Pasolini, etyka i Stary Testament, a do kompletu Borowski

A propos notki Macieja Modzelewskiego, odniosę się na jednej płaszczyźnie do sprawy. Mianowicie fragment z Borowskiego:

Pamiętasz, jak lubiłem Platona. Dziś wiem, że kłamał. Bo w rzeczach ziemskich nie odbija się ideał, ale leży ciężka, krwawa praca człowieka. To myśmy budowali piramidy, rwali marmur na świątynie i kamienie na drogi imperialne… Myśmy byli brudni i umierali naprawdę… Co wie starożytność o nas? Zachwycamy się wycięciem Etrusków, wybiciem Kartaginy, zdradami, podstępem i łupiestwem. Prawo rzymskie! I dziś jest prawo!

To rzeczywiście dość odważna i rzadka próba znalezienia istoty dysonansu kulturowego. Niemcy nie szukali dysonansu, raczej opowiedzieli się po jednej ze stron, ostatecznie i jasno. Pozostała część świata – niezupełnie.

Skupię się na jednym szczególnym przykładzie i pewnie nie ucieknę od estetyzacji, bo tak już mam, ale i do etyki wrócę pod koniec. Otóż przypomina mi się doskonały film Pasoliniego „Medea”. Poza niesamowitą realizacją proponuje on natłok dylematów kulturowych i moralnych, przy czym siła przekazu jest tak nieodparta, że pomimo napięć, wnioski pchają się łokciami w konkretnym kierunku.

Mówią ludzie (wszyscy i zawsze tak mówią – że chodzi o pokazanie czegoś starego „współcześnie” itd, itd, itd.), że Pasolini chciał pokazać mit Medei współcześnie. Krytycy i recenzenci zawsze widzą jakąś współczesność. Co gorsza – twórcy również. Okazuje się więc, że Lascaux ma przełożenie na XX (XXI) wiek, Salomon, Edyp, Król Roger i wszyscy inni. Że byli prawie tacy, jak my, tylko nie do końca umieli. Ale czy aby naprawdę wszystkim twórcom chodziło o stworzenie rzeczy absolutnie ponadczasowych i posłusznych interpretacjom uniwersalnym, niezależnym od czasu, miejsca, poziomu nasłonecznienia, zawartości fasoli w przeciętnej kolacji i gatunku drzew, które rosły wokół autora danej sagi, pieśni, skali diatonicznej?

A gdyby tak wypiąć się na to wszystko, co jest tu i teraz, pomyśleć innym myśleniem? Jasne, są wartości uniwersalne, sam często z tej uniwersalności (uniwersalność jako pojęcie, sposób myślenia, prawo natury – działa samoistnie i można się po prostu podpinać) korzystam. Ale to nie jest jedyna możliwa opcja. Są inne. Otóż mam prywatną teorię o Medei (filmie Pasoliniego).

A żeby było śmieszniej – pomógł mi zupełnie inny film, a nawet nie do końca film, bo Teatr Sensacji Kobra, którego kolejne odsłony oglądam ostatnio namiętnie, w internecie jest dostatek. Dyżurny, obecny w wielu odsłonach Inspektor naturalnie wykrywa mordercę (bo kto by tam szukał złodziei, gwałcicieli, przekupnych urzędników, zakłamanych handlowców – morderstwo rządzi!) opierając się na własnej niewiarygodnej inteligencji i doświadczeniu. A czym jest doświadczenie? Ano niczym innym niż znajomością powtarzalnych procesów. Pan Inspektor wie, że pani T. nie poświęci honoru kuzyna, który zdradzając swoją żonę W., naraził na szwank indeks giełdowy swojego teścia C. Dlatego pani T. woli zamordować pana P., który zbyt dużo wie, niż dopuścić, żeby Q, R, V, …. ….. …. itd, itd, itd, przewidywalne?

