, np. Pranie, w którym mieszka. Ma ten zwyczaj w zupełnej opozycji do takiego np. Zbigniewa Herberta. Ten, żeby napisać coś metafizycznego, musiał niejednokrotnie wywieźć swój byt do jakiegoś labiryntu nad morzem czy innego Rovigo. Tego faktu Kass nie rozumie (co nie znaczy, że potępia).

Numer poświęcony jest egzotyce i właśnie dlatego pomyślałem o Herbercie, twórcy zaiste egzotycznym. Barbarzyńcę w ogrodzie można oczywiście krytykować na różne sposoby, ale jest to z wielu powodów jedna z najlepszych książek poświęconych historii kultury, jakie napisano w języku polskim. I stało się to na długo przed modą na dzieła będące skrzyżowaniem reportażu z esejem. A moda też nie wzięła się znikąd. Bo to, co w egzotyce urzekające, to obcość scenerii – materialnej i duchowej. Ludzi interesuje to, co inne. Do swojego nawykli, swoje się opatrzyło, swoje się tak znudziło, że niejeden zapytany jakiego koloru jest sąsiedni blok na osiedlu, nie umiałby odpowiedzieć. Swoje spowszedniało i znudziło się. Aż tu nagle, biorą do ręki reportaż czy wiersz i „zaglądają” w świat, gdzie za oknem nie stoi sąsiedni blok, tylko palma, a na palmie dwie małpy zrzucają kokosy. Nie ma nudy, nie ma powszedniości.

Stąd też kolejna moda – na spotkania z podróżnikami. Jeśli ktoś pojechał choćby na Białoruś, to w gruncie rzeczy nie musi się szczególnie na tym państwie znać. Wystarczy, że opowie o tym, co tam wygląda inaczej niż u nas i już jest z niego drugi Marco Polo. Nawet, jeśli nie umie ani dobrze pisać, ani dobrze opowiadać. A na spotkanie z poetą – po co iść? Poczyta wiersze o tym, że mu źle. Nic ciekawego. No, chyba że są to wiersze o tym, że w Australii ludzie chodzą do góry nogami.

Szczerze – brakuje mi egzotyki w poezji. Piszę tu tonem nieco kpiarskim, ale bez złośliwości. Ja też lubię poczytać o tym, jak to się dzieje, że w Anglii jeżdżą lewą stroną i wcale im się nie myli. Myślę jednak, że można się do tego zabrać ciekawiej.

Sposób jest na przykład taki: wstajesz rano, z łóżka na podłogę, podłogą idziesz do szafy, ubierasz się, schodzisz do sklepu, kupujesz kluski, gotujesz kluski, zrzucasz na durszlak, potem na talerz, zjadasz. Czynności opatrzone, monotonne, marzysz o rozłupaniu kokosa prosto z drzewa w towarzystwie małp. A dookoła nuda, nic się nie dzieje, jak w polskim filmie. A teraz spójrzmy na to okiem Eskimosa. Przyjeżdża do ciebie w ramach wymiany studenckiej – jakaś grenlandzka uczelnia, powiedzmy, kształci inżyniera od obdzierania fok ze skóry albo architekta od igloo. Przyjeżdża, patrzy na tę podłogę, tę szafę, ten durszlak, schodzi z tobą do sklepu. I co widzi?

Prawdopodobnie coś bardzo egzotycznego. I to nieprawda, że trzeba przyjechać z dżungli albo z lodowca. Bo jeśli wziąć wiersze Białoszewskiego – o szafie, o podłodze, o durszlaku i o zejściu do sklepu, to dopiero można docenić jego geniusz. Spojrzeć na te zupełnie niepoetyckie i przeraźliwie zwyczajne przedmioty i sytuacje w taki sposób? Zobaczyć w nich TE wszystkie egzotyczne rzeczy?

Fakt, skala geniuszu, która niekiedy przebłyskiwała u tego autora, jest trudna do naśladowania. Jednak kiedy czytam Gałczyńskiego piszącego o Warszawie i o Praniu, znajduję to samo, ten sam rodzaj wrażliwości i spostrzegawczości. Podobnie zresztą u Kassa, który opiekuje się obecnie jego muzeum.

Myślę, że to trudniejsza, ale piękniejsza ścieżka szukania egzotyki. Dla większości ludzi na świecie mieszkamy w bardzo dziwnym miejscu za siedmioma morzami i za siedmioma górami. Przynajmniej od czasu do czasu warto docenić fakt, że u nas koty są małe i nie zjadają ludzi, a śnieg na wiosnę topnieje i znika. I zdziwić się tym.

Sławomir Płatek

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.