łyk zakopianiny

Tym razem do podróży w czasie, potrzebna była podróż w przestrzeni. Zakopane. Teatr. „Panopticum”. Spektakl złożony z tekstów Tuwima. Ale jeśli ktoś w tym miejscu jęknie, wyobrażając sobie akademijną składankę wierszy, to nic z tych rzeczy. Owszem, bywa lirycznie, pojawiają się nawet spopularyzowane przez Niemena „Mimozy” (czyli, gwoli ścisłości, „Wspomnienie”) i przez Grechutę „Pomarańcze i mandarynki”, ale tym razem w wersji mówionej (piosenek jednak nie brakuje), ale jest też dramatycznie, śmiesznie, szyderczo, tragicznie. Jest miejsce na satyrę polityczną (niestety, wciąż aktualną…), szmonces, klasyczne kabaretowe skecze i kuplety. Bo przecież Tuwim to jeden z czołowych autorów dostarczających teksty dla przedwojennych teatrzyków. Byli nawet tacy, co mieli mu to za złe… A przecież w tych wszystkich formach osiągał mistrzostwo. Ten spektakl ma w zasadzie tylko jedną wadę – dwie godziny z szóstką aktorów i zespołem Max Klezmer Band mijają zdecydowanie zbyt szybko. Ale jak pięknie wraca się przez nocne Zakopane z finałową piosenką „Warto, warto żyć” na ustach…
A, jeśli jesteście nieśmiali albo nie lubicie być zaskakiwani, usiądźcie lepiej gdzieś w kącie. Bo jak nie, może okazać się że któryś z aktorów wyzna wam miłość, opowie z detalami fason sukienki albo nawet poprosi do namiętnego tanga. Za to, między innymi, kocham ten Teatr – za brak podziału na scenę i widownię, za bliskość, za to, że widz jest jego niezbędnym elementem. Tutaj aktorzy nie znikają za kurtyną – można z nimi porozmawiać, podzielić się wrażeniami.

Fragment spektaklu: http://www.witkacy.pl/video.php?tytul=panopticum.flv&tyt=Panopticum

i może jeszcze, na deser, cytat:
Ko­lej­ność rzeczy: 1. sen­ty­ment, 2. tem­pe­rament, 3. mo­ment, 4. la­ment, 5. aliment… 😉

Dodaj komentarz