Strona główna » książka » Andrij Bondar – „Jogging”

Andrij Bondar – „Jogging”

Ech, i znowu będzie o Foksie. Bo to właśnie od niego otrzymałem w Świnoujściu zeszłego lata książkę Andrija. Przy okazji objechaliśmy Wydawnictwo Mamiko za jakość okładki. Bo cóż to jest za okładka? Czcionki i zdjęcia też nie świadczą najlepiej o poziomie edytorskim wydawcy.

Ale do rzeczy. Kolejna książka z metką, na której widnieje cena 10.00. Takie też ceny spotkałem w księgarniach internetowych. Kolejna bezcenna, tym bardziej, że z dedykacją autora 😉 Więc rozpoczynamy jogging po stylach, formie i tłumaczeniach.

Dwie części, dwóch tłumaczy i właściwie kompilacja-wybór z różnych książek Bondara. Pierwsza część to 18 wierszy w przekładzie Adama Wiedemanna. Starsze wiersze, głównie rymowane, często pozbawione tytułów i szczerze mówiąc takie sobie. Gdzieś wyczytałem, że sam autor też już się od nich „odkleił”. Popatrzmy:

Akwasonet

Modniś i smakosz, czerwony aksamit,
Roztrącał krasę wody, co się perli,
Pod śniegiem dusił się czubek Howerli
Przejrzysty lód nadymał się rzekami.

Iluzji rybich łuskosrebrne mity,
Pstrąg-lodołamacz swoim skrzekotliwym skrzelem
Rozbijał muszle, więdły asfodele,
A gołe diuny były mosiądzem spowite.

Rak, jak zwykle ubrany w chitynowy chiton,
Nie odstępują go ślimak i tryton
I nierozmowne księstwo ospałych ropuszek.

Niechaj na Dniestrze, Prucie, Sanie, Cichym Donie
Panuje trójząb twój, łemkowski Posejdonie!
I czemuż ja nie jestem Owidiuszem?!

Canis et lupus

René Descartes nieomal pysk w pakuły wstawił,
Ciemność rozpruwszy niecierpliwie.
I Cerber szczerzy kły na skrzek chełpliwych pawic,
Cyjanek nieba żółte ługuje igliwie.

Na płachcie nocy pucha smętnie i posępnie
Rozszataniony puszczyk, antymysi chwin
Niedoszczekaną psio-wilczą piosenkę –
Szczekaliśmy na księżyc sobacząc mu since.

Jak my we dwóch wsłuchani w szurum-burum ciał,
I mąka łabędziła skronie,
I w mglistym wietrze stół się osowiały chwiał,
A psia krew ciekła, bordo sączyło się po niej.

Przekład Adam Wiedemann

Druga część dłuższa – 28 wierszy w przekładzie Bohdana Zadury. To 28 wierszy już nowszych i chyba bardziej Andrijowi bliższych. Zresztą mi także.

China

kiedy chińczycy
przyjeżdżają do europy czy jeszcze gdzieś
jednym słowem na zachód
rozszerzają się im oczy

to już w ogóle nie chińczycy
a zdziwione kotki-mrukotki

a może oni zawsze byli tacy
jak europejczycy jak
każdy z nas
i tylko wobec europejczyków udawali
takie sobie kotki-mrukotki

i nagle tylko w europie
pośród takich jak oni sami
dopasowują się do cudzego landszaftu

popatrzcie na gao xingjiana
laureata nobla 2000 roku
czy na jakiegoś
fransois czenga
na michela czanga amerykańskiego
tenisistę koniec końców

co w nich zostało chińskiego
prócz mistrzowskiego operowania
pałeczkami w restauracji
i genialnej umiejętności przystosowania się
do świata

mówią że do chińczyków należy przyszłość
tego świata
że właśnie oni za jakieś sto
czy dwieście lat
będą panować nad światem
dyktować światu modę
zawalać świat plastykowymi chińskimi
zabawkami i chińskimi restauracjami
z przemożnym zapachem kwaśnego octu

a propos
mówią że chińczycy to urodzeni esteci
dlatego bardzo lubią
europejskie kobiety
za delikatny meszek nad górną wargą
bo u chinek on tam czemuś nie rośnie

ciekawe czy chinkom rosną
włosy pod pachami

miliardy kotków-mrukotków
za jakieś sto lat
czy za jakieś dwieście lat
zbudują nowy świat
czy ten świat będzie
nowy i dobry
nie wiem

wiem jednak
że to będzie świat
nie bez dobrych ludzi
i ta dobroć będzie wszechobejmująca
jak chiny
i wysoka jak chiński mur

że
każdy żywy
i nienarodzony wróbel
dziękuje wielkiemu mao
za to że nie doprowadził on
swego dzieła do końca

że
każdy chiński dysydent
czy to pisarz czy zwyczajnie
obrońca prawa
to naprawdę żaden wygnaniec
a agent wielkiego chińskiego wpływu

że
świat – to wielkie chinatown

że
bóg to chiński komunista
który na początku stwarza sobie problemy
a potem bohatersko z nimi walczy

