Zapładnianie nowej myśli metodą in vitro

Na początek dwa wyjaśnienia: unikam pisania na takie tematy, ale czasem robię wyjątek. Teraz właśnie robię. I drugie – nie popieram bezkarności pedofilii i niepoważnych (moim zdaniem) katolickich teorii na temat in vitro. W ogóle nie piszę o tych sprawach, piszę o postawie dwóch księży.

Jednym z nich jest Wojciech Lemański, drugim – Adam Boniecki. Obaj mają coś przeciwko nauce własnego kościoła i przeciw zachowaniom hierarchów. Być może ich zarzuty są słuszne, tylko czy na pewno zachowują się odpowiedzialnie?

Sprowokował mnie co prawda Lemański po ostatnich akcjach z przenoszeniem go na emeryturę, ale tak naprawdę to Boniecki ma większe szanse na zrobienie zamieszania. Lemański zdziwił mnie o tyle, że ma 52 lata i dopiero zaczął widzieć to, co widzi niejedno dziecko – deprawację księży i błędy w doktrynie. Obaj jednak mają pewien dylemat, który można rozwiązać na trzy sposoby:

1. „Jestem księdzem, nie podoba mi się nauka kościoła katolickiego, więc rezygnuję z bycia księdzem i poważnie rozważę apostazję.”

2. „Jestem księdzem, nie podoba mi się nauka kościoła katolickiego, więc spróbuję od wewnątrz zmienić treść doktryny, wymusić jakieś procedury lub w dowolny inny sposób zreformować te niedoskonałości.”

Ten drugi punkt to oczywiście utopia, nikt szeregowego księdza nie będzie w Watykanie słuchał, ale historia pokazuje, że niektóre masowe presje po jakimś czasie przynoszą skutek.

Tacy jak Lemański czy Boniecki przyjmują trzecią opcję, najbardziej absurdalną:

„Jestem księdzem, nie podoba mi się nauka kościoła katolickiego, więc mówię z ambony co innego niż głosi nauka kościoła, którego jestem urzędnikiem, a moje pretensje do zwierzchników i do doktryny wylewam przed wiernymi w kościele i w mediach.”

To jest niepoważne. Jakiego właściwie efektu się Lemański spodziewa? Zmiany nauki jego religii w sprawie in vitro po tym jak zaczął publicznie histeryzować? Poparcia ze strony swojej parafii? Chce zrobić z tej parafii jakąś sektę? Chce z nimi ruszyć na Watykan? Chce ich sfrustrować? – bo są przecież bezsilni w sprawie, w którą ksiądz ich wciągnął. Chce zaistnieć w mediach?

Kiedy ja piszę, że nauka w sprawie in vitro, prezerwatyw i parę innych – są idiotyczne, wypowiadam się w swoim imieniu. Kiedy mówi ksiądz – wypowiada się w imieniu instytucji.

Kościół katolicki dawno przestał być rodzajem tajnej wspólnoty, jaką był przez pewien czas u zarania. Obecnie dzieli się na dwie grupy – zawodowców i laików. Od laików oczekuje się naprawdę niewiele – że będą płacić i trzymać się pewnych bardzo rozluźnionych rygorów, kilkanaście prostych nawyków.

Co innego zawodowcy. Ksiądz musi ukończyć specjalne studia, wykonywać pracę na pełny etat, ubierać się w określony sposób, trzymać się określonych nawyków życiowych, wykonywać mnóstwo formalności. To przypomina trochę firmę, trochę wojsko, a zachowanie tych dwóch księży przypomina rozwalanie takiej struktury od dołu. Co by było, gdyby każdemu coś się nie podobało i zaczął na kazaniach i w mediach pchać swoją wersję? Jeden o in vitro, drugi o wniebowzięciu Marii, trzeci o kolorze szat liturgicznych, a czwarty o limbusie. Otóż w ten sposób, zamiast naprawić swoje macierzyste wyznanie, rozwaliliby je w drobny mak.

Ktoś powie, że może ten kościół należałoby rozwalić. Nie wiem. Może i tak, ale rozwalaniem kościoła katolickiego nie powinni się zajmować księża, bo w momencie, kiedy podejmują takie działania, tracą cały posiadany autorytet, robią idiotów z siebie i z tych, którzy polegają na ich autorytecie. Dorosły człowiek, jeśli nie podoba mu się kościół do którego należy (dowolne wyznanie), a zwłaszcza, jeśli występuje jako oficjalny przedstawiciel tego kościoła, najpierw się wypisze, a później będzie mieszał z błotem – a nie odwrotnie.

Pamiętajmy, że Lemański nie jest człowiekiem świeckim. Nie jest laikiem, który może sobie mówić co chce, a obchodzi to tylko sąsiada. Lemański jest obecnie zawodowym pracownikiem instytucji, z którą ma prawną i moralną umowę. Nosi jej mundur. Jest związany doktrynalnie i etycznie, jest także zobowiązany. Jego mundur coś oznacza, na coś nie pozwala, czegoś wymaga. Nie można jednocześnie nosić munduru i zachowywać się tak, jakby się nosiło inny mundur albo żadnego. Może sobie prywatnie mówić o różnych rzeczach, ale nie może prywatnie wypowiadać się przeciw instytucji, dla której pracuje. Tym bardziej służbowo.

Jeśli taki ksiądz myśli „chcę być księdzem, ale w jakimś innym rodzaju katolicyzmu i papież oraz sobór powinni dostosować doktrynę do moich wymagań” to jest po prostu głupi. Niech sobie odejdzie i założy ten własny rodzaj katolicyzmu, a nie uprawia publiczną histerię i wywleka prywatne dylematy do mediów. Dziecinada.

Rok temu słuchałem Bonieckiego na żywo. Byłem ciekaw, czy wnosi jakąś świeżość, czy może być prawdziwym autorytetem, nową siłą intelektualną polskiego katolicyzmu. Obawiam się, że nie. Pisałem o tym na portalu, rozczarował mnie. To, co mówił było blade i bez siły. Chałupnicza robota, prywatne rozterki, drobne cwaniactwo. Nie widzę w tych ludziach żadnej nadziei na nowe, ciekawe nurty społeczno religijne. A dotyczy mnie to, bo żyję w społeczeństwie, którego charakter i kształt jest w znacznym stopniu zależny od nauki kościoła katolickiego. Nawet, jeśli nie identyfikuję się z tym – żyję w tym. I czekam na kogoś większego formatu niż Lemański i Boniecki.

 

4 myśli na “Zapładnianie nowej myśli metodą in vitro”

  1. Rozsądny głos, myślę podobnie. Sam nie mam raczej nic przeciwko in vitro, a jeśli coś mam, to na pewno nie chodzi tu o „mordowanie istnień”, a o kwestie „lepszości” adopcji w konstekście braku potomstwa (w duużym skrócie – brzytwa Ockhama: po co mnożyć byty?). Drażni mnie natomiast odrzucanie tego jako metody leczenia, bo przecież „bóg tak chciał” – to może nie leczmy też raka i innych schorzeń.

    Co do samej sytuacji… Moje poglądy zapewne są bliższe Lemańskiemu niż Hoserowi, ale na miejscu tego ostatniego zareagowałbym tak samo, jakby mi ktoś „bruździł” w diecezji.

    1. no właśnie 🙂 o to chodziło, ja też mam wiele do zarzucenia doktrynie ortodoksyjnie katolickiej. ale trzeba się umieć zachować, a „odkrywanie” takich spraw w wieku 52 lat niestety cuchnie hipokryzją.
      pozdrawiam

  2. I jeszcze jedna kwestia jest tu warta poruszenia… Bo on tu tak na uboczu sam sie nasuwa.

    Kośćiół na przestrzeni lat ewoluuje, to oczywistę, choć powoli i opornie. Tylko czy – abstrahując już od tego, czy jest sie katolikiem czy nie – aby na pewno powinien ulegać swego rodzaju demokratyzacji? Czy to ludzie powinni decydować o zasadach wiary? Taka liberalizacja tak naprawdę zeświedcza Kościół. Jasne, że Kościół tworzą ludzie, ale to chyba o to w całej tej zabawie chodzi, żeby to oni dostosowali się do jego zasad, a nie te zasady do nich. Temat na dyskusję-rzekę bez żadnych konstrukcyjnych wniosków.
    😀

    1. znak postmodernizmu….
      zniknie razem z przemianą epoki w – nie wiemy co.

Komentarze zostały wyłączone.