Edycja styczeń 2014 – poniżej tekst napisany w 2012 po pierwszej płycie Fonetyki. Jest już druga – „Bursa” (2013) i jest też recenzja (LINK)
————————–
Zjawisko pod nazwą Fonetyka robi szum od jakiegoś czasu. Dla nieznających tematu – jest to zespół wykorzystujący teksty Rafała Wojaczka i komponujący do nich muzykę w stylu pop-rocka i okolic. Słyszałem ich trochę na youtube, a ostatnio w Kutnie byłem na koncercie.
Fonetyka ma wielu fanów. Bo grają tak jak grają i grają do tekstów Wojaczka. Ale zaczynając od muzyki – przyzwoicie zagrana odmiana rocka czerpiąca z amerykańskich i europejskich wzorów. Słychać wpływy zespołów, w których słychać wpływy innych zespołów, w których słychać wpływy Depeche Mode i The Who przefiltrowane przez kilkadziesiąt lat zderzania i komasowania brzmień. Najkrócej mówiąc, grają to co wszyscy. Grają dobrze albo, żeby nie koloryzować – poprawnie, bez wyraźnych zgrzytów, niedoróbek, błędów. Przewidywalnie, ulegle. W najbardziej modnym stylu, myślę że wybór brzmienia nie był podyktowany atmosferą tekstów, a faktem, że tak się teraz gra i każdy tego słucha. Tak, jak nie ma rażących wad w tym graniu, nie ma też wyraźnych zalet. Zwykła, szeregowa kapela, która sprostała wymogom zawodowego muzykowania. Fakt, że na koncercie brzmieli lepiej, bo wersje studyjne niebezpiecznie zbliżają się do zwykłego popu z jakimiś wpływami muzyki tanecznej. Na żywo wręcz parę razy mnie „wzięło”, były ze cztery takie momenty. Głównie końcówki utworów. Zawsze coś, choć jak na godzinny koncert… niewiele.
Teraz teksty: wiersze dobrane kluczem popularności bądź chwytliwości. W sumie nic niezwykłego w tym nie ma, bez sensu byłoby wyszukiwać utwory niezdatne do zaśpiewania lub po prostu słabe. Ważniejsze jest chyba, jak te teksty się mają do muzyki i w ogóle do idei. I tu jest problem. O ile, mając określony gust można lubić taką muzykę (ja nie przepadam, ale inni może bardziej), to nie ma nic wspólnego z Rafałem Wojaczkiem. Niechby sobie chłopaki grali to co lubią i potrafią, z tekstami w stylu Comy albo Feela, ale przyszywanie do tego prawdziwej poezji, czyjegokolwiek autorstwa, to już pomyłka. Wojaczek po prostu nie był popowy – ani prywatnie, ani literacko, zresztą w jego wypadku chyba jest to nierozdzielne. Wygładzone melodyjki pod którymi są riffy w stylu „wszyscy-tak-grają” i na tym jeszcze ostre teksty poety wyklętego – cudaczne.
A muzycy w Wojaczku zakochani. Znają się na rzeczy. „Rafał napisał taki wiersz (…) i my go zaśpiewamy”. „Rafał lubił…”, „Rafał bywał…”. Jakby o Leśmianie mówili „Bolek napisał dla nas piosenkę”, co to za spoufalanie? Rafał to, Rafał tamto. Jakby razem pili i razem się truli. A nie wyglądają ani na takich, co piją, ani na takich, co się trują. W ogóle nie wyglądają. Image zespołu jest w tym wypadku bardzo przemyślany i istotny, nie pisałbym o tym, gdyby sami wykonawcy nie dali wyraźnie do zrozumienia, że wygląd ma uzupełniać muzykę. A wyglądają tak: białe, przyciasne koszule z cienkimi, czarnymi krawacikami. Krawaciki są poluzowane. Wojaczek pewnie luzował sobie krawat, bo w jego czasach wypadało nosić to w oficjalnych sytuacjach, a że był abnegatem, to i krawat bywał poluzowany. Panowie z Fonetyki, przypuszczam, zmierzyli linijką na zdjęciach ile centymetrów zwisał węzeł krawata poniżej kołnierzyka u Wojaczka i po konsultacjach z menedżerem wizerunku ustalili amplitudę zwisania na najbardziej Wojaczkową i dokładnie tyle im zwisa. Są już więc bardzo wyklęci. Jak te krawaty zwisają, bardzo poetycko, zwłaszcza, że zwieńczeniem (dolnym zwieńczeniem) stroju są lanserskie trampeczki z jakiejś globalnej korporacji, jakże typowe dla Rafała Wojaczka. Przebieranki muzyczne są więc uzupełnione o przebieranki sceniczne, jakby za Wojaczka można się było przebrać.
Na plakatach znalazło się zdjęcie wspólnego idola Fonetyki i ich fanów. Na owym zdjęciu zniszczony Wojaczek ma zmęczony wyraz twarzy, podkrążone oczy z pijacką opuchlizną. Wygląda nieprzysiadalnie, apatycznie. Na scenie pojawia się trzech panów wyglądających jak zadbani kierownicy średniego szczebla w jakimś lokalnym oddziale banku, którzy z niewiadomych powodów mają takie śmieszne krawaciki i te trampeczki. To nie ma sensu, równie dobrze mogliby założyć różowe podkolanówki. Rozumiem, kiedy Angus Young przebiera się za małolata. To jawna parodia, nawet z samego siebie. Jednocześnie uosobienie jakiegoś stylu bycia, którego sam Young jest współtwórcą. W wypadku Fonetyki wygląda to po prostu na udawanie kogoś, kim się nie jest, lans, pozę. Odcinanie kuponów od Wojaczka. Ktoś powie, że każdy mógł to zrobić i nie ma co lamentować, że w końcu ktoś na to wpadł. Otóż niezupełnie. Każdy, owszem, może to zrobić, ale nie każdy powinien. I właśnie mamy taką sytuację, zrobił to ktoś, kto nie powinien, do tego na tyle cwanie, że szkody nie są jaskrawo widoczne. Sam Wojaczek kojarzy się tak dobrze, że widząc jego nazwisko łatwo pomyśleć – o, super! I na tym właśnie jedzie przeciętny, lanserski zespół Fonetyka – na bezkrytycznym, odruchowym aplauzie dla Wojaczka, z czego naturalnie nie Wojaczek korzysta, a Fonetyka.
Mało tego, zespół zadeklarował, że w następnej kolejności skopie wiersze Andrzeja Bursy. Nie oszukujmy się, że tu chodzi o przypomnienie wybitnych, zapomnianych poetów. Bursa i Wojaczek nie są zapomniani, są świetnie pamiętani, znani, budzą emocje. Dorobienie do nich bezbarwnych muzycznie piosenek niczego nie wnosi. Zyskuje na tym tylko i wyłącznie zespół Fonetyka, który z innymi tekstami byłby jednym z bardzo wielu, zupełnie zwyczajnym zespołem. Nie zamydlajmy oczu, że to jakieś hołdy dla wybitnych poetów, którzy zresztą pewnie by nie byli zadowoleni z hipsterskich przyśpiewek, na jakie przerobiono ich teksty. Wojaczek jest trampoliną dla Fonetyki. I właśnie to jest moim zdaniem smutne.
Muzyka – jeśli kogoś nie drażni dojenie Wojaczka i dość przeciętny sposób grania – daje się słuchać. Kwestia gustu.
Sławku, kompletnie się nie zgadzam z Twoją opinią. Podobnie jak znany film Lecha Majewskiego „Wojaczek”, do którego scenariusz napisał Maciek Melecki był pewną „figurą interpretacyjną” odnoszącą się do postaci Wojaczka (również i rola Krzysztofa Siwczyka), tak sposób muzycznej prezentacji wierszy Wojaczka jest zawarty w konkretnej konwencji obranej przez Fonetykę. To, co proponujesz to liczman – Wojaczek w ogólnym odbiorze był „abnegatem”, stąd może istnieć jedyna konwencja służąca takiemu właśnie odbiorowi (w żadnym wypadku umownie rzec biorąc – nie może być nowofalowa). Idąc tym tropem myślenia, trzeba uznać, że Babu Król to duet, który niszczy dorobek Stachury, ponieważ nie uprawia piosenki aktorskiej, a tym bardziej nie aranżuje piosenek Steda na gitarę przy ognisku. Otóż nie, właśnie w tej pozornie nieprzystającej „figurze” cały urok – Wojaczek, jako symbol pop-kultury? A dlaczego nie? Argumenty o scenicznym wyglądzie Angusa Younga w kontrze do wyglądu scenicznym Fonetyki uważam za całkowicie chybione – jasne to była parodia, ale do czasu – dziś to tylko przemysł, biznesowe logo AC/DC. To równie mocny argument jak zarzut, że Marcin Świetlicki jest nieautentyczny, ponieważ podczas koncertu Świetlików nosi na nosie „ray-bany”. Byłem na tym samym koncercie, co i Ty i kompletnie nie odczułem, żeby występ Fonetyki był podporządkowany jakiemukolwiek lansowi. Lans oparty na twórczości zmarłego w 1971 roku poety?
pozdrawiam!
że się ze mną nie zgodzisz, to wiedziałem, zanim napiszesz 🙂
co do końcówki Twojego posta – ja odczułem lans, Ty – nie. z odczuciami trudno dyskutować, ale Wojaczek jest modny i zdatny do lansu. rok śmierci nie ma tu nic do rzeczy.
wizerunek Świetlickiego jest kompletny, jednoznaczny i autentyczny. wizerunek Fonetyki to przebieranka.
„figura interpretacyjna” w filmie „Wojaczek” jest taka sobie, ale nie razi. razi mnie nieodmiennie miałkość muzyczna i absolutny brak charyzmy podmieniony na komercyjne brzmienie w zespole Fonetyka. już Hey brzmiałby lepiej z tekstami Wojaczka.
najprawdopodobniej nie spotkamy się w tym temacie w żadnym wspólnym punkcie. trudno, i tak bywa. ale dla mnie Fonetyka, to tak jakby Doda zaczęła, brzmiąc tak jak brzmi i wyglądając tak jak wygląda śpiewać do tekstów Poświatowskiej. Albo Cwietajewej. gdzieś się kończą prawa „figur interpretacyjnych”.
Sławek, widzisz i tu się zaczyna i natychmiast kończy „gdybanie”, na którym w znacznej większości opiera się Twój cały post. Fonetyka to (prawdopodobnie) tylko próba lansu, ich image sceniczny to (prawdopodobnie) wymyślona hucpa, chłopaki z Fonetyki wierszy Wojaczka nigdy (prawdopodobnie) nie czytali, plakat reklamujący koncerty to (prawdopodobnie) dzieło kompletnego przypadku. Akurat w powyższym punkcie, ponieważ (i tu nie ma prawdopodobnie – jest na pewno), wspomniana przez Ciebie Doda nigdy nie skorzysta z repertuaru wspomnianych poetek, gdyż funkcjonuje w kompletnie odmiennym stanie świadomości. Co do jednego się z Tobą zgodzę – odbiór Fonetyki jest kwestią gustu. A z gustem się nie dyskutuje, czasem tylko warto zwrócić uwagę na mocno krzywdzącą opinię.
ech, no dobra, mogę podyskutować.
nie, tego nie napisałem. że nie czytali Wojaczka – nie napisałem, że plakat jest przypadkowy – nie napisałem, przeciwnie, myślę, że jest świetnie przemyślany. mało tego, nie mówię o rachunku prawdopodobieństwa, tylko o tym, co widzę.
widzę zespół, którego członkowie chcą wyglądać jak trzech Wojaczków, widzę, że im się to nie udaje. słyszę, że grają muzykę w bardzo modnym stylu, która ma wydźwięk (a także, choć z innego powodu, dźwięk, ale teraz chodzi o wydźwięk) zupełnie z innego kosmosu i wyraża coś innego niż poezja Wojaczka i że się źle łączy. podobnie jak innymi kosmosami są Doda i Poświatowska z mojego przykładu. to WIDZĘ i SŁYSZĘ a nie przypuszczam.
z jeszcze jednym się nie zgodzę – jestem wielbicielem rozmów o gustach, uważam, że gust można i należy doskonalić, a jednym z najlepszych sposobów na to jest rozmowa 🙂
nie podejmuję tylko wtedy, kiedy rozbieżności są zbyt dalekie, żeby mieć nadzieję, że wysublimują gust którejkolwiek ze stron. dlatego (a nie z powodu ortodoksyjnej niechęci do rozmów o gustach) nie jestem przekonany, czy nasza dalsza rozmowa o tym właśnie zespole ma sens. może lepiej o innych 😉
pięknie jest się różnić:) to po pierwsze – po drugie, odmienność poglądów nigdy nie wywoływała u mnie agresji:)
ostatnie zdanie (jeśli pozwolisz): myślę, że to, co Ty uznajesz za wadę Fonetyki (generalizując: ich „wojaczkopodobny” image), ja traktuję jak zaletę. to zamknięty, dobrze wymyślony projekt, który ma szansę (niewielką, ale zawsze) przebić się do tzw. mainstreamu z podprogową poniekąd informacją, że to produkt związany z poezją. stąd, w świetle ogólnych narzekań (do których i ja dokładam od czasu do czasu swoją cegiełkę), że poezja jest generalnie w d…., ja w tym konkretnym przypadku dostrzegam światełko (w tunelu, żeby nie było:)
czy pozwolę, to nie pytaj, bo komentowanie jest włączone, więc można bez pozwolenia 🙂
bardzo mnie cieszy każda inicjatywa popularyzowania poezji, pod warunkiem, że spełnia swój cel. jak zadziała Fonetyka – nie wiem, przez chwilę też miałem podobne do Twojego wrażenie, że to inicjatywa cenna kulturowo.
częściej jednak wątpię. Wojaczek jest dla Fonetyki potężnym silnikiem, to jeden z niewielu poetów, którym nie trzeba pomagać w wypromowaniu. obawiam się, że zamiast promować poezję, dojdzie do zhipsteryzowania Wojaczka i w miejsce pożytku będą straty.
Byłem na jednym koncercie Fonetyki. Nie razi mnie to granie, zespół gra całkiem przyzwoicie. Na pewno zaś nie zaszkodzi Wojaczkowi. Nie skreślałbym tego. Dla wielu młodych ludzi ich adaptacje wierszy Wojaczka to jedyny kontakt z tą poezją. I marudzenia starych pierdołów jak my nic w tym względzie nie zmienią. Nie jest to oczywiście najwyższa półka. Ale, na Boga, Wojaczek nie będzie przecież odbierany przez pryzmat Fonetyki. Jeśli ktoś zrobił krzywdę Wojaczkowi to Marx z książką kaskaderzy literatury, co wygenerowało przez ostatnie ćwierć wieku multum zachlewających się dwudziestoletnich pseudowojaczków odbierających wiersze przez legendę biograficzną.
mnie też nie razi ich granie, choć i nie fascynuje. jak wspomniałem, spełniają minimum, żeby zaistnieć na zawodowym rynku muzycznym. technika gry (poprawna), kompozycje (na fali), image (hipsterski, ale sprzeda się), know-how (Wojaczek). dobra robota.
starym pierdołą się nie czuję 😉 zmieniać też niczego nie chcę, komentuję zjawisko. że Wojaczek nie będzie odbierany przez pryzmat Fonetyki, to właśnie nie jestem pewien. mój główny zarzut stąd właśnie: każdy dzieciak w trampkach Conversa, który wypije trzy piwa i puści Fonetykę będzie się miał za poetę wyklętego. i tak będzie rozumiał poezję. bo taki obraz daje Fonetyka.
za to zaciekawił mnie Twoje zdanie o „kaskaderach”. fakt, ta książka wzmocniła jakąś legendę, ale czy na pewno wytworzyła zjawisko, o którym piszesz? bez niej byłoby inaczej?
co ciekawe – Fonetyka planuje kolejną płytę z tekstami Bursy. chyba czytali „kaskaderów”… może chcą zrobić to samo co Kolbus (chyba nie Marx), tylko w wersji pop 🙁
Hej, no właśnie o tym piszę dziś hipster a dawniej kaskader – to zjawiska pokrewne w pewnym stopniu, bo poza. Marx był zdaje się autorem określenia „kaskader”, był w tej książce autorem posłowia. Kaskaderzy ery hipsterów, porobiło się:) Ale bardziej oglądam z dystansu, bo to ciekawe, taki wątek socjologii życia literackiego. Sama poezja Wojaczka, cóż – wiadomo przecież, że przekracza ten poziom. Wojaczek to już klasyk, więc fonetyczny projekt będzie tylko przypisem do niego a nie tekstem głównym.
hipster i kaskader? może to znak czasu, ale nie zestawiałbym jednego z drugim. a jeśli jednak to się musi stać, to znaczy, że jednak czasy są gorsze niż były.
oby było tak jak piszesz. jeśli ludzie sobie potańczą przy Fonetyce, ktoś kogoś poderwie, przeminą z wiatrem i tyle. ale jeśli wpłyną na spostrzeganie poezji, to im nie odpuszczę.
a poza tym jest jeszcze coś takiego jak prywatne poczucie niesmaku. mnie po prostu irytuje pozerstwo, lans i żerowanie na legendzie.