Do pary Bogdanowi Prejsowi daję debiutantkę Małgorzatę Stokowską-Wojdę, poetkę-lekarkę. To rzadko spotykane, wbrew pozorom, połączenie, ale to właśnie dzięki temu jej wiersze cechuje empatia zestawiona z bolesnością obserwacji i dozą pesymizmu.
Bardzo trafnie i ciekawie pisze o tym sama autorka: „Poezja jest bardzo bliska ultrasonografii. Obraz jaki uzyskujemy na ekranie ultrasonografu zależy nie tylko od oglądanego obiektu, ale również rodzaju użytej głowicy usg. W zależności od mocy nadawczej głowicy, częstotliwości wiązek ultradźwięków i sposobu ich ułożenia obraz tego samego obiektu na ekranie będzie inny. Obraz wiersza na ekranie naszej wyobraźni zależy od emocji, nastroju i indywidualnej wrażliwości. Ten sam wiersz u wielu ludzi generuje wiele obrazów. Różnica między poezją a ultrasonografią jest jedna: żaden obraz poetycki na ekranie wyobraźni nie jest obarczony artefaktem.”
Serdecznie polecam!
Paweł Podlipniak
Małgorzata Stokowska-Wojda, lekarz rodzinny z Łaszczowa, od ćwierćwiecza zajmuje się ultrasonografią, pisze prawie od zawsze. Jej „resortowe” felietony publikowała „Służba zdrowia”, „Gazeta Lekarska”, „Zdrowie dla każdego”, „Praktyka Lekarska”.
Wiersze zalegały w szufladzie. Debiutancki tomik Ultrasonografia wiersza ukazał się zaledwie dwa tygodnie temu.
Oddział hematologii dziecięcej
Widziałam kanion o opuchniętych nabiegłych krwią ścianach
więżący drzewo z wyłysiałą koroną
widziałam paralityczny strumień na dnie kanionu
który jąkając się śpiewał o chorym ego
przypięta do pajęczyny
z gorączką wplątaną we włosy
patrzyłam jak po ślizgawce z tęczy staczają się
roześmiane przysypane makiem piegów buzie
skazanych dzieci
rumiane jak świeże bułeczki
a już błękitne
Terapia
Najpierw świstał pejcz
a kiedy odpływał ruchem ośmiornicy
narastało obrzękłe milczenie które sądzi
ale zanim pokryło się ziarniną
wściekłe ramiona wracały by zrywać świeże strupy
i rozrzucać bryzgi żywej tkanki
obnażonej ponad wszelkie granice
napiętej ostatnimi włóknami rezerw
by dotrwać do remisji
która i tak będzie krótsza
od poprzedniej
Niepotrzebna prawda
Po piętnastu godzinach w dwustupięćdziesięciosześciostopniowej skali szarości
zobrazowałam odbicia z wnętrza twoich śnień tak wyraźnie,
jakbym sama znalazła się po drugiej stronie ekranu.
Usłyszałam helikopter warczący w ciemnościach.
Poczułam chłód cumy przymarzniętej do pokładu.
I zostałam ochrypniętym słowikiem zaplątanym w grudniową noc.
***
Ten pokój jest jasny
ostre bezduszne światło nie pozostawia nawet cienia nadziei
drobiazgowo dokumentuje każdy punkt
na interpretację nie ma już miejsca
***
W chropowatej szybie oszklonych drzwi
obserwuję faliste odbicie salonu
kwiat wiszący na serwantce
z burzą liści niewiadomego kształtu
rozmyte kontury sylwetek ludzi
gra barw i światła stwarza podwójne dno
lepiej nie przekraczać pewnych progów
***
Twoje „Jeszcze nie teraz" brzmi jak zapewnienie,
że „Teraz" kiedyś nadejdzie.
Mozaika chwil zmieni deseń i proporcje barw,
a bywanie „poza czasem" stanie się:
konwencjonalną terapią antytraumatyczną.
***
Nie chcę być klamką i progiem
nie chcę mówić do ciebie szczękiem opadającej zasuwy
chcę być domem wszędzie gdzie jesteśmy
bez względu na rodzaj dachu lub jego brak
***
Mam czterdzieści cztery lata i jestem piękna.
Nigdy przedtem taka nie byłam.
Moje oczy promienieją bursztynowym blaskiem pomimo kurzych łapek,
a gesty mają kocią miękkość i grację.
A najpiękniejsza jestem w brzasku poranka,
wtulona we własne niebo,
z włosami zwichrzonymi od snu,
kiedy dotykasz mojej twarzy.
Aktualny numer - Strona główna |
Powrót do poprzedniej strony |
© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.