Bo ja bym się chciał zbuntować (Siła i honor Kukiza)

Nikt nie ma pewności, czy faktycznie Siły i honoru nie chcą grać w radio, czy to sztuczny szum, cwany zabieg autora. Bo prawdę mówiąc – gniewać się, że komercyjne stacje – szmatławce nie chcą emitować piosenek Wielkiego Outsidera – gdzie tu jakiś sens? Sam Kukiz powinien od radia uciekać jak najdalej.

Ale jeśli nawet mu odmówiono, to raczej nie przez zmowę. Chyba nawet nie przez małą nośność, „niehitowość”. Wydaje mi się, że skończyło się po prostu społeczne zapotrzebowanie na bunt. „Nie wierzę politykom” to ostateczny banał, nikt nie wierzy politykom, a każdy niemal się angażuje w politykę bardziej lub mniej emocjonalnie po którejś ze stron. O czym tu gadać? Co to za temat?

Ludzie skupieni na swojej mordze gruntu usiłują coś tam uprawiać, nikt niczego poza podatkami im nie narzuca. Bunt wygląda głupio, niepoważnie. I to jest chyba przyczyna, dla której nikogo nie obchodzi taka płyta jak Kukiza, a na myśl o wściekłym, starym punk rocku osadzonym we współczesności odczuwam dysonans. Przecież to niepoważne. Drzeć się, że ZUS zdziera z ludzi? Że VAT jest głupim pomysłem? Że Palikot robi z siebie idiotę? Zamiast szarpać druty można zarejestrować firmę w Panamie i jak tu być outsiderem? Komicznie to wygląda, komicznie.

Prawica siedzi w ciemnej dziurze. Do istnienia potrzebuje wrogów, jasnego pola walki i linii ideologicznej. Nic z tych rzeczy nie jest obecnie dostępne, a rozpaczliwe próby poszukiwania ich prowadzą do takich kuriozów, jak histeria smoleńska lub płyta Kukiza. Jedynym sensownym punktem na niej wydaje mi się Heil Steinbach, sam jestem poirytowany sytuacją, w której jawnie fałszuje się historię i ten spór, choć marginalny, jest jak najbardziej rzeczywisty. Pozostałe są urojone.

Nie ma tak naprawdę żadnego nowoczesnego modelu patriotyzmu i ani Kukiz, ani Nowak (tu o tym pisałem) nie proponują niczego ciekawego poza sentymentalnym przywiązaniem do haseł i symboli, nierzadko pożyczonych z PRLu. Męczące jest też ustawiczne spostrzeganie historii monotematycznie – jako szeregu wojen i paktów. Dla mnie (uważam się za patriotę) równie ważna jest historia polskiej kuchni czy architektury – tej cywilnej, nie wojskowej i nie sakralnej. Siła i honor zdaje się opierać na założeniu, że polskość polega na identyfikacji i likwidacji wroga oraz rozpamiętywaniu jak to nas zdradzano.

Ciągną się więc te piosenki jedna za drugą i wszystkie o tym samym. 17 września jest tak naiwna i łopatologiczna, że efekt jest odwrotny do zamierzonego. Obława pożyczona od Kaczmarskiego brzmi dziecinnie w roku 2012. W Homo politicus pobrzmiewa „niebieska” Aya RL i jest to chyba najlepszy kawałek na płycie. Ale skoro już o muzyce – właśnie – wcale nie jest źle. Nic wielkiego, jednak…

Otóż Kukiz całkiem nieźle śpiewa. Instrumenty są zaangażowane profesjonalnie. Płyta jest nierówna, przeplata się parę gatunków łącznie z tzw. piosenką autorską. Chwilami za mocno spuszcza z tonu, a dokładniej – ogólnie nie wiadomo, o jaką muzykę ma tam chodzić. Ale zagrane jest dobrze, czasem za dobrze, jeśli ma to być nawiązanie do starego punka. W takich momentach jak Old punk brzmi nawet do rzeczy. Ostatecznie – to się daje słuchać. Momentami z prawdziwą przyjemnością. Tylko te teksty – brzmią jak patriotyczne formułki, które za moich czasów trzeba było powtarzać na apelach w trzeciej klasie szkoły podstawowej.

Na marginesie, skoro recenzuję już tak dygresyjnie: koniec buntu, o którym pisałem wyżej to historia bardziej złożona niż komercjalizacja Kazika i Maanamu. „Czerwona” Aya RL nie była wcale płytą punkową, to była doskonale wygładzona muzyka elektroniczna, a kojarzenie zespołu z hitem Skóra jest pomyłką. Kukiz nigdy nie odszedł od korzeni bo ich… nie ma. Ten człowiek nie jest muzykiem, tylko zjawiskiem w obrębie muzyki, produktem wspomnianej „Czerwonej”. Z lat 80. obroniła się muzyka, niezależnie (a czasem wbrew) ideologiom, tu się nie trzeba było „sprzedawać”. Wystarczyło zrobić dobrą płytę.

 

 

2 myśli na “Bo ja bym się chciał zbuntować (Siła i honor Kukiza)”

  1. Kukizowi, oprócz genialnej, absurdalnej twórczości parodystycznej, zdarzało się wydawać totalny kał. Z Piersiami (te wszystkie „Zośki”, „Maryny”) czy solo – komercha z Borysewiczem. Świadomość tego + lawina medialnej krytyki i szamba wylanego na tę płytę, zanim jeszcze wyszła i na Kukiza – faszystę, spowodowały, że przed przesłuchaniem miałem ambiwalentne uczucia. Mocno ambiwalentne. Jednak przesłuchałem.

    Lekka płyta to nie jest, ale też taka nie miała przecież być. Ot taki wojenny concept album a la Lao Che, nieco bardziej zaangażowany w aktualną politykę. Myślałem, że będzie gorzej. Kukiz artystą wielkim nie jest, acz chciał się wypowiedzieć w konwencji wojennej, więc to zrobił. Wyszło lepiej niż mówi się o tym w mediach. Co nie znaczy, że wspaniale.

    Z grubsza zgadzam się z tą recką:
    http://www.cgm.pl/recenzje,24857,pawel_kukiz_sila_i_honor,article.html

    PS. Co do niegrania w radiach Kukiza i Nowaka. Sprawa jest z jednej strony prozaiczna – masa nie chce tak ciężkiej, zaangażowanej muzyki. Ale z drugiej strony – taka lekka, łatwa i przyjemna Jodyna z płyty Psów swoje miejsce w radiu znalazłaby jak najbardziej.

    1. dzięki za odzew. w sumie wychodzi na to, że się zgadzamy. recenzję powyżej czytałem (zwykle, nawet jeśli tego nie widać, przygotowuję się zanim napiszę). co do radia, mogę tylko podsumować, że mamy smutne czasy dla radia.

Komentarze zostały wyłączone.