Dzienniki rumskie 22

Wcale, a wcale nie będę pisał o Rumi. Nie napiszę o tym, że wyremontowali nam śmietnik ani o tym, że w moim ogródku już trzeci dzień leży prawdziwa zwrotna butelka po piwie – i nikt jej nie wziął, żeby oddać. Zresztą we Fresh Markecie obok mnie coraz trudniej oddać butelkę po piwie – nie chcą przyjmować – o czym też nie napiszę. Nie warto także pisać o tym, że w sklepie U Grubej otworzyli ponownie bar obiadowy, który już trzykrotnie zamykali. Efekt jo-jo. W ogóle Rumi ostatnio prawie nie widywałem i właśnie o tym napiszę, że wyjeżdżałem, ho ho.

Wróciłem bowiem ze szkolenia, skierował mnie urząd pracy. Szkoliłem się na animatora kultury, co okazało się drobnym nadużyciem semantycznym, niedogadaniem urzędu z organizatorem. Jako animator umiem już dymać balony i skręcać je we fiutopodobne pieski, kotki i miecze jedi. Umiem także zrobić przeciekający szałas z patyków i rozpalić ogień soczewką zrobioną z wypełnionej wodą prezerwatywy. Potrafię również przeprowadzić zabawę polegającą na tarzaniu się jednych ludzi po drugich ludziach. Jedni i drudzy czują przy tym silne emocje, co specjalnie mnie nie dziwi.

Czuję się teraz, jakbym spędził rok na bezludnej wyspie. Przestałem rozumieć świat. A to tylko były trzy tygodnie. Mogę za to teraz zrobić taki „event”, że długo popamiętacie. Oj, długo.

1 myśl na “Dzienniki rumskie 22”

  1. Twój świat odlegle inny od mojego, mimo, że ta sama erka wywozi poza patrzenie, zauważanenie dotkliwej codzienności. U Ciebie śmietnik już stał, o ten bliżej mnie – musiałam powalczyć, nie pierwszy raz. Jest, ale nikt nie pamięta, że teraz trzeba zadbać o zabieranie jego wypełnienia.
    W młodym mieście, z długą historią wsi z tradycjami, może ktoś zerwie się, przyspieszy… powalczy o wszystko to, co ciągnie się w ogonach. Czy można nie chcieć do wielkiego… do małego – kilkoma autobusami?
    Brzaski, zachody mówią, malują poza okiem, bo nie można pierwszym autobusem pojechać do Rewy albo Mechelinek… chociaż tam przeżyć teatr z nieba i wody, zgodnie złączonych horyzontem. Nie ma pierwszego, nie ma żadnego stałego… coś tam jedzie latem, tylko w wybranej pogodzie. Czy sztormowy wiatr niesie gorsze wyobrażenia od potulnego pół-wiatru, nawet nie trącającego piasku, nie zaglądającego we włosy?
    Do miasta przyszło dużo nowego. Stare, w tym dobrym znaczeniu słowa, powinno być bardziej ufne, może wtedy miałby miejsce wybuch wspólnoty w działaniu na rzecz potrzeb może nie każdego, ale ku zadowoleniu większości.
    Rumię powinno się odkryć w jej pięknie, ale i obnażyć szpetotę po to, żeby w końcu nie wciskać szyi w ramiona, gdy przychodzi się tłumaczyć z zastanego.

    Szkolenie przeżyłeś, kiedyś może nieoczekiwanie stać się powodem do… dziś tego nie wiesz, podebrało z życia potrzebne do zupełnie innych doznań tygodnie… niektórzy mówią, że „nic nie dzieje sie bez przyczyny”… może trzeba przeżyć takiego „bezducha”, żeby spojrzeć od nowa 🙂
    Pozdrawiam 🙂

Komentarze zostały wyłączone.