W najnowszym numerze...

×

Wiadomość

Failed loading XML...
Radosław Kobierski

Dziś kolejny znany i ceniony autor - Radosław Kobierski. Przyznam się, że ta publikacja jest dla mnie w dużej mierze sprawą osobistą. Radek jest jednym z najbardziej poważanych  przeze mnie współczesnych poetów i nie ukrywam też, jak bardzo jego wiersze lubię. Tomik "Lacrimosa" plasuje się w czołówce mojego rankingu najlepszych książek poetyckich, a i inne książki tego autora cenię bardzo wysoko.

Fraza z wiersza Radka - "Już nic nie napiszę, dokończę tylko miłość" - to moim zdaniem jedna z najpiękniejszych fraz lirycznych w polskiej poezji.

Zapraszam do lektury.
Paweł Podlipniak

 


 

Radosław Kobierski (ur. 1971 r.) poeta, prozaik, fotograf. Opublikował tomy wierszy: Niedogony (1997), Rzeź winiątek (1999), We dwójkę płyną umarli (2002), Południe (2004), Lacrimosa (2008. Nominacja do nagrody Literackiej Gdynia), Drugie ja (Wyd. WBCiAK 2011, nominacja do Śląskiego Wawrzynu Literackiego i Silesiusa), powieści: Harar (2005) i Ziemia Nod (2010. Nagroda TVP Kultura "Gwarancja Kultury" za rok 2011, Nominacje do Nagrody Literackiej Gdynia i Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus). Wiersze i proza tłumaczone były na czeski, węgierski, włoski i angielski.

Mieszka w Mysłowicach.

 


 

[Skąd w tym miejscu orzech włoski…]

Skąd w tym miejscu orzech włoski
Między lipą a kasztanowcem?
Wygasły, w kolorze szarości Payne’a,

I on dotknięty, czymś w rodzaju
Ciemnego błysku.
Który to już raz, powiedz,

Nie stajesz się drzewem, skałą,
Jakby zabrakło dla ciebie planu?

Kamienie w łożysku rzeki, deszcz,
Jego przezroczyste kręgi,
Łodygi barszczu w ogrodzie

(Wszędzie ten sam rodzaj skargi)

 

Z tomu Lacrimosa

 

[Zapachy istnienia, po otwarciu szafy…]

Zapachy istnienia, po otwarciu szafy
(Gdzie wiszą marynarki, swetry, spodnie),
Cała drogeria poranków, popołudni,

Kremu Nivea, wody kolońskiej. Bardzo odległe
Gamy tytoniu, no i właściwy zapach
Tego, a nie innego człowieka. Siedem dekad

Zawarte w jednej kropli essence absolue.
Otwieram szuflady, wyblakły neseser,
Szafkę z butami, skórzane etui na okulary.

Jak pies, który stracił trop i nie może trafić,
Chociaż wszystko jest po staremu, takie samo:
Ulice, place w mieście, przystanki,

Schody na klatce. I boje się, że któregoś dnia
Wybrzmi ostatni akord albo stracę węch,
I ktokolwiek mi powie, że byłeś, nie uwierzę.

 

[Już nic nie napiszę, dokończę tylko miłość...]

Już nic nie napiszę, dokończę tylko miłość,
Siedem rozdziałów będzie o rozpuście,
W nocy, pod pościelą, o winie i oliwkach,

I serach z ziołami. Siedem grzechów głównych.
Państwo w państwie, z hymenem w hymnie,
Flagami bielizny i mokrych prześcieradeł.

„Żeby zagłuszyć dźwięk szewskiego młotka”.
Pióra sunącego po papierze, kaszlu ojca,
Żyletki, która o świcie usuwa siwy zarost.

Będziemy się kochać we wszystkich pozycjach,
Żeby zadyszeć wieczność, pustą jak kościoły.
Jęczeć z rozkoszy. W łóżku i w wannie,

W kuchni na siatkach z zakupami. I na kamieniach,
Dwa metry od szlaku. I niech nie będzie dzieci,
Ich heroicznej wiary, za którą będą musiały zapłacić

(Tą wiarą albo życiem, wszystkim bajkami).

 

Józef przy śpiącym ojcu

Oto demiurg, który nie ma władzy, w głębokim
Poniżeniu, wśród stert nieaktualnych gazet.
W pościeli pachnącej starymi ziołami.

Sam jeden stworzył miasto, ulice, rynek.
I wielki gmach gimnazjum. Uczy w nim
Rysunku pan Aredt do późnej nocy.

Wprawia w ruch ołówki, węgiel drzewny, grafit.
Stworzył mu warunki do egzystencji:
(Która rzuca pewien cień na jego życie).

Południowe światło, ruchome obrazy.
Tchnął zapachy pomarańczy, deszczu, liści.
I przypraw korzennych. A teraz nie potrafi

Unieść ręki, ciągle śpi na jednym boku.
Pokonany przez formę, wyrzucony
Z monarchii tapet, karniszy i gniazd ptasich.

Czy umarł? I tak i nie. Bo są zdarzenia
Za wielkie by pomieścić się w zdarzeniu.
Zbyt doniosłe, żeby móc się wydarzyć.

(Arkusz papieru, ołówek, rysunek piórkiem).

 

Nikifor na moście

Za tym wzgórzem biegnie kolej, jest też stacja
Święta jak wszystkie cerkwie, pokryta gontem.
Jest po sezonie, jak zawsze, jak całe życie.

Wille, pejzaże, dworce, całe miasta
Z tysiącami okien, a dalej grzyby w uzdrowiskach,
Muszle koncertowe, sanatoria pełne soli.

Wszystko nieczynne z powodu snu,
Braku światła. Jedynie lunatyk jest z krwi
I kości, z łemkowskiego kopyla,

Czyli bękart, enfant terrible całej rodziny.
Jest już po wizycie świętej Trójcy.
I nosi teraz stułę, czyta księgę,

Rozsyła swoich uczniów, dyrygenta,
Listonosza i zawiadowcę stacji.
Wezmą do arki zwierzęta, nasiona,

Zapachy starego drewna i farby wodne.
Niebawem uzdrowisko przeżyje najazd.
Przyjadą kuracjusze i dzieci (najbardziej okrutne).

 

Z tomu Południe

 

Szpital ontologiczny

Prawdziwe zmartwienie z tym umieraniem psa
Na rękach z jego wzrokiem gdy z innej strony
Byt wycieka czy jest nim czerwona smuga

Która nie chce wsiąknąć w asfalt tylko szybko
Zasycha czy ulotność spojrzenia bo przecież
Nie to co trzymam w rękach i zaniosę w ściółkę

Pod leszczyną tam gdzie jest gnój ziemia próchnicza
Niech mi ktoś powie teraz jesteśmy lub tylko
Przejawiamy się kości są trwalsze więc może

Kości naprawdę żyją z włosów są z pewnością
Jakieś zaświaty jeśli nie są pomyłką
Jak umieranie tego psa przedtem jego żywot

Pomyłką istnienia chorego na byt
Który nie wyobraża sobie, że może nie istnieć
Nawet w tej chwili kiedy to mówi kiedy to pisze

 

Z tomu We dwójkę płyną umarli

 

Przeprowadzka

Och tak, wyobrażam sobie pierwszych lokatorów po nas.
Trzeba coś zrobić z obcym zapachem,
Pocałunkiem w sypialni, zamalować ściany

Z powrotem w kolorze zieleni. A co zrobić
Z pokojem, w którym umarł?
Czy nie mógł umrzeć na schodach?

Tu postawimy łóżko, mówi, tu będzie raj,
Akty strzeliste do ciebie. Tu pokój dziecinny.
Całe wzgórza przerwanych nocy i płaczu.

Egzorcyzmy nowych podłóg i farb. Modlić się będą
Nowe meble i nowy zamek w drzwiach za nasze
Szczęście. Tylko ten klucz znaleziony na parapecie,

Coraz częściej pojawiający się między nami.
Dlaczego on pasuje do mnie i do ciebie?
Trzeba coś zrobić z tym zębem wydłubanym ze ściany.

