Na ile konkursów można wysłać jeden wiersz

Niezupełnie rozumiem, dlaczego niektórym tak bardzo zależy na wprowadzeniu zasady, żeby jednego wiersza nie można było wysyłać na więcej niż jeden konkurs poetycki (zawzięta dyskusja na liternecie). W sumie zwolennicy tego poglądu nie do końca jasno się wyrażają, ogólnie wynika z ich argumentacji, że nie bo nie. Bo jak tak można. Ano można. Zwyczajnie – można. Ale że mam 10 minut do wyjścia (jadę na pokonkursową imprezę do Kutna), napiszę co o tym myślę.

Dlaczego uważam, że dyskusja o zmianach w zasadach konkursów niczego nie zmieni:

– Po pierwsze, żaden organizator nie będzie się przejmował dyskusją na forum liternet, gdyż taka dyskusja nie jest dla niego wiążąca. Można tu sobie protestować do woli, to nie jest „społeczna debata” tylko mało znaczący (sorry) wątek na jednym z wielu forów.

– Większość wysyłających na konkursy będzie przeciw takim zmianom. Skoro paru dyskutantów liternetowych deklaruje, że nie bierze udziału w konkursach i jednocześnie usiłuje wpływać na regulaminy, to tym bardziej nie da się tej dyskusji traktować poważnie.

– Organizatorom konkursów nie będzie zależało na tym, żeby poeci ograniczyli się tylko do ich konkursu, bo po prostu dostaną wtedy mało prac. Zwykle poeta nie ma tylu wierszy, żeby wysłać na np. 10 konkursów w roku po trzy teksty na tyle dobre, żeby miały szanse i żeby były to za każdym razem inne wiersze. W efekcie na konkursy przychodziłoby nie 200 – 300 zestawów, a na przykład 50. W to się nikomu nie będzie chciało bawić.

Dlaczego uważam, że takie zmiany i tak nie miałyby sensu:

– Nie ma nic złego w tym, że wysyła się jeden zestaw na wiele konkursów. Tak naprawdę nikt z przeciwników tej opcji nie podał ani jednego rzetelnego argumentu przeciw. Rozumiem, że wydanie jednej książki u dwóch wydawców byłoby bzdurą (z wielu powodów), drukowanie jednego tekstu w kilku pismach literackich – też. Nie tyle z powodów etycznych, co z powodu konkurencyjności tych pism i ich zasad wewnętrznych, do których należy się dostosować. Ale z konkursami jest po prostu inaczej. To tak, jakby nie pozwolić tej samej piosence być jednocześnie na kilku listach przebojów.

– Kultura jest bardzo słabo opłacana. Nie widzę powodu, dla którego należałoby odbierać poetom możliwość dochodu, który w niczym nie jest nieetyczny

– W przeciętnym konkursie poetyckim 70-90% nadsyłanych tekstów to absolutna grafomania. Jeśli odetniemy od konkursów „starych wyjadaczy” powielających zestaw, to nie osiągniemy efektu dopuszczenia nowych głosów. Po prostu trzeba będzie nagradzać fatalne teksty lub nie przyznawać nagród. A w obecnych warunkach nowe głosy i tak się przebijają co jakiś czas, o ile skończą z grafomanią. Sam jestem tego przykładem (sprzed paru lat). Nie przeszkadzali mi ani wyjadacze, ani regulaminy.

– I tak są konkursy, które mają zapis w o wyłączności na wysyłane teksty. Są to konkursy o bardzo wysokiej marce (choć niektóre z nich ostatnio zaczynają tracić opinię) lub o bardzo wysokich nagrodach finansowych. Niekiedy też poeci decydują się jakiś swój flagowy teksty zatrzymać na konkurs, na którym nie ma wymogu wyłączności, ale zależy im na nagrodzie akurat tam. Ten mechanizm osiągnął znakomity, rynkowy stan samoregulacji, która po prostu działa. Na więcej konkursów z zastrzeżeniem wyłączności po prostu nie wystarczy miejsca. W taki sposób jedynie wyeliminowanoby konkursy o niższej puli nagród, a szkoda by było.

– Autor nigdy nie wie, gdzie danym zestawem „wstrzeli” się w upodobania jury, a gdzie – nie. Czasem trafi w kilku miejscach, czasem – w żadnym. Nie można mu zabronić próbować. Jeśli wiersz jest na tyle dobry, żeby dostał kilka nagród – niech dostaje.

– Tak naprawdę w ograniczeniach co do wcześniejszej publikacji lub nagród chodzi o to, żeby zachować anonimowość uczestników. To do pewnego stopnia fikcja, bo niektórzy piszący mają na tyle charakterystyczny styl, że nie da się ich nie rozpoznać. Jednak na razie nic lepszego niż godło nie wymyślono. Drugim powodem ograniczeń może być dbałość o prestiż konkursu, którego organizator chce mieć niepowtarzalne teksty. Ale na to mogą sobie pozwolić tylko niektóre, najbardziej eksponowane konkursy.

*

Na sprawę trzeba patrzeć globalnie. Rozpoczynanie dyskusji od prywatnego (i nieuzasadnionego) poczucia krzywdy jest złym punktem wyjścia. Wolałbym brać pod uwagę ogólny stan rynku literackiego, drogi karier poetyckich, różne mentalności, sposoby na debiut, metody promocji. Uważam, że najzdrowsza jest zasada, według której autor w momencie wysyłania tekstów nie może wiedzieć o tym, że zostały gdzieś nagrodzone lub opublikowane. I to jest fer.

Romantyczne mity o biednym poecie mogą tylko zaszkodzić poezji. Są oczywiście tacy, którzy głoszą pogląd o „prostytuowaniu się”, nie wyobrażają sobie przekładania poezji na pieniądze, twierdzą, że sztuka powinna być tworzona przez głodnych i za darmo. Mam poczucie, że większość z nich próbowała gdzieś startować i publikować, nie udało im się nic osiągnąć i teraz próbują odgrywać się na tych, którym się udało. Używając wyjątkowo podłego argumentu – deprecjonując ich moralność. Jeden z zawziętych dyskutantów w swoim czasie startował, widywałem go nawet w „wyróżnionych drukiem”, nagród raczej nie zdobywał. Jego „promotor”wmówił mu w końcu, że wygra Bierezina, roznosił po całej Polsce wieści, że „jego poeta” ma nagrodę w kieszeni, jest pewniakiem. Obaj się nakręcili. Nie znalazł się niestety nawet w nominowanych. Od tego czasu jego nazwisko nie pojawia się nigdzie, ale całkiem niedawno dowiedziałem się od niego, że się prostytuuję. Nie zdziwię się, jeśli większość dyskutujących wie o konkursach równie mało albo jest równie sfrustrowanych. Albo jedno i drugie.

I żeby było jasne – jestem zdeklarowanym przeciwnikiem pisania wierszy pod konkursy. Nie wysyłania, a pisania! To zasadnicza różnica. Jestem również przeciwnikiem cwaniactwa, a czasem bezwstydu wyrachowanych łowców nagród. Nie uważam konkursów za instytucję idealną. Nie chodzi już nawet o wypadki nieuczciwości, one z samej zasady są niedoskonałe. Jak wszystko. Dlatego trzeba próbować różnych dróg promocji, różnych dróg rozwoju, obracać się w różnych miejscach, patrzeć z różnych punktów widzenia. Trzeba też w pewnym momencie wyrosnąć z konkursów i zacząć pisać wiersze, które być może nic nie wygrają, bo są… za dobre. Jednak całokształt tego zjawiska uważam za zdecydowanie pozytywny, zmian bym nie wprowadzał poza piętnowaniem jaskrawych wypadków nieuczciwości.

Sam już prawie nie wysyłam. W tym roku bodajże w trzy miejsca (na razie mam z tego dwie nagrody). Zawdzięczam jednak konkursom wiele i nie chciałbym odbierać innym takiej szansy.

2 myśli na “Na ile konkursów można wysłać jeden wiersz”

  1. Rozumiem Twój punkt widzenia, ale z tym odbieraniem szansy poetom to chyba przesadziłeś. Czy wszystkie konkursy są organizowane raz do roku w JEDNEJ porze? Nie można poczekać, aż jeden się skończy, sprawdzić czy wygrało się nagrodę, a potem wysłać wiersz na inny?

    To tylko mój punkt widzenia, oparty na emocjach pewnie…

    1. rozumiem. odpowiadam: często wiele istotnych konkursów dzieje się jednocześnie. odległość między wysyłką a rozstrzygnięciem to czasem nawet kilka miesięcy. gdyby robić tak, że poeta czeka na rozstrzygnięcie, to wziąłby udział najwyżej w 4-5 konkursach w roku. a ma do dyspozycji kilkadziesiąt.

Komentarze zostały wyłączone.