Na jesień najlepsze są wiersze ponure i nieprzynoszące nadziei, dlatego tym razem w „Prezentacjach” występuje Radosław Wiśniewski – autor zacny i znany, wydawca/rednacz „znikniętego” z powodów finansowych kwartalnika RED, uczestnik stu wojen i polemik, współpracownik Salonu.
To naprawdę solidna porcja mocnych wierszy, które nie potrzebują żadnego usprawiedliwienia z mojej strony.
Polecam.
Paweł Podlipniak
Radosław Wiśniewski (ur. 30 lipca 1974 w Warszawie) – poeta, krytyk literacki; współzałożyciel i redaktor naczelny kwartalnika "Red." w latach 2006-2012.
Jest absolwentem UJ w Krakowie, ponadto studiował w Opolu, Warszawie i Toronto. Mieszka w Kiełczowie, zamledowany jest w Warszawie, w Brzegu prowadzi Stowarzyszenie, pracuje we Wrocławiu. Współzałożyciel i aktywny członek działającej w Brzegu grupy poetyckiej Stowarzyszenie Żywych Poetów. Był jednym z głównych twórców wydawanego przez tę grupę w latach 1998 - 2004 artzinu "BregArt", reaktywowanego po roku 2014 jako "Nowy Bregart". W latach 2002-2003 był stałym współpracownikiem pisma "Undergrunt", w latach 2000-2001 naczelny i jedyny redaktor "Informatora Kulturalnego Opolszczyzny".
Jest laureatem wielu wyróżnień i nagród literackich, między innymi Literackiej Nagrody Młodych im. Marka Jodłowskiego (1999), Ogólnopolskiej Literackiej Nagrody Młodych warszawskiego oddziału ZLP (1999), a także Nagrodą Marszałka Województwa Opolskiego dla animatorów kultury (2008); stypendysta Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w roku 2004, był brany pod uwagę w nominacjach do "Paszportu Polityki" za rok 2009 (za tom "NeoNoe"). Stypendysta Ministra Kultury i Sztuki w roku 2004 oraz Baltic Centre for Writers and Translators w Visby w latach 2009 i 2013.
Publikuje w pismach literackich (kilkaset publikacji w latach 1999-2015), stale współpracował z czasopismem "Studium" jako felietonista, nadal współpracuje czasopismem "Odra" - w tym latach 2003-2007 jako współredaktor kwartalnego dodatku literackiego - "Ósmy Arkusz".
Jako krytyk bywa łączony z literaturą zaangażowaną (tekst "Niepodległość gestu" opublikowany w numerze 2(56)/2006 "Studium") oraz próbą odtworzenia programu artystycznego poezji Neo-apokryficznej.
Tłumaczony na język angielski, niemiecki, hiszpański, czeski, węgierski.
W 2007 był współinicjatorem internetowego projektu Pekin 2008 - druga strona medalu. W roku 2009 wspólnie z Patrykiem Dolińskim przeformułowali serwis na Poeci dla Tybetu. Akcja "Poeci dla Tybetu" była realizowana rozmaitymi sposobami także w latach 2010 i 2015.
Zajmuje się także problematyką praw człowieka, mediacji, negocjacji, psychologii konfliktów, historią powszechną, historią Polski, filozofią, marynistyką. Prywatnie także lubi niezorganizowaną turystykę (Gruzja, Boliwia, Peru, Panama, Argentyna, Chile, Wyspa Wielkanocna), turystyke górską, żeglarstwo (patenty, rejsy).
Od wielu lat zajmuje się też muzyką na pograniczu działalności amatorskiej i profesjonalnej - tworzył wiele garażowo-scenicznych formacji muzyczno-literackich m.in. "The Corners" (blues), "Entropia" (muzyka do tekstów własnych i Taduesza Nowaka), "Arkansas" (guitar live act do wierszy Krystiana Ławreniuka), "Nangpa-La" (rock band do wierszy z tomu "NeoNoe"), "One Man Riot Rangzen Band" (one-man-band do wierszy Wiśniewskiego, Tendzina Tsudnue i Topdena Ceringa), "Wieś Band Bielany/Bluegrass Destroyers" (zespół country bluegrass).
Twórczość wydana:
- Nikt z przydomkiem, Undergrunt, Toruń 2003.
- RAJ/JAR (wraz z Dariuszem Pado), Mamiko, Nowa Ruda 2005.
- Albedo, Zielona Sowa, Kraków 2006.
- Korzenie drzewa (wraz z Dariuszem Pado), Stowarzyszenie Żywych Poetów, Brzeg 2008.
- NeoNoe, Fundacja Pogranicze, Sejny 2009. ISBN 978-83-61388-44-9 oraz 978-83-61388-40-1
- Abdykacja - wiersze zaangażowane i nie, Muzeum Witolda Gombrowicza, Wsola.
W przygotowaniu do wydania na 2016:
- Dzienniki Zenona Kałuży w wydawnictwie Forma s.c. w Szczecinie
STORMUR BLUES ALBO KAPITAN NEMO PISZE LIST
Niech nie pocieszają mnie opalizujące widoki głębokich dolin,
wąwozów schodzących w dół, tam gdzie tętnią wszystkie niewidziane
dotąd aorty, kominy, wulkany i jamy pełne obcego, przerażającego życia.
Twoje imię nie wymienia się na żaden najdoskonalszy wiersz,
czołowy wynik w sieciowej lidze zabijania się na niby.
Tego łaknienia nie wypełni dotyk kocich łap, gest darowania
życia pająkowi na środku podłogi kuchni, uratowanie ślimaka
od butów na ścieżce w parku, jeża od ostrza spalinowej kosy,
leśnej drobiny na ostrzu kartki. I ta jasność, że mimo tego jesteś.
Szczęśliwy ten, kto się nie narodził, aby Cię szukać w podwodnych
miastach obcych i złych. Zamykam wszystkie włazy przed zanurzeniem
i słucham jak promieniują odległe galaktyki, jak donoszą na siebie
pulsary i plączą się w zeznaniach komety, które widziały cię
w przelocie. Nigdzie tak dobrze nie słychać gniazd jak na dnie,
gdzie czekam aż kosmos zacznie się kurczyć do stanu sprzed
i znowu będziemy obok siebie i nie będzie już krwi z krwi,
kości z kości, tylko chmury wolnych elektronów, coraz bliżej
i bliżej, nie do rozdzielenia. Teraz nie ma mnie wewnątrz tego
batyskafu ani nikogo żywego, sam jestem tym pozbawionym
załogi okrętem, smugą drgających cząstek wokół peryskopu,
urządzeniem nasłuchowym, które samo siebie słyszy. Tu znajdziesz
mnie kiedyś ty i wszystkie moje dzieci, których nie dotknie śmierć
a mimo tego - co do jednego nie żyją.
CHILDREN OF THE STARLINGS BLUES
To nie jest prosty rytm, o nie, chociaż wygląda na taki
bo w życiu dzieci nic nie jest proste, to tylko szpaki
ich gniazdo uwite na skraju hałdy, kopalni, czarnego
mostu, gdzie dwanaście taktów wygrywa szynobus
z Wałbrzycha i Kłodzka. Czy ja jeszcze piszę wiersze,
czy ja ich nie piszę, to nie o tym historia, nie o tym ten
rytm, który nie jest prosty, chociaż wydaje się inny. Dzieci
wołające „mama” z dziurawymi ciałkami, gdy wie to każdy
gangsta, że nie żyje się z tyloma przestrzelinami w dzieciństwie,
one są jak wersy, chociaż za oknem czarny most i szynobus,
którym nigdy nie odjadą a jak odjadą, to wysadzą je w polu
i znowu przywiozą do mnie a ja ich się nie wyprę. jestem tym,
co nie woła o pomstę, jestem tym, co szuka miłości, chociaż
nie wygląda na to. boli, nie boli, nie umiem ci opowiedzieć,
nie jestem sobą, jestem tym, co trzeba robić, drzewo jest
do przerzucenia, tynk do zbicia. To nie jest prosty rytm, o nie,
chociaż wygląda na taki bo w życiu dzieci nic nie jest proste,
to tylko szpaki.
LOST FRIEND BLUES
Are you afraid to stay with a friend?
