Dwaj panowie N

Władza ludowa wie, co robi. Ale nowy, lepszy etap ewolucji społecznej ma się zaszczepiać w naszym pięknym, nadwiślańskim kraju bez zaprzeczania narodowej specyfice. „Dorosły” komunizm i „dziecięca” fantazja, nieodpowiedzialna, ale śliczna. To warstwa propagandowa kryminału, który jednak w warstwie fabularnej i reżyserskiej jest po prostu świetnym filmem. A bez propagandy niewiele się wówczas dało zrobić, cóż. Ten koloryt jest na swój sposób piękny, zwłaszcza oglądany jako zabytek, a nie jako otaczające realia.

Zaczyna się dziwacznie. Ni to komediowo, ni to obyczajowo. Główni (zdawałoby się) bohaterowie znikają, aby już się nie pojawić lub pojawiać w epizodach. Drugoplanowi – stają się pierwszoplanowymi. Pojawiają się nowe wątki, które najpierw komplikują, potem okazują się kluczowe, nawet jeśli na takie nie wyglądały. Znakomita intryga, ale nie przekombinowana. Po prostu bardzo dobry kryminał.

Mikulski jest bohaterem, ale kompletnie innym niż jego Kloss. Niedojrzałym, narwanym, młodym, zakochanym. Więcej psuje niż pomaga, ale w końcu jednak wychodzi na jego. Jest to pochwała polskiej romantyczności, ale nie tej romantycznej, a tej barokowej. Tej samej, która w niepolskim wydaniu gnała Corteza do Ameryki, tej, która zdobywa świat, nawet jeśli jest w tym komponent szczeniackiej głupoty.

A tak czy inaczej, warto zobaczyć śmiesznie młodego Mikulskiego, ulice pełne „Ogórków” i Warszaw, zobaczyć milicjantów z krótkofalówkami wielkości dzisiejszego komputera stacjonarnego, eleganckie, stare schody do samolotu, albo usłyszeć dialog na komisariacie:

– przygotujcie samochód.
– UAZa czy Warszawę?

Lub konstatację: „Kobry się naoglądał”. Ostatnio namiętnie oglądam Kobry, wszystko co jest dostępne. No jak to miło usłyszeć.

Zamieszczono w: Film