beksa

to felieton o beksie, a właściwie trzech beksach, czyli zdzisławie, zofii i tomaszu beksińskich. niedawno napisano o nich książkę biograficzną a także nakręcono znakomity film, oparty w całości na faktach z życia rodziny. miałam też przyjemność słuchać znajomych tomasza w dedykowanej mu, specjalnej audycji radiowej trójki. zresztą pamiętam doskonale jego nietuzinkowy głos, oraz emocje jakie towarzyszyły mi w kilka samotnych nocy, sam na sam z tomaszem i jego muzyką.

mówiąc beksiński, w pierwszej chwili myślimy jednak o mistrzu czyli zdzisławie, urodzonym w Sanoku twórcy doskonałych dzieł z gatunku malarstwa, grafiki, rzeźby, a także fotografii, od której zaczynał swoją przygodę ze sztuką, jeszcze jako krakowski i rzeszowski architekt. jeśli dobrze odczytałam przekaz filmu, beksiński był bardzo ciepłym i miłym człowiekiem, dość skromnym i nieśmiałym, a sadystyczne abstrakcje uwieczniane na jego obrazach to jedyny negatywny sygnał, że ze zdzisławem było „coś nie tak”. w jego wnętrzu było coś niepokojącego, bardzo niepokojącego.
owo „coś” jest dla mnie przejawem wielkości umysłowej, która znalazła sobie ujście w stworzonych przez niego fantastycznych wizjach świata. obrazy to sprytny pomysł na kontrolowanie życia, na poskromienie umysłu poprzez zakreślenie mu ścieżek dozwolonych, tak aby nie ucierpieli najbliżsi. dziwactwa zdzisława, takie jak filmowanie życia codziennego i robienie wywiadów z żoną a także z samym sobą, są dzisiaj dużo cieplej przyjmowane niż trzydzieści, dwadzieścia lat temu, ponieważ widzimy, że wykraczał w przyszłość, korzystając ze zgromadzonych przez siebie nowinek techniki. nasz świat staje się teraz bardziej beksiński…

tomasz, umysł genialny ale na tyle neurotyczny i nieprzystosowany do współczesnego świata, że nie widzi innego wyjścia jak wysadzenie całego systemu w powietrze. taką drastyczną decyzję podejmuje mały chłopiec pozbawiony matki, nieumiejący odnaleźć się w relacjach z kobietami. a właściwie z jedną kobietą, której wciąż poszukuje, aż wreszcie przestaje. egoista, znany z wielu dobrych gestów uczynionych dla przyjaciół. zagubiony emocjonalnie introwertyk najwyższej próby.

w filmie kluczowe zdanie, mówi nam o relacji ojciec – syn. zdzisław nigdy nie uderzył tomasza. nigdy go też nie przytulił.

i tu refleksja, która napiera na mój umysł z siłą tornada. w rękach genialnego ojca powstał tak niedoskonały twór jakim był tomasz beksiński. nie chodzi mi o brak czułości, której wielu ojców nie potrafi okazywać swoim dzieciom, ba! nie potrafią jej okazywać również swoim żonom i matkom. chodzi o totalny brak granic w wychowaniu dziecka. zdzisław cały swój umysł zatrudnił do kontrolowania siebie samego. jego ciepło i dobroć względem rodziny to przecież ciężka praca z własnym umysłem, a wychowywanie małego dziecka, a później nastolatka okazało się zbyt trudnym zadaniem. ojciec daje synowi zupełną wolność w wyborach, w poglądach, wspiera go w rozwoju ale nie stawia najmniejszych granic. umysł tomasza pozbawiony ograniczeń rozrasta się niczym purchawka. staje się nie do zniesienia. tomasz nie może znieść samego siebie.

i wreszcie zofia, córka, żona i matka. najsilniejszy element rodziny, źródło bezinteresownej miłości oraz akceptacji. spoiwo. niezrozumiała jest dla nas jej wycofana, podrzędna rola, a właściwie sztandarowa rola kobiet, matek albo żon genialnych artystów, muzyków, naukowców a może też polityków.

wiem jedno, skoro zdzisław nie sprawdza się w roli ojca, a tomasz nie nadaje się na partnera ani w ogóle na obywatela tego świata, to może cała przyszłość w zofii? we mnie i w tobie? może to my jesteśmy genialne?

tylko skąd te łzy?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *