„terefere-kuku, strzela