Wracając do Antyku. I pomijając uniwersalia (kompleks Medei), Pasolini złośliwie sfilmował świat skrajnie realistyczny. Drobiazgi (np. fragmenty tła muzycznego skomponowane homofonicznie – ten rodzaj współbrzmienia nie był znany do połowy XVII wieku) nie zmieniają specyficznie, rustykalnie autentycznego tła. Ludzie w tym filmie myślą tak, jak nakazują im skały sterczące dokoła domów, słońce w swoim rocznym cyklu, obce plemiona z ich obcymi końmi, dzidami, językiem. Doryckie robactwo, achajska winorośl. Jafetyckie przesądy. Przedhomerycki język z jego gramatyką i zestawem odniesień, archetypów nieznanych Jungowi i nie znających Junga. Obowiązki od kołyski do kurhanu. Kim byłby tam inspektor Joe Alex albo Steve McQueen? Wybrykiem natury. Nie rozwiązałby ani jednej zagadki – kto kogo i za co, jak, czym i z jakiego powodu, dlaczego? Motyw? Kara? Skutki? Wszystko to wymykałoby się „racjonalnym” wyjaśnieniom. Pasolini posunął się dalej. Wytworzył świat, w którym widz, teraz, nawet w XXI wieku jest w stanie myśleć innym systemem rozumowania niż własny. O ile trochę się postara, bo z recenzji wynika, że jednak nie postarano się. Do „Medei” przyklejono starcie Trzeciego Świata z Zachodem i okazało się, że nie musimy ruszać dupy z fotela, żeby Starożytność nas zainteresowała. Nieprawda. Ci ludzie są po prostu inni, inaczej myślą, inaczej trawią, inaczej śpią i co innego widzą patrząc na to samo. Są inni CAŁKOWICIE, nie mają z nami nic wspólnego, a może wobec różnorodności natury i czasu znaleźli lepszą opcję, szersze drzwi, silniejszy prąd w nurcie. Może. W każdym razie kamień to dwa kamienie. Jeden oglądany teraz, przez nas, drugi – oglądany 4 tys. lat temu przez kogo innego. Czy to nie powiększa świata?

Przekłada się to na system miar, bo pomimo pozorów recenzowania filmu, wciąż piszę o etyce. Problem sądzenia historii na podstawie własnych, sobie współczesnych kryteriów jest przerażająco częsty i świadczyć może jedynie o głupocie. Ona nie polega jedynie na nieznajomości kryteriów sprzed -nastu lub -set lat, ale przede wszystkim na arbitralnym przyjęciu, że nasze pojmowanie etyki jest tym jedynym właściwym albo najwłaściwszym z właściwych. Szczególnym, jaskrawym przykładem jest moda na osądzanie Boga z przekazów biblijnych. Ileż się nasłuchałem, że ten mojżeszowy Stwórca to potwór, morderca (zresztą „dowody” są zawsze wyrywane nie tylko z kontekstu dziejów, ale też z kontekstu pism). Bóg nowotestamentowy jest bardziej „user friendly”, ale to nasze, konsumpcyjne pojmowanie Boga. A można go pojmować na tysiące różnych sposobów, z których wiele oceniłoby „użyteczność” i „przyjazność” jako wadę. Tego typu nieelastyczność jest tyleż pusta, co męcząca.

Innym przykładem jest ocena czasów socjalizmu w Polsce. Oceniamy te czasy naszymi kryteriami, ale wówczas obowiązywały inne. To nie wszystko. Sam sposób oceny: dobre – złe, kara – nagroda, pożytek – szkodliwość. To są konkretne kategorie myślowe przejęte od Rzymian i wprowadzone w nawyk. A może gdyby tak cofnąć się w czasie i dołożyć do tego inną kulturę? Taki miks. Trzecia droga, etyka zbudowana na innych kryteriach.

I tak na marginesie notek blogowych, pism Borowskiego, scenariuszy Pasoliniego i Biblii udało się zrelatywizować pozornie proste rzeczy. Myślę, że w tym wszystkim istotna jest zdolność odróżnienia doraźności od absolutu. Bez wątpienia każda społeczność musi mieć prawa, które ją cementują, ale wyjście z domu naraża nas na brak dachu. Wyjdźmy czasem z domu, pomimo, że z sufitu nie leci nam woda na głowę. Woda nie jest zła.