o północy w paryżu

każdy kto choć raz w życiu bywał w paryżu, wie z pewnością, że to miasto piękne i magiczne. przyciąga jak magnes i nie ma co się nad tym rozwodzić, należy przyjąć to za pewnik. film woody allena „o północy w paryżu”, to wprawdzie urokliwa komedia, jednak nie tyle lekka co naprawdę inspirująca. do napisania tej notki skłoniły mnie pofilmowe przemyślenia, ale przede wszystkim przeczytana na jego temat recenzja, lekceważąca największą wartość tego filmowego dzieła.

ale do rzeczy. zacznijmy od tego, że film opowiada o parze amerykańskich narzeczonych, spędzających w paryżu swój „miesiąc przedmiodowy”, tj. przygotowujacych się do zorganizowania ślubu i wesela. narzeczony to pisarz o nieugruntowanej jeszcze karierze zawodowej, usilnie poszukujący nowej scenerii i weny potrzebnej do ukończenia książki. czar owego allenowskiego filmu nie polega jednak na śmiesznych dialogach ani na sentymentalnych widokach paryża, nie jest to też historia niedobranej pary, czy studium rozpadu związku dwojga ludzi. nie! „o północy w paryżu” to film, w którym ocieramy się o życie dawnej bohemy artystycznej i wąchamy zapach minionych lat. wprawdzie reżyser dawkuje nam doznania i pozostawia niedosyt w każdej ze scen, to jednak udaje mu się pokazać kolejno po sobie lub razem: sylwetki Scotta Fitzgeralda, Ernesta Hemingwaya, Gertrudę Stein, Pabla Picasso i Luisa Bunela. bohema paryża, ktora żyje w tym cudownym czasie, zapładnia się wzajemnie intelektualnie i rodzi kolejnych artystów, tworząc z paryża prawdziwy artystyczny raj.

podróżujący w czasie główny bohater co noc trafia do artystycznego tygla, przy okazji wiele się uczy ale przekazuje też swoje oryginalne myśli napotkanym bohaterom. podejrzewamy, że zmieni to historię ich twórczości, mamy więc element sf, a dla znawców sztuki również miłe historyczne smaczki. ale to drobiazgi, do prawdziwego odkrycia prowadzi nas bowiem drugoplanowa bohaterka adrianne, muza artystów. otóż adrianne, pochodząc z przeszłości tęskni za czasem jeszcze bardziej odległym od tego, w jaki cofa się co noc nasz młody pisarz.

rola muzy jest zazwyczaj rolą podrzędną, jednak w filmie to ona jest kołem zamachowym dla wielu toczących się wydarzeń, i to ona uzmysławia bohaterowi, że … nie zdradzając do końca fabuły, napiszę tylko, że po tym filmie stało się jasne, że cenimy głównie to co już przeminęło, podczas, kiedy prawdziwi wielcy artyści żyją być może pośród nas, a każde napisane czy wypowiedziane przez nas słowo może być zaczątkiem wielkiej powieści.

korzystając z tej nauki, jeden z następnych wpisów chciałabym poświęcić pisarce o wielkim umyśle, którą widuję czasem na spacerze z psem, w mojej własnej dzielnicy!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *