Zabić drozda?

 

Obserwuję powtarzającą się sytuację związaną z różnymi nagrodami literackimi. Kilka przykładów z ostatnich lat, Złoty Środek Poezji w Kutnie, konkurs im. Bierezina. Wygrywają autorzy/autorki o mocno wątpliwej jakości wierszy. Reakcje i komentarze: pretensje do poetów. Jakby to oni sami sobie przyznali te nagrody.

Ta sama historia z Krystyną Dąbrowską – nagroda Szymborskiej. Boże, ile ja się naczytałem i nasłuchałem obelg pod jej adresem. Już nie chodzi o to, czy uzasadnionych czy nie. Chodzi o skalę chamstwa i agresji skierowanej do niewłaściwej osoby. Dajmy się kobiecie nacieszyć, ona po prostu otrzymała nagrodę, nikomu żadnej krzywdy nie zrobiła.

A Dąbrowskiej mogło być najzwyczajniej w świecie przykro. Mam wrażenie, że to całkiem sympatyczna kobieta, która nie do końca wie kto jest kim w tym robaczywym półświatku poetyckim i nie wie, czyją opinią się przejąć, a czyją nie. Nie uważam Dąbrowskiej za dobrą poetkę. To opinia prywatna, nie mam pojęcia, czy dla kogoś ma znaczenie. Natomiast pamiętajmy, że to nie Dąbrowska się nominowała do Nagrody Szymborskiej. I to nie ona skompromitowała tę nagrodę (choć słowo „kompromitacja” jest może zbyt duże, bardziej chyba pasuje mówienie o pewnej niezręczności wizerunkowej, bo w nagrodzie tej skali polityczność gra wielką rolę).

Druga strona medalu, drugi koniec kija. Nie uważam też Dąbrowskiej za złą poetkę. I trzeci koniec kija – coś, co nazywam „eurowizją” na poziomie środowiska i „zagajewszczyzną” na poziomie języka. Nagrody literackie, rauty, gildie, poeci – celebryci. Bez wątpienia patron zjawiska, Adam Zagajewski – Coelho polskiej poezji – uprawia to z wyrachowaniem. Na ile świadomie robią to jego epigoni (jak Kudyba, Hajduga, Dąbrowska i – dziwnym zbiegiem nazwisk – Dąbrowski) i na ile są świadomi tego epigoństwa – nie mam pojęcia. Jednak nagonka na Dąbrowską po prostu mija się z celem. Problem jest dużo szerszy, polega na upadku sztuki czytania, promocji i krytyki poezji. Bronią się rzeczy albo sztampowe (zagajewszczyzna), albo efektowne w pierwszym kontakcie, bez wnikania (np. większość nominacji do Bierezina z ostatnich lat). Są dwie główne drogi do zarabiania pieniędzy z poezji. Uprawianie zagajewszczyzny (większe kwoty) i Biuro Literackie (mniejsze kwoty). Poziom literacki tej drugiej drogi nie jest wbrew pozorom dużo wyższy. Ma  za to dużo bardziej współczesny charakter. Jednak już sam fakt istnienia tych mechanizmów musi rodzić patologie. Nie wierzę w sprawiedliwe i nieomylne nagrody czy konkursy literackie, co nie odbiera im sensu istnienia. Nie ma drugiej równie subiektywnej sztuki jak poezja. Jestem jednak przekonany, że może być lepiej niż jest. I ostatnią osobą, do której można mieć pretensje jest Krystyna Dąbrowska. Mamy chyba ogromny kryzys promocji i ogromny kryzys recepcji, a czepiamy się niewłaściwych osób. To już nie jest kwestia jednego czy drugiego jury. To system jest wadliwy. A wielu krytyków tych werdyktów jednocześnie buduje ten wadliwy system, pośrednio przyczyniając się do deformacji.

Mszczenie się na autorach za decyzje jury jest po prostu głupie. To trochę jak w rodzinie. Rodzice czasem mają pupilka, faworyzują jedno dziecko. Inne dzieci czują się niedocenione. Na kim się mszczą? Winni są rodzice, ale obrywa to hołubione dziecko. Prosta, dziecinna zawiść, niska, małostkowa reakcja. Bezrefleksyjna mściwość, z której powinno się wyrastać w normalnym procesie dojrzewania. Oczywiście, nie każdy przeszedł normalny proces dojrzewania. Są wręcz miejsca, takie jak Liternet, w których komasują się takie osobowości z usterkami. Co ciekawe – w niektórych wypadkach sukces powoduje zatarcie kompleksów. Jednak zaskakująco często działa odwrotnie. Osiągnięcie doceniania, rozwój kariery – potęgują kompleksy, nasilają agresję. Taki delikwent zdaje się myśleć „całe życie mnie kopali, teraz ja jestem na wierzchu i skopię was”. I nikomu innemu nie obrzydza życia tak bardzo, jak sam sobie.

Gdyby to się kończyło ciekawą, rzeczową dyskusją o współczesnej poezji, metodach rozpoznania wartości, trwałości werdyktów i określonych języków literackich – miałoby sens. Ale zwykle chodzi o kompleks niedocenionego dziecka, zazdrość o to, że kto inny jest pupilem. Kończy się kopaniem leżącego, o ile kończy się „sukcesem”. Na szczęście bowiem, tego typu nagonki z pogranicza mobbingu niewiele obchodzą zarówno kapituły, jak i laureatów. Chore dzieci polskiej poezji przeceniają swój wpływ i oddziaływanie. Już samo to, że piszę o tym artykuł na bloga, powoduje u mnie wątpliwości, czy aby na pewno warto. Bardziej opiniotwórczy publicyści prawdopodobnie nawet na to g. nie spojrzą.

W filmie „Człowiek z blizną” jest scena, w której główny bohater, parweniusz i cham, chwali się, że wszystkiego się dorobił sam zaczynając od zera. Jego kochanka odpowiada mu, że może byłoby lepiej, gdyby urodził się bogaty. Bardzo mądre zdanie.