Mieszkam w Gdańsku od urodzenia. Czy można więc napisać, że Sławomir Płatek jest Gdańszczaninem? Oczywiście, z punktu widzenia potocznego, urzędowego, nawet z punktu widzenia subiektywnej znajomości miasta i statystycznego spędzania w nim czasu. Tu skończyłem podstawówkę i studia, chodziłem też do przedszkola, mam mieszkanie w falowcu. Ostatnio jednak rozmawiałem z Marcinem Kleinszmidtem o byciu Gdańszczaninem. I okazało się, że myślimy o podobnych sprawach: bycie Gdańszczaninem to rzecz nieco skomplikowana.
Przede wszystkim większość mieszkańców Gdańska to ludność napływowa. W 1939 roku Polaków było tu około 10% (jakieś 20 000), w czasie wojny ze zrozumiałych powodów nie przybyło ich. Jeśli w ciągu parudziesięciu lat liczba ludności wzrosła do niemal pół miliona, to są to albo przesiedleńcy, albo ich potomkowie. Gdańszczan „z dziada pradziada” jest niedokładnie wiadomo ilu, jednak prawdopodobnie poniżej 10%, niektóre szacunki mówią nawet o 2%. Do których się zaliczam?
Pochodzenie mojego ojca jest mi nieznane. Płatków było najwięcej na Mazowszu, ale i na północ, i na południe też się zdarzali. Matka i cała rodzina, jaką znam, to Pogórzanie. Część zasiedliła tereny połemkowskie, pozostali rozpierzchli się po Polsce. Matka w latach 50. trafiła najdalej – właśnie do Gdańska. Po jakimś czasie zatrudniła się w Stoczni Gdańskiej (wówczas im. Lenina) i pracowała tam ponad 40 lat. Tu się urodziłem. Gdańsk kocham, to jedno z moich ulubionych miast, ale ważny kawałek mnie chorobliwie tęskni do Beskidów. Gdańsk znam naprawdę dobrze, choć i po paśmie Jaworzyny mogę chodzić na pamięć. Trudna sprawa z tymi Gdańszczanami. Marcin wysnuł tezę, że tu może występować kryzys tożsamości, poczucie niezakorzenienia, brak ciągłości tradycji rodzinnych i regionalnych. A przez to i rozprzężenie, trudność w konsolidacji do wspólnych działań na dłużej niż na jedną imprezę, ewentualnie miesiąc strajku…
Taki zresztą mamy pomysł na przyszłoroczną Falę Poprzeczną: napływ, migracje, granice, komunikacja, tożsamość, ten obszar tematyczny. Właśnie staramy się o finanse. Ale to już inny temat.
Mieszkam w Gdańsku, mieście migrantów (modne ostatnio słowo), turystów, z całym jego napływem, granicami lub ich brakiem, sąsiedztwem Kaszubów, z jego komunikacją wewnętrzną i zewnętrzną, tożsamością i tym ogólnie obszarem tematycznym. Tym wszystkim, czego rodowity Warszawiak, Krakowianin, Łodzianin czy Poznaniak może nie znać. Trochę to uwiera. I trochę wzbogaca.
Na zdjęciu powyżej – żuraw stoczniowy (z komórki)
Na zdjęciu poniżej – dworzec w Gdańsku Oliwie (analog, Kiev 4a)
obie fot. Sławomir Płatek
Piękne zdjęcie pkp Oliwa