Gdyby 1 września był z nami Superman

Gdyby Anglicy i Francuzi nie zdradzili. Gdyby Rosjanie 17 września nie zrobili tego, co zrobili. Gdyby silniki Foka osiągały planowaną moc i zamiast P-11 walczyły Jastrzębie i Wilki. Gdyby Bortnowski nad Bzurą nie wysiadł psychicznie. I gdyby trochę więcej deszczu, jakieś błotko przeciwpancerne.

Oj to by było… nie mówiąc już, co by było gdyby Kościuszko nie schlał się przed bitwą pod Szczekocinami i Sobieski nie przystąpił do Świętej Ligi.

Fakt. Gdyby nie rozciągać linii obrony byłaby szansa oskrzydlenia niemieckich dywizji pancernych. I gdyby na kilka dni przed wybuchem wojny nie wysłano kilkudziesięciu sztuk P-24 na eksport (a przez kilka miesięcy – kilkuset sztuk). Wówczas Stukasy by nie istniały.

Gdyby w 1410 roku kula armatnia nie ominęła o 5 cm. kolumny w pałacu Wielkiego Mistrza.

I gdyby w 1612 roku pod bramą Moskwy wybuchły Chodkiewiczowi obie miny. Ale wybuchła jedna.

Gdyby nie to wszystko i inne rzeczy, to bylibyśmy potęgą. I to nas oskarżałyby słabsze i gorzej zorganizowane narody o zabory, podboje, kolonizację, wyzysk i polonizację siłą. A może i o rozpętanie wojny światowej. Ale (na szczęście?) jesteśmy narodem od od 300 lat notorycznie przegranym pełnym gdybań, potencjalnych zwycięstw (gdyby tylko…). A przez to niewinnym i naturalnie wyższym moralnie od agresorów. Jak każdy przegrany.