 

Z tomu Drugie ja

 

Eurydyka postanawia żyć

Rozbieram cię na dziewięć sposobów.
Wszystkie twoje wcielenia,
Z głębi wód i alg morskich, rojstów,

Z rozłąk, trawy, w której trwasz, w kuchni.
Tam pustka ma zapach karmelu.
Na wszystkich drogach kobieta odchodzi,

Jej plecy są czyste i szare jak karton.
Czekają na nowy język, celny,
Który znów je zapisze dzień po dniu.

Ramiona chcą być kroniką, uda esejem,
Brzuch błękitną kopertą dla listu.
Palce wkłada się do ust i czyta braillem.

Wszystkie pustki czekają na nowy język,
Rozbieram cię z rozłąk i trawy,
W której trwają twoje plecy, szare jak karton

Ramiona. Kobieta odchodzi z głębi wód,
Żeby zapisać mężczyznę, rozbiera go,
Palce wkłada mu do ust i czyta braillem.

 

Bóg wyrojony

Bóg wyrojony. Zostały po nim puste
Światy, lód, rozgrzany hel i wodór
Harold podczas czatu twierdzi,
Że ponad dwumetrowe zwierciadło Hubble’a
Wypolerowane przez firmę Kodak,

Przesyła nam w istocie zdjęcia cmentarzy.
Więc Harold, dziwne imię jak na Łemko,
Nie tylko porównuje Kronosa do cerkwi
W Wetlinie (którą podpalili żołnierze KBW
Latem czterdziestego szóstego),

Ale też jest pewny, że Bóg zszedł
Na Ziemię. A ludzie to rój,
(Który nie wiedząc o tym,
Zapewnia mu schronienie).

 

Ten człowiek przed lustrem

Ten człowiek przed lustrem, spięty jak cień
Strugą światła, która go obmywa
Łagodnie niczym przypływ granicę klifu,
Jeszcze do niedawna mógł zawieść.

Znał swoje miejsce, nosił w sobie duszę
Chłopca spod Alvenley. Styczeń, luty –
Szpinak i por, potem w kwietniu rabarbar,
Od maja bób i sałaty. Mógł popełnić błąd,

Spłukać się do reszty (w pubie pod nazwą
The White Swan), a nawet zrobić dziecko
Elizabeth. Ale potem wygiął się horyzont,
Odkręcił kran z wewnętrznym krzykiem

I zaczął się piąć. Wyleciał jego krzyk
Z Southampton do Newark za dziewięćset funtów
(Dwa bilety dla dorosłych, jeden dla syna).

Trzy dekady ćwiczył rolę agenta i męża.
Trzy dekady mył ręce z krzyku, który wziął za własny.

 

Edgar Lee Masters. Anthology.

To nieprawda, że wolność jest darem,
Wolność się zdobywa i traci.
Zrozumiałem to doskonale,
Kiedy opuściłem Knox College
I wróciłem, uległy do Lewiston,
Żeby uśmierzyć gniew ojca, Hardina Wallace’a.
Rok w półmroku, w skryptach,
I własne imię na szyldzie spółki pracowniczej –
Błyskawiczna kariera. A tymczasem
Dom Disy pochłonęła fabryka konserw.
Ogród Jonathana zniknął pod asfaltem.
Umierający od uderzenia rejestrem w głowę
Sędzia Arnett widział tylko kartki…
(Stała opłata za koniec więzi z zachodem,
Zapachem prerii, skórami zwierząt).
I ja, zanim ujrzałem za grobem Em Stanton,
Jej rozpacz po śmierci, zanim
Zacząłem pisać Antologie do Reedy’s Mirror,
Pod pseudonimem oczywiście, żeby nie stracić
Reputacji, znalazłem bezpieczną celę w ramionach
Helen. Potem była Tennessee, Lilian,
Ellen i Alice. Mógłbym przysiąc, że miłość
To forma transakcji, ciemna jak sprzedaż Bourbona
W czasach prohibicji, gdyby nie Ellen,
Która spędziła sześć lat w domu opieki
Melrose Park, pielęgnując roślinę,
Którą byłem.

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.