Zmęczeni życiem gliniarze

Nie wiem czemu, ale moja faza na kryminały trwa… Okazało się, że w ostatnich latach ukazało się naprawdę sporo dobrych. Mam wrażenie, że po latach chudych, ten rodzaj literatury przeżywa swój rozkwit. Zaczęłam od polskich, bo na swój sposób bawi mnie, gdy akcja rozgrywa się w dobrze znanych mi dekoracjach. Może dlatego wyjątkowo wciągnęły mnie książki Tomasza Konatkowskiego – dzieją się w Warszawie, częściowo na Saskiej Kępie i Pradze. W „Wilczej wyspie” pojawia się nawet 39 WŻDH i klub żeglarski „Nurt”, czyli klimaty bardzo, bardzo mi bliskie. A poza klimatami lokalnymi? Nieźle napisane, z nerwem, choć nie jakoś porażająco oryginalnie. Zwłaszcza główny bohater – zmęczony życiem oficer policji – dość typowy. A może właśnie w tym tkwi siła? Bo po wstępnej eksploracji polskich kryminałów (było jeszcze o Lublinie i Zakopanem, czeka Breslau) wciągnął mnie Mankell. I teraz razem ze zmęczonym życiem komisarzem Wallanderem taplam się w błotach Skanii. Postaram się jak najszybciej z nich wydobyć (czytaj: przeczytać wszystko) i wrócić do lektur bardziej ambitnych.

Klub żeglarski „Nurt” w roku 1985. Dwadzieścia kilka lat później w powieści „Wilcza wyspa” na tym pomoście znajdą trupa…

Dodaj komentarz