„Człowiek na torze” (1956) – stary polski dramat sądowy

 

Tak zwane dramaty sądowe są uwielbiane i oglądane. Jeden z nich, pod tytułem „Dwunastu gniewnych” może kojarzyć się z innym, starym polskim filmem. Konwencja tego drugiego to coś między kinem psychologicznym, kryminałem, produkcyjniakiem i właśnie dramatem sądowym.

Od produkcyjniaka zacznę i – że piszę „z buta” – nie wiem, czy na tym nie skończę 🙂

Zdecydowanie socjalistyczny schemat został złamany. Poza elementami parodystycznymi (na końcu wklejam przykład), pokazano zebranie kolektywu, które „od zaplecza” wygląda zupełnie inaczej niż ze strony prezydium. Ogólna rozpierducha, podpuszczanie, krecia robota, przypadkowość, klakierzy. To jest kolektyw?

Stary, przedwojenny mechanik „z prawej strony” parowozu (czyli dowodzący maszyną, ale ta prawa strona jest wyraźnie dwuznaczna), jeszcze pamiętający Kolej Warszawsko – Wiedeńską to kiepski wzór dla proletariatu. A jednak jest on bohaterem w znacznie bardziej złożony sposób niż po prostu „bohater filmowy”. Zwornikiem całego filmu jest scena, w której zostaje on wyrzucony z pracy (sytuacja, jak kilka innych w filmie, pokazana z dwóch punktów widzenia – znakomicie wymyślone!). Stary człowiek z wąsikiem, wyglądający jak poddany Franciszka Józefa wędruje dumny, choć zgarbiony przez tory kolejowe obok swojego parowozu. Towarzyszy temu dialog:

– Panie naczelniku, on już nie wróci?

– Nie.

Mocne zamknięcie. Nie chodzi o zwolnienie człowieka z pracy. Chodzi o nowy czas, nową epokę, ten moment trzeba wychwycić oglądając. I nie ma tu kopania złego przedwojnia. Jest po prostu świadomość zmian. Podobnie jak w świetnym filmie „Życie raz jeszcze” (tu go opisałem) czasy stalinowskie są także odgarnięte na bok. To epoka zamknięta (film jest z roku 1956). Wszystko dzieje się ostrożnie, nie ma ani głupawej apoteozy komunizmu, ani ostentacyjnego zwalczania sanacyjnej tradycji (bo nie była widocznie taka zła) i epizodu twardego stalinizmu (bo wciąż trzeba było uważać). Przebija też tu i ówdzie wiara w siłę partyjnego kolektywu – bo oprócz głupich są mądrzy, oprócz betonów są ludzie rozsądni. Wiara w siłę pracy i nowego społeczeństwa, które po roku 56 miało szansę coś zbudować (historia zweryfikowała). W końcu wiara, że zalety i wnioski pochodzą z dobrych tradycji sięgających aż czasów zaborów. A nie tylko z filozofii Lenina i Bieruta, przekreślających najlepsze, co wypracowano przez wieki. Odchodzący mechanik ma w sobie wady i (rzecz niezwykła!) zalety minionego. Zdjęcie poniżej to zderzenie przeszłości z przyszłością, symboliczny kadr, symboliczna scena. Niezwykle ciekawy dokument historyczny i społeczny.

Ale to też doskonały film tak po prostu w oglądaniu. Niektórzy już w pierwszych scenach zorientują się, jakie jest rozwiązanie zagadki. Może bez szczegółów, na „psoty” trudno wpaść, ale ogólny zarys fabuły da się „przeczytać” po 10 minutach. To nic. Ze wzruszeniem i w napięciu ogląda się do końca. Liczy się nie tylko prosta łącząca dwa punkty (początek i koniec), ale wszystko co pomiędzy. Gra aktorów, tło, smaczki, niuanse. Znakomite. Doskonały film. I absolutna klasyka gatunku socjalistycznego produkcyjniaka – bo właśnie rozsadza konwencję, zachowując wszystkiej jej cechy.

Na końcu jeden ze smaczków – łatwo przeoczyć! bo jest to gadanie z głośników na stacji PKP. W tym czasie bohaterowie rozmawiają o ważniejszych sprawach, ale tło…

Uwaga uwaga, pociąg pospieszny z Wrocławia do Gdyni przez Gniezno, Poznań, Toruń, Tczew odchodzi z pierwszego perona.

Proszę wsiadać drzwi zamykać.

Proletariusze wszystkich krajów łączcie się!

Stonko! Rolnik…

Rolniku! Stonka twój wróg!

Przekraczając zadania planu sześcioletniego podnosimy stopę życiową.

Matko! Chroń swe dziecko przed biegunkom!

 

No kto! Kto dziś tak zapowiada pociągi! 🙂

LINK DO FILMU

 

 

człowiek na torze