STOS MEMÓW I ZABOBONÓW LITERATURY POLSKIEJ
„[...]Stanowczo za daleko poszliśmy w uprzejmości względem zabobonnych mędrków. Wypada raz wreszcie z tym skończyć, odróżnić hipotezę naukową od widzimisię demagoga, naukę od fantazji, uczciwy wysiłek filozoficzny od pustej gadaniny. A to tym bardziej, że owa gadanina miewa, niestety, tragiczne skutki [...]”
J.M. Bocheński OP, „Sto zabobonów”
Mem trzeci - TWA czyli o tym, że spisek i układ toczy nasze życie niczym robak gnojny
1.
Zorientowałem się, że ostatnimi czasy, dla wielu kolegów i koleżanek po piórze stałem się człowiekiem układu, mrocznym widmem, bardzo złym jedi. Przebóg, czyliż to możliwym jest?! – zakrzyknąłem w duchu, czytając na kolejnym blogu czy forum jak jestem oskarżany o mycie rąk rękami (słynny, ogólny i słuszny to zarzut – że ręka rękę myje). Dopóki zajmowałem się pisaniem recenzji czy wierszyków, względnie współorganizacją jednej z wielu podobnych imprez literackich w kraju – miałem z grubsza poprawne relacje w środowisku i święty spokój. Lubiłem się z tymi, z którymi się lubiłem i znałem się z tymi, z którymi się znałem. A z którymi nie – to nie. Ostatnio jednak obrywając już niemal anonimowo, na przykład za to, że znowu gdzieś jestem jurorem albo redaktorem, zrozumiałem, że dla niektórych jestem postacią, co do której mają poczucie że mnie znają. Znają i wiele wiedzą – na przykład z kim jadam, pijam. Zdałem sobie sprawę z zabawnej roszady jaka dokonała się wokół mnie. Wokół mnie – podkreślam – bowiem wewnętrznie czuję się spójny i ciągły.
Kilkanaście lat temu, będąc u początki literackiej drogi, żyłem w silnym przeświadczeniu i intuicji, że skoro nie jestem publikowany w rozlicznych pismach, w których chciałbym być publikowany i skoro nie wygrywam nagród, jakie chciałbym wygrywać oraz skoro nie jestem zapraszany gdzie chciałbym być zapraszany – to coś w tym musi być. Żyjemy w kraju, gdzie jak wiadomo, gdy ktoś, coś ma, no to skądś to ma – że zacytuję klasyka. To oczywiście nie mogło być tak, że znakomitość moja pozostawała nierozpoznana dla gremiów które decydowały o publikowaniu, nagradzaniu i zapraszaniu. Bynajmniej – moja znakomitość była rozpoznawalna już od pierwszych słów wiersza i to ona była – w domyśle – powodem milczącego odrzucenia, obojętności świata a za tym stał niewątpliwie wredny spisek. W spisku mieli brać udział Ci, którzy strzegli swoich miernych lepianek ulepionych w trakcie kariery literackiej (por. mem znaności uznaności albo kariery literackiej) a strzegli tylko po to, by nie dopuścić innych, młodszych, lepszych, takich jak ja, do wnętrza systemu gdzie się rozdaje i znaczy karty.
Być może nie do końca istnienie tej niezachwianej pewności istnienia spisku sobie uświadamiałem, ale skądś przecież młodociany autor musiał czerpać uspokojenie, pewność, że z nim jest wszystko w porządku a źle jest, owszem, ale wszędzie naokoło. Frustracja jest nieodłączną towarzyszką w wykonywaniu zawodów pisarskich w tym czasie, w tej szerokości geograficznej i w tej długości. Być może, zresztą - tak było, jest i będzie, wszędzie i zawsze. Być może. Struktura przekonań, którą nazwałem Memem TWA (czyli Towarzystwa Wzajemnej Adoracji) ma o tyle destruktywny wpływ na życie literackie, że kiedy dochodzi do autentycznego nadużycia – nikt nie kwapi się z reakcją. Wszyscy bowiem żyją w mylnym poczuciu, że tak dzieje się ciągle, wszędzie i zawsze. A utwierdza owych wszystkich powtarzanie obiegowych opinii o wszechwładnym spisku, myciu rąk rękami lub mocy wszechwładnej wzajemnej adoracji. Cechą charakterystyczną tego memu jest, to, że jest on wyraźnie skierowany – od zewnątrz życia literackiego ku jego prawdziwemu lub domniemanemu centrum. O ile poprzednie dwa memy – (por. mem nieznośnej lekkości druku, oraz mem bezbrzeżnej kałuży czasopiśmienniczej) mają charakter horyzontalny, są poglądami ogóle, udają zdania opisowe, - o tyle mem TWA jest zawsze wypowiadany przeciwko komuś lub czemuś. Z wroga czerpie swoją żywotność. Z wroga i ofiary, najczęściej partyzanta jedynej prawdy, jedynej prawdziwej jakości.
Czuję się w tej narracji zarazem wewnątrz systemu jak i na zewnątrz. Z jednej strony bywam jurorem, jestem redaktorem, czytam, wyrażam opinie, podobno też rozdaję słabe bo słabe – ale jakieś karty. Z drugiej strony - wydaje mi się, że nieźle pamiętam rozliczne wszeteczne myśli i namiętności jakie targały sercem i umysłem młodego autora, pamiętam nade wszystko dojmujące poczucie niezawinionej krzywdy i słusznego gniewu. Jestem też w stanie prześledzić swoją drogę od tamtego momentu do dzisiaj i na tym drobnym przykładzie, ale także na obserwacji innych przykładów równoległych – ocenić prawdziwość memu TWA, zwanego także klątwą salonów, sanhedrynem redaktorów, orskością czasopism, bursztalizacją poezji, jurydyzacją życia literackiego i czym tam kto jeszcze chce. Chciałbym kiedyś wyjść sobie samemu naprzeciw i opowiedzieć tę historię w sposób możliwie prawdziwy i autentyczny. Na razie mogę tylko nadgryźć ten mem i powiedzieć gromkie – na pohybel mu!
2.
Jak wspomniałem istnienie memu TWA nie oznacza, że nigdzie nie zdarzają się nadużycia, że wszystko jest czyste i gładkie, ale moim zdaniem reguły gry w republice literatury, są z grubsza klarowne, sensowne. Dają szansę na rozwój, wybór własnej drogi jej obronę a przy odrobinie szczęścia pozwalają zmieniać co jakiś czas ligi, kręgi zainteresowania. Wydaje się, że są to szanse większe niż układy reguł i relacji rządzące muzyką poważną, rockową, piłką nożną, szermierką, wioślarstwem, szachami czy brydżem sportowym. Powszechne wyobrażenie mówi o czymś zgoła innym, oczerniając literacką bohemę niepomiernie oraz niesłusznie a kiedy już słusznie to nie w tych miejscach i okolicach gdzie ją oczernić należy.
Mój akt wiary we względną klarowność reguł gry w literaturę oparty jest o racjonalne rozważenie okoliczności w jakich następuje. Zakładam, być może mylnie, że aby spisek miał sens, musi być zawiązany w imię tajemnego zdobycia i zachomikowania jakichś trudno dostępnych dóbr. Można uznać, że trudno dostępnym dobrem w literaturze, poezji, jest prestiż, satysfakcja z ładnie wydanej książki, ale to chyba jedyne dobra, jakie mogą wchodzić w grę. Polska literatura generalnie albo sprzedaje się słabo ale ma prestiż albo się sprzedaje dobrze, ale nie ma prestiżu. Niezależnie od ilości recenzji, częstotliwości publikowania na łamach czasopism kulturalnych, nawet na poziomie „Tygodnika Powszechnego”, rubryki poetyckiej w „Dzienniku” czy „Gazecie Wyborczej”, mignięcia w okienku TV – literat wiedzie w Polsce żywot w znacznej mierze anonimowy i bezbarwny, nienadający się na materiał dla tabloidów. Skoro zaś w systemie nie ma pieniędzy, nie ma poklasku – to w jakim celu spiskować? Kto ma ze spisku odnieść korzyść? Jakie złote runo jest do ukradzenia? Otóż tego runa w zasadzie nie ma. Między bajki można włożyć spiski redaktorów czasopism, które w lwiej części nie płacą nic lub prawie nic za publikację tekstów. Konia z rzędem temu, kto by próbował wyżyć z publikacji tekstów artystycznych. Nie ma wyjścia trzeba robić coś na boku – skrobać recenzje, rekomendacje, korektę, parać się składem, pisać teksty użytkowe. I to dobre teksty użytkowe, bo za złe, pieniędzy się nie dostanie. Pisma literackie, oficyny zajmujące się wydawaniem książek ambitnych – wierszy, dobrej, artystycznej prozy – nader często żyją od dotacji do dotacji a dotacje te wystarczają na druk. Wydawcy i redaktorzy raczej zatem cieszą się, gdy trafia do nich młody człowiek obdarzony talentem nie stawiający warunków wstępnych. Rzecz w tym, że ktoś taki - trafia bardzo rzadko. Ale kiedy już się trafia to wydawca pisma literackiego, serii literackiej raczej będzie chciał go ze sobą związać a nie odrzucić, bowiem zdolny, młody autor, laureat, postać wyrazista potrafi w tym świecie bez pieniędzy i wpływów dać poważny impuls. Masłowska Dorota najpierw przecież stała się poczytną autorką a nagrody – czy się z nimi zgadzać czy nie – przyszły później. O tym zaś ile Paweł Dunin Wąsowicz zarobił na sukcesie „Wojny polsko-ruskiej…” chodzą legendy. Chociaż oczywiście legendy legendami, ale – kto jeszcze ma wątpliwości dotyczące tego, że w literaturze jest po co spiskować – proponuję proste ćwiczenie zwane ekstrapolacją.
Najwyższa zaliczka za książkę o jakiej huczy gdzieniegdzie do dzisiaj była ponoć zaliczką wypłaconą Jerzemu Pilchowi przez firmę „Świat książki”. Jej legendarna wysokość wynosiła 200 tysięcy złotych. Przy cenach mieszkań średnio po 6 do 8 tysięcy złotych za metr kwadratowy – Jerzy Pilch mógł sobie sprawić całkiem ładną i obszerną kawalerkę, kto wie, może nawet ze sporą budą dla psa lub kota!
3.
Mem spisku żywi się jednak czymś autentycznym. Nadużycia zapewne się zdarzają gdzieniegdzie. Jednak ich natura wydaje się być błaha i łatwa do naprawy. Jakoś nie wierzę obecnie, po kilkunastu latach aktywnego współuczestnictwa w życie literackim na różnych poziomach a kumoterstwo rządzące konkursami literackimi. A ów brak wiary opieram na doświadczeniu. W swoim życiu brałem jako juror kilkudziesięciu konkursach i turniejach poetyckich. Próba niecnego nagabywania na z góry ustalonego laureata przydarzyła się tylko jeden raz i to w konkursie w którym odmówiłem udziału, zatem jak było naprawdę – nie jestem w stanie powiedzieć. Być może ostatecznie organizatorzy się nawrócili. Nie sądzę nawet, że jeżeli było inaczej – to jakoś szczególnie mogli zaszkodzić komukolwiek poza kumotersko wyróżnionym autorem czy autorką. Ścisłość środowiska, sprzyjająca jakoby powstawaniu zabójczych TWA jest zarazem jego cechą ochronną. W niewielkim, płytkim środowisku, informacja o tym, że ktoś jest, był autorem/autorką specjalnej troski, nie utrzymuje się w tajemnicy i idzie za człowiekiem wiele lat i unosi się niczym nęcący fetor czegoś, czego miejsce jest gdzie indziej – a nie w literaturze. Wydaje się, że sankcja i beneficja jakie mogą wynikać z istnienia i przynależności do danego TWA określa nazwa – Towarzystwo Wzajemnej Adoracji. Sankcja i beneficja są tylko towarzyskie i to w ramach tego samego kręgu. Zakładając zatem, że owe TWA rzeczywiście istnieją i mają jakieś moce - dobrze zatem jest nie być beneficjentem żadnego TWA – wówczas paradoksalnie ma się dostęp do wszystkich.
Jeżeli coś naprawdę dławi literaturę od środka a gdy chodzi o efekty i objawy – wygląda podobnie do głębinowego spisku to coś, co nazwałbym efektem IAI! (tak, tak, to wołacz, wołacz o pomstę do nieba). Rozwijając ten skrót to Ignorancja – Apatia – Inercja. Jeżeli w kapitułach ważnych nagród występują Ci sami krytycy, uzupełniają ich nierzadko urzędnicy samorządów, aktorki, dziennikarze, w tym dziennikarze filmowi – to trudno to nazwać inaczej niż efektem działania tej przenajświętszej trójcy, efektu IAI!
4.
Świat dla młodego autora naprawdę jest nieprzyjemnym miejscem. Trudno jest przyjąć do wiadomości, że tak właśnie jest, być może tak też było i tak będzie. Trzeba zaznajomić się z poczuciem tej obcości, niekonieczności, uśmieszkami politowania, terminować w tej fabryce snów, tylko po to, by osiągając to, o czym kiedyś się marzyło, wierzyło, że tam wreszcie jest się kimś – dostrzegać miałkość swoich młodzieńczych ambicji. A ściślej – nie dostrzegać. Kiedy bowiem przychodzi to uznanie o jakim się marzyło za młodu – publikacja w czasopiśmie „x”, publikacja debiutu, recenzja krytyka „z”, udział w festiwalu „q” poczucie spełnienia jest tak niedostrzegalne jak niedostrzegalna jest zmiana miejsc i perspektyw. Oto podobno się siedzi wewnątrz układu, spisku, trzyma się te wszystkie sznurki od szmat, słowo podobno coś znaczy, ma się pomoc podawania ręki i odtrącania. Tyle, że od wewnątrz tego nie widać, bo wszystkie te rzeczy, które z zewnątrz wydają się tak ważne, ciekawe, pasące ego – od wewnątrz tracą na znaczeniu na tyle, że nawet się nie dostrzega – że jest się wewnątrz. A nad wszystkim wiatr i piasek.
5.
I na koniec – wyobrażacie sobie Państwo takie śledztwo w literaturze polskiej jak ostatnio w polskiej piłce nożnej? 145 krytyków oskarżonych o ustawianie recenzji, 22 literatów i literatek kaja się za grzechy i obiecuje pisać książki już bez pomocy generatorów tekstu…
Radosław Wiśniewski
Pierwodruk tekstu ukazał się w czasopiśmie Red
Aktualny numer - Strona główna |
Powrót do poprzedniej strony |
© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.