Wagary

 

Schowek01aCałkiem niedawno przeczytałem o skomplikowanej operacji zwalania bunkra z klifu w Gdyni Orłowie. Rzeczywiście, istnieją tam opuszczone umocnienia z czasów po II w.ś. Stanowiska dział (z działami), bunkry, strzelnice, okopy i tunele obłożone betonowymi płytami. Woda zabiera kawałki wybrzeża, podmywa te bunkry, a one wiszą sobie, wiszą i spadają. Dołem chodzą ludzie. Różnica wysokości jest spora, skarpa, niekiedy pionowa, ma w najbardziej efektownych miejscach 50-60 metrów bezpośrednio nad brzegiem. Bunkry wystają sobie po prostu z tej skarpy i smętnie wiszą nad brzegiem. Jak się urwie i zacznie turlać, rozwali wszystko po drodze. Toteż starają się władze usuwać je w sposób kontrolowany, jak już morze „zje” Schowek02akolejny kawałek lądu i „przerobi” na Cypel Rewski.

A mam z Kępą Redłowską i tymi bunkrami związanych sporo dobrych wspomnień. To jedno z wielu miejsc w Trójmieście idealnych dla nieodpowiedzialnych gówniarzy, a takim byłem ja i paru moich kumpli też było. Gorąco polecam łażenie po tych bunkrach, póki są. Jeno na własną odpowiedzialność, bo tam się można zupełnie naprawdę zabić na śmierć. Tu u góry widać jedną ze strzelnic, już jej nie ma. Wisiała tak sobie na tym klifie, a na niej wisieliśmy my. Ja to ten wiszący. Właziliśmy też do środka, wiódł tam podziemny korytarz z drugiej strzelnicy, ten korytarz kawałek dalej wychodził spod ziemi i rozgałęział się w umocnione okopy. Nimi dochodziło się Schowek03ado stanowisk dział – tam też dało się wejść. Na dole był solidny bunkier, pewnie dla obsługi i na amunicję, u góry armata, którą można było normalnie poruszać, napierając na gigantyczną lufę. Obracaliśmy ją tyłem do morza i bardzo nas to cieszyło.

Oczywiście te militaria to nie jedyna atrakcja klifu orłowskiego (bo Kępa Redłowska jest właściwie w Orłowie). Najbardziej nas kręciło wspinanie się na te klify. Uparliśmy się, żeby wejść na ten najwyższy i raz się prawie udało. Ostatni odcinek był trudny do przejścia, bo pionowy i zbudowany ze zbitego piachu. Tu po prawej widać co się działo, jak się ten piach wykruszył spod rąk i nóg podczas włażenia. Szczęśliwie kawałek niżej nie było już pionu, a nawet całkiem łagodny i miękki stok, i co prawda strasznie mnie tam powywracało, ale bez trwałych szkód. Zdobywaliśmy więc te ściany, które miały choć niewielką pochyłość do samego szczytu, a na te najbardziej efektowne dało się niestety tylko od góry. Właśnie tak to wyglądało – ten „balkonik” 60 m. nad brzegiem morza, piękny widok, zapach Bałtyku, itd. Nawet psu się podobało.

Schowek04a

To oczywiście nie jedyne miejsca, gdzie można miło spędzić czas. Jest na przykład (a może już nie ma?) wyrobisko w dzielnicy Gdyni dawniej zwanej Wzgórze Nowotki, obecnie Marcelego Nowotkę zastąpił na szyldach polski ksiądz o smutnej historii. Wzgórze pozostało. Powiadają, że w tym wyrobisku była żwirownia. I jest skarpa, a nad nią wieża widokowa. Oczywiście łaziliśmy tam, zwłaszcza w czasach, kiedy wieża miała powyrywane deski ze schodów i z platformy. A może nie powyrywane, tylko zbutwiałe i same powypadały. Wieżę kiedyś omijał kto mógł. Teraz, powiadają jej bywalcy, że zwykła się zrobiła i normalnie zadbana. Żadna frajda.

Schowek05aPodobne wyrobisko jest w Gdańsku. Trzeba iść od stacji SKM Przymorze w kierunku Hali Olivii, minąć ją, przeciąć ulicę Polanki i wejść do lasu. Nie miałem nigdy pojęcia, czemu służyła ta wielka dziura w ziemi, wygrzebana w spiętrzonych morenach. Stały tam jakieś budynki i od czasu do czasu próbowali nas ganiać ochroniarze, ale jak wpadaliśmy na stromizny – odpuszczali. Główne urwisko było niższe niż w Orłowie, ale strome i zakończone takim samym, dwumetrowym pasem piaszczystego, pionowego progu. Tam jednak udało się wleźć do końca, chociaż o mało co nie spadłem. Ja to to coś mniej więcej w samym środku zdjęcia.

Schowek06aKawałeczek dalej jest wieża. Nie mam pojęcia, czemu służyła. Sięgała ponad drzewa. Widok z niej był podobny do widoku z niedalekiego wzgórza Pachołek. Na Pachołku stała wieża oficjalna, a obok ul. Polanki – ta nieoficjalna, bez żadnego zrozumiałego sensu i celu. Na samej górze był rodzaj kosza, gniazdo, mieściły się tam dwie osoby po dwóch stronach drabiny, na małych podłogach z przerdzewiałej blachy. Wchodziło się do tego „kosza” wewnątrz wieży, w miarę bezpiecznie, drabiną z zabezpieczeniami. Był też drugi sposób, który prezentuję na zdjęciu obok. Właziło się normalnie, przez barierkę na tę mini-platformę na samej górze i schodziło środkiem. Lub odwrotnie.

Myślę sobie, że byłem wtedy głupi, ale to nie rozwiązuje zagadki tych wariackich eskapad. Dziś jestem nadal głupi, ale na Kępie Redłowskiej chodzę wyznaczonymi ścieżkami. Nie, wcale nie straciłem fantazji i ochoty do łażenia w poprzek. Może po prostu jestem tak samo głupi, ale mam większego stracha. A może po prostu coś tam sprawdziłem i jak już się dowiedziałem – to więcej nie muszę.

Biegania po krzakach oczywiście nie da się zakończyć w tych paru miejscach. Z innych po prostu nie mam zdjęć. Sam nie wiem ile razy spadałem, błądziłem, topiłem się, uciekałem przed milicją, ochroną, nauczycielami i kimś tam jeszcze. A tak naszło mnie na stare hece i szukanie zdjęć, bo:

Całkiem niedawno przeczytałem o skomplikowanej operacji zwalania bunkra z klifu w Gdyni Orłowie. (Da capo al fine).