no a w środę ja mam w domu pranie

Jak ja lubię stare poradniki… Chyba najlepiej widać w nich jak bardzo zmienia się nasz świat. Mam na przykład książkę, w której jak byk stoi, że przy, ograniczeniu ilości kalorii do 1200 „przez cały czas stosowania omawianej diety pacjent musi leżeć”…
Jednym z ulubionym z moich „poradników” jest „O zdrowiu na wesoło” z roku 1956. Książka opisuje rodzinę Kowalskich i na ich przykładzie pokazuje jak żyć zdrowo. Pięćdziesiąt kilka lat a skala zmian nieprawdopodobna. Już nie mówię o tym, że wypoczynek omawia się w świetle teorii Marksa i o tym, że Azotox (czyli DDT) jest dobry na wszystko, ale znajdziemy tam takie stwierdzenia jak: „Mieszkanie Kowalskich składa się z dwóch dużych pokojów, kuchni i niewielkiej sionki” i jako, że mieszka tam małżeństwo z trójką dzieci, babcią, psem i kotem – „Jak więc widzimy, mieszkanie naszych znajomych nie jest specjalnie „zagęszczone”, z czego cieszą się oni bardzo.” Do tego trzeba dodać, że nie ma łazienki, wychodek jest za domem, a wodę nosi się ze studni. A to wszystko w mieście i generalnie podawane jako przykład dość typowych, ale w sumie niezłych warunków do życia…
Gdyby więc ktoś poszukiwał rad jak kąpać się w balii albo jak walczyć z pluskwami – źródło bezcenne. No i pranie… Specjalnie dla tych, którzy mają problem ze zrozumieniem fragmentu piosnki „Ale za to niedziela”
„A we wtorek. a we wtorek i w środę
Ty masz w domu pranie”
opis prania:
„ – Mamo, niech mama zamoczy jutro bieliznę, będziemy prać – mówi pani Maria. (…) Dzięki podziałowi pracy między obiema niewiastami wszystko idzie sprawnie. Babcia Katarzyna nalewa rano do balii letniej wody, rozpuszcza w niej trochę proszku do prania i następnie wkłada bieliznę, która moczy się tak do godzin popołudniowych, kiedy synowa jej wraca z fabryki. Wtedy właśnie rozpoczyna się właściwe pranie. Namoczoną bieliznę przenosi się do miednic, a pani Maria staje za balią i nalewa do niej ciepłej wody. W niewielkim garczku rozrabia w gorącej wodzie odpowiednią ilość proszku do prania, zależnie od ilości bielizny, po czym roztwór wlewa do balii, badając jednocześnie ręką temperaturę wody, która powinna być ciepła, ale niezbyt gorąca, bo „brud się ścina w gorącej wodzie i nie puszcza” – jak twierdzi na podstawie długoletniego doświadczenia. Następnie kładzie do balii kolejno sztuki bielizny i pierze w ręku, a większe sztuki na tarze. Jeśli bielizna jest wyjątkowo brudna, to pierze ją dwukrotnie, po uprzedniej zmianie wody.
Wypraną w balii bieliznę bierze w swą opiekę babcia, która urzęduje przy kociołku w kuchni. jest to specjalny kociołek z wyjmowanym i podziurkowanym drugim denkiem. Oprócz wody dodaje się tu kilka skrawków mydła, po czym zapełnia się kociołek wypraną już bielizną i gotuje, często mieszając, w ciągu 15 minut od chwili zagotowania się wody. Po wygotowaniu babcia Katarzyna płucze bieliznę kilkakrotnie w zimnej wodzie, tak długo, aż popłuczyny będą zupełnie czyste, po czym przepuszcza ją przez wyżymaczkę. Kręcenie korbą należy do pana Kowalskiego. Dawniej gdy Kowalscy nie mieli jeszcze wyżymaczki, pan Jan zżymał się nieraz na wykręcanie bielizny – udział jaki mu przypadł w praniu. Obecnie z uśmiechem wypełnia swą powinność mrucząc tylko dla fasonu: „Znowu ta katarynka”. A i Krzyś rwie się zastępować ojca, tak mu się ta robota wydaje męska.”
Uff… idę czule popatrzeć na moją pralkę 😉

Dodaj komentarz