po prostu Saska Kępa

Kiedy ktoś czasem pyta mnie na czym polega fenomen Saskiej Kępy, żartobliwie opowiadam, że ciągle jeszcze trochę przypomina małe miasteczko w środku Warszawy… Jeden kościół, jedno kino, jeden komisariat… O, przepraszam – kina już od dawna nie ma, komisariatu też nie, za to mamy coraz więcej bloków, noszących szumne miano apartamentowców.  Ale ciągle zostało coś z dawnego klimatu. Można to poczuć zwłaszcza kiedy skręci się z głównych ulic w mniejsze, między domy z ogródkami – te w których „był maj, pachniała Saska Kępa szalonym, zielonym bzem”. Albo w Parku Skaryszewskim – tak samo pod pomnikiem tancerki kwitną magnolie albo róże, szumi kaskada, a w sobotnie czy niedzielne popołudnie w „Misiance” zawsze można spotkać kogoś znajomego. Co ciekawe książek o Saskiej Kępie powstało stosunkowo niewiele. Jedną z najważniejszych, jak dla mnie, jest „Saska Kępa” Hanny Faryny-Paszkiewicz. Powstała jako praca doktorska, więc jest dość suchym, rzeczowym zapisem, pozbawionym anegdot, ale opisuje tutejszą architekturę niemalże budynek po budynku. A jest co opisywać – to przecież jedno z większych i ciekawszych skupisk modernizmu. Do tego park i projekty terenów wystawowych, no i to co powstało po wojnie – tu też jest trochę perełek.
Kto więc ciekaw, niech czyta, choć niełatwo tę książkę zdobyć – tym bardziej się cieszę, że udało mi się ja odzyskać, bo wydawało mi się, że mój egzemplarz przepadł i jest nie do odzyskania.

jedno z wielu zdjęć zrobionych przeze mnie na Saskiej Kępie…

Dodaj komentarz