Latynka

dawno mnie korciło
przynajmniej w poezji
żeby przynajmniej raz
przejść na alfabet łaciński

jeden mój znajomy uważa
że wraz z przejściem na latynkę
nasz naród zacznie mniej kraść
a więc gdzieś natychmiast nagle
zniknie ta rozchełstana bizantyjskość
ta chamska sowieckość ta bezbrzeżna ugrofińskość
(sorry, węgrzy, sorry finowie)
i w głowie coś tylko “trzask” – i już jesteśmy europa

a moja inna znajoma uważa
że wraz z przejściem na latynkę
automatycznie lepiej będą nas rozumieć
zachodni słowianie
wszyscy ci polacy czesi
(i nawet niemcy jakoś raptem zaczną nas szanować)
no przynajmniej jeśli nie lepiej
to w nas pojawi się bodaj maleńka szansa
bycia zrozumiałymi

a jeszcze jeden mój znajomy uważa
że przejście na latynkę
trzeba zacząć od Zachodniej Ukrainy
gdzie grunt powiedzmy humus czyli naród
jest lepiej do tego przygotowany
jeździ do włoch portugalii na zarobek
a więc zna europę nie z cudzych słów
a z własnych wrażeń
czarnej roboty czarnej zazdrości czarnej niewdzięczności

a Mykoła Riabczuk
(widzicie włochy i portugalię napisałem małą literą)
którego bardzo szanuję
uważa że ukraina by przeżyć między wschodem i zachodem
powinna zmniejszyć się do strawnych rozmiarów
czyli do 6 zachodnich województw po zbrucz
długo się z nim spierałem
walcząc o winniczynę żytomierszczyznę
i rodzimą chmielnicczyznę
ale Mykoła Riabczuk wiecie jaki jest mądry
coś sobie pomyślał i wszystko

będzie dobrze z wyjątkiem jednej tylko
bukowiny
ona automatycznie przejdzie na latynkę
kiedy tylko przyłączy się do wielkiej rumunii
a nawet jeśli i do maleńkiej mołdowy
się przyłączy
to i tak przejdzie na latynkę

kiedy każdy z żyjących ukraińskich poetów
napisze jeden wierszyk latynką
można będzie ułożyć antologię
współczesnej poezji ukraińskiej w latynce
szkoda tylko że Iwan Małkowycz nie zdoła wówczas napisać
o księżycowym sierpie litery je
i cieniutkiej świeczce litery ji

* * *
mężczyźni w moim kraju
ustępują w metrze miejsca
inwalidom osobom w podeszłym wieku
i pasażerom z dziećmi
ale przeważnie siedzą sami
bo tamte kategorie obywateli
wykazują stałą tendencję do wymierania
albo coraz rzadziej jeżdżą metrem

mężczyźni w moim kraju
to zaobrączkowani święci
z wytrenowanymi żuchwami
którymi wygryzają sobie szlak
do zasłużonego ojcostwa
a potem mając nareszcie wolne ręce
cieszą się dziecięcym ciałem
korzystając z zabronionych metod
wychowania dorastającego pokolenia

mężczyźni w moim kraju
to nie mutanty i nie zboczeńcy
to produkty wtórnej obróbki
aminokwasów
to wszystko co zostało jeszcze narodowi
który kocha i ceni swych bohaterów
chwackich
i młodych
ze szczękami jak u pitbullów
u których miłość do macierzyństwa
przerosła wszelkie znane granice
i stała się oznaką stylu

mężczyźni w moim kraju
to cudowne okazy dla entomologa
delikatni jak egzotyczne motyle
przyszpilone do tekturki
uzmysławiają wartość
każdego poruszenia każdego dźwięku
albowiem życie to stale popełniana zbrodnia
i nie ma żadnego usprawiedliwienia

mężczyźni w moim kraju
wysiąkują nos prosto w rękę
albowiem ręka to najzręczniejszy organ
dla takiej ważnej sprawy
albowiem innych ważnych spraw
oni zazwyczaj nie mają

mężczyźni w moim kraju
nie robią żadnych wysiłków
albowiem od wysiłków psuje się wątroba
i brzydko pachnie z ust
chociaż przecież chyba się narodzili
dla jakichś wysiłków

mężczyźni w moim kraju
przedwcześnie schodzą do grobu
i stają się nieważkimi aniołami
idealnym materiałem
do metafizycznych spekulacji
istotnym argumentem na rzecz istnienia
boga czy jak mu tam