Pytania nie są od rzeczy gdy buksują koła
w obcej ziemi a zamiast numeru telefonu,
przypominasz numeru konta. To ostatni blues
w którym brzmi zaginiona druga gitara i nie liczy się
kto miał grać solo a kto rytm. Nikt nie będzie cię
cierpiał bardziej ode mnie, nikt nie wygra lepiej
pauz które zsumują się w ciszę nad Izerą.
Are you afraid to be with a friend?
I czego chcieliśmy. To jest dwanaście tysięcy porzuconych
książek, to jest skrzypienie tabliczki na metalowym słupie
opodal kamieniołomu, że roboty odstrzałowe i pytanie,
które zawisło w niewysadzonym powietrzu. Tam w tle
- góry jak wyrzucony przez tsunami wieloryb. Swastyka
na zdjęciu starej szkoły w Grosse Iser niemal budzi sentyment.
Wódka, piwo, antologia poezji chłopskiej prosto z biblioteki
Szkoły Wojsk Radiotechnicznych Podchorążych Rezerwy.
Are you afraid to be a friend?
Antena zbiera szerokim pasmem. Pewne jest, że była tu wieś
pełna obcych ludzi a teraz przemarsze cumulonimbusów,
pogubione żelastwo, nasz sakramentalny majdan do rozrzucenia
na drodze gdy poranek we mgle, szybki marsz w dół.
ach, i te wszystkie plany, jakby nie było końca.
There’s no end, my only friend.
DEAD MORRIS BLUES
Lord, this black cat have crossed my dream
You know sometime I wonder B.G.
What in the world's gonna happen to me
Czarna ziemia w czarną sierść bo czarny jest blues
i czarna jest noc w którą idziemy zakopać czarnego
towarzysza. Szczęka łopata, brzmi czarny świerszcz.
W końcu to tylko kot. Odciski łap na szybie
gdy wracał w deszcz, martwe myszy na progu.
Teraz pod płotem w kolorze wody z kurzem,
rozwarte oczy, bańka powietrza w stygnącej krwi,
kłąb futra w reklamówce. To materiały pomocnicze
od nauki o śmierci, kochanie.
Czarna ziemia w czarną sierść bo czarny jest blues
i czarna jest noc w którą idziemy zakopać czarnego
towarzysza. Szczęka łopata, brzmi czarny świerszcz.
A potem sen, znowu jest LöbberStrasse, potrzaskane,
rozlane, potargane to w czym mieszkałeś. Jest też
czarny kot chociaż go pogrzebaliście, będzie już
miesiąc. Mieszka tutaj i teraz wszelka utrata.
Łomot do drzw. Tak dobija się zło, gdy przychodzi
po swoje.
Czarna ziemia w czarną sierść bo czarny jest blues
i czarna jest noc w którą idziemy zakopać czarnego
towarzysza. Szczęka łopata, brzmi czarny świerszcz.
ODKLEJONY. LITANIA PIERWSZA.
Niech tak będzie, że czuję jak się odklejam, kiedy tak
przed wami stoję i napinam się mówiąc o współczesnej
poezji. Tak, tak do was mówię dzieciaki patyczaki. Fejsbuk
zabija poezję mówi jedna taka spod okna, a ja myślę, że
to nieprawda. Odklejam się, odłażę od świata jak kiepska
kalkomania (innych nie było, kiedy mnie robili). Kto spamięta
te modele z kleksami po nierównej pracy wtryskarek plastiku,
mozolnie piłowane na gładź, daleką od oryginału, mamusinym
pilnikiem do paznokci. PZL 37 Łoś, Karaś, frajerska, górnopłatowa
Czapla z karabinem na stanowisku obserwatora, lodołamacz Lenin,
pancernik Potiomkin i krążownik Aurora. Te wojny w wannach,
beczkach pełnych deszczówki, w których wygrywała zawsze jakaś
Aurora. Odklejam się zatem pomimo tego, że jeszcze jestem.
A jestem, bowiem czytam Koteję, Maliszewskiego, Świetlickiego
i ten słynny wiersz trzech Marcinów, o tym, że za oknem ni chuja
Idei. Dzieci przecież lubią jak się przy nich przeklina to redukuje
dystans, buduje energetyczną więź i więźbę, po której już można
skakać z dachu na dach. Taki duchowy skatepower, ale oto po kolejnym
skoku ląduję jak amator z tych śmiesznych filmów, które godzinami
można oglądać na youtube. Walę o poręcz balkonu, przelatuję przez
barierę na autostradę i ot cała poezja rozsypuje się jak bierki i słyszę
dzwonek na przerwę, a potem piszę ten wiersz na odwrocie listy
zwrotów kosztów podróży niezłej imprezy, która dobiega właśnie
do końca w mieście, które było moje. Ale już nie jest moje i nikt mnie
tutaj nie pamięta kiedy staję na rynku i wśród nocnej ciszy wołam –
w pobliskiej kamienicy, nie pęka nawet jedna żarówka. Na pewno.
LAMENT-RECYKLING PIERWSZY ALBO SCENA NA PLACU SKUPU MATERIAŁÓW WTÓRNYCH
„Myślę, że – wbrew temu, czego uczą nas rozmaite teorie literatury – poety nie da zupełnie się odciąć od jego życia.”
(Jacek Dehnel w rozmowie z Maciejem Woźniakiem, I połowa XXI wieku n.e.)
Niech tak będzie, tor pomiędzy polami i gwizd lokomotywy jakby tętniak
pękał. Myślę, że większość zwierząt przeżyła – mówi dziewczynka pewna
siebie, z myślą niezmąconą tym, co się dzieje ze zwierzętami, gdy woda
zalewa wszystko. potem przychodzą faceci w roboczych fartuchach
i dają ci do ręki nóż, żebyś skończył to, co zacząłeś. w błocie wiją się
cudze wiersze załączone w formie zwartej do zwartego czasopisma.
Z folią nie przyjmujemy państwa do stalowego kontenera, mówi jeden
i potrząsając nożem w wyciągniętej ręce powtarza ciągle – da się? Da się?
Rozumiem że nikt nie chce sobie brudzić rąk ostatnim aktem za ogrodzeniem
z drutu kolczastego. Za rogiem czekają już bezlitosne wózki widłowe. wstępny
etap powrotu do punktu wyjścia, kiedy w głowie się jeszcze nie mieści, że nie
należy się do przeżywającej większości zwierząt. No weźmie pan, sam
tego nie będę przecież robił, no, da się? Żebyś wiedział cieciu, zupełnie
nie da się odciąć od życia, od wycia.
AMEN. NOVEMBER RAIN
Niech tak będzie, że zła i mroczna jest szachownica,
która nas ustawiana polach białej rozpaczy i czarnej
radości. Niech tak będzie, że to, co w Tobie żywe –
martwe jest u innych a to, co żywe u obcych, martwe
w Tobie. Tną do kręgosłupa brzeszczoty podmiejskich
składów. A na poboczu tyle życia; tyle saren, dzików,
lisów, kotów zatrzymuje się nagle w nagłym blasku
i zostaje zbitych w przelocie. Zapalasz światła i wszystko
znika, gasisz i wszystko się rozjaśnia. Golenie drzew
po bokach, tonąca platforma spalarni śmieci, worki
niesione listopadem, deszcz czepiający się ścierniska;
Ciemne wrzeciono towarowego mozolna praca wycieraczek,
wgniecenie błotnika, mokry ślad rozmazany od zderzaka
po drzwi. Oto jest życie - jedyne na jakie cię stać, jedyne,
które potrafisz powołać i chronić
na pewno.
MODLITWA ZZA OBRĘCZY
Niech tak będzie, że noc jest straszna a sam jesteś jej sprawcą
zamykają się drzwi, opuszczają śluzy i jest śmierć to znaczy
miejsce w ziemi gdzie sypią się na stół karty o pomylonych kolorach
i figurach. One to powstają przeciwko mnie a ich spojrzenia są lepkie
i czarne a przylegają jak płaty zdartej pospiesznie nocy, zbyt grubej
ciemności. Braknie piachu, pyłu, popiołu, pod palcami wilgotna darń.
wrzask otacza szczelnie i trzyma na uwięzi jak obręcz. Na pewno.
Aktualny numer - Strona główna |
Powrót do poprzedniej strony |
© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.