* * *
wczoraj radio poinformowało mnie
o śmierci martwego sezonu
i pomyślałem
jaką to piękną metaforę wymyślili radiowi redaktorzy
choć nie są poetami ani nawet prozaikami
a po prostu zarabiają na chleb
ciekawymi metaforami

dzisiaj wiadomość o śmierci martwego sezonu
pojawiła się w innych środkach masowego przekazu
a już jutro miliony będą czytać patrzeć słuchać
o śmierci martwego sezonu
jak i o kolejnej niewydolności serca braku kolejnej iluzji
o spadaniu samolotów Su-27 i ostatniej (przedśmiertnej?) pielgrzymce
papieża do ojczyzny
o deprawacji małoletnich i samospaleniu się starowierów
o głębszym niż kiedykolwiek spadku indeksu Dow Jonesa
o kolejnym zbiorowym samobójstwie ukraińskich górników
o wyborach parlamentarnych we Francji i nieudanym puczu w Wenezueli
o zatopieniu starej Pragi i uwięzieniu przez somalijskich piratów
ukraińskich marynarzy
którzy wyruszyli na zarobek i być może nie słyszeli
że mamy tutaj śmierć martwego sezonu

nie wiedzą też o nowych zdradach swych podstarzałych żon
i nawet nie domyślają się że ich 16-letnie córki
już trzeci raz przerwały ciążę
a synowie już szósty miesiąc siedzą za zbiorowy
gwałt
przebiedowywując na paczkach od mamy i śmierdzących niedopałkach
i przez głowę im nie przejdzie że nikt w tym kraju
nie zapłaci za ich dusze złamanego grosza
że za kilka dni będą modlić się do swych nowych panów
o śmierdzącą polewkę o skrawek czerstwego somalijskiego chleba
że przyjdzie tylko liczyć na jakąś zabłąkaną
francuską kanonierkę
ten zbawienny odprysk kolonialnego systemu
ze ich życie już ostatecznie odarte jest z wszelkich metafor
oprócz najważniejszej
życia

Przekład Bohdan Zadura

Dziś jeszcze widzę Andrija, który czyta swoje wiersze na stojąco, w namiocie na plaży w Świnoujściu i uśmiecham się na to wspomnienie. Na koniec mój ulubiony wiersz z tego tomu, brawurowo zresztą czytany przez autora:

Robbie Williams

„czemu oni wszyscy tak na mnie patrzą?

czyżby wiedzieli że jestem Ukraińcem” – za każdym razem myślę
wchodząc do kolejnego baru
„czyżby to było tak widać czyżby czyżby aż tak
aż tak było widać że jestem Ukraińcem”

zdejmuję kurtkę (z importu chyba niemiecką ale tu w takich nikt nie chodzi)
zostaję w dżinsach kupionych tutaj w zeszłym roku
zostaję w swetrze wyprodukowanym w państwie Peru
sweter – z pięknej wełny alpaki
świetny jakościowo i wygodny ale tutaj nikt takich nie nosi
zostaję w amerykańskich okularach
co jeszcze?
buty raczej sportowe – takie modne były cztery lata temu

wyglądam beznadziejnie
czy może tylko tak mi się wydaje?
mój nastrój kołysze się między gorącym patriotyzmem i chęcią by dać komuś po
mordzie
ale to by mnie całkiem zdradziło

„tylko Ukraińcy mogą tak po prostu wziąć i dać komuś po mordzie” –
myślą i się nie mylą
„tylko Ukraińcy tak pięknie potrafią śpiewać”
myślą i się nie mylą
(„tak śpiewać dzisiaj nie będę” – postanawiam)
„tylko Ukraińcy tak potrafią patrzeć kiedy się rozbierają” –
myślą i się nie mylą
„tylko Ukraińcy mogli wyrżnąć tak wielu naszych w tak krótkim czasie”
myślą i się nie mylą

tak krótkim czasie mogli tylko Ukraińcy

mam pół godziny
na wykonanie swojej historycznej misji

co ja zdołam zrobić przez pół godziny nad jednym kuflem piwa?

zrobić podsumowanie dnia
jeszcze jednego dnia Ukraińca w Polsce
i wyciągnąć pocieszający dla mnie wniosek:

„ja się im podobam po prostu jako człowiek jako osoba”
i odpłacam im wzajemnością zamawiając jeszcze jedno piwo
a robbie williams już dziesiąty raz dzisiaj mówi mi czego on oczekuje od życia:

„i just wonna feel real love” – śpiewa robbie williams

ja i on potrzebujemy tego samego

dzisiaj nikomu nie dam po mordzie –
robię krok w stronę ukraińsko-polskiego pojednania
i uśmiecham się jak nikt tutaj nie potrafi

dobrze widzą moje zęby równy rząd zdrowych białych ukraińskich zębów
tutaj takich nikt nie ma

Przekład Bohdan Zadura

wydawca: Mamiko
tytuł oryginału: Jogging
miejsce wydania: Nowa Ruda
data wydania: 2005
nr wydania: I
ISBN: 83-920410-8-9
liczba stron: 86
kategoria: poezja
seria: Poezja ukraińska
tłumaczenie: Bohdan Zadura
Adam Wiedemann
projekt okładki i opracowanie graficzne: Karol Maliszewski
format książki: 150 x 240 mm
okładka: miękka
cena: 10 zł

książka

Jeden komentarz do wpisu “Andrij Bondar – „Jogging””

  1. Lubię tę książkę, a Latynka to mój ulubiony wiersz Bondara.

Zostaw odpowiedź

Musisz się zalogować aby móc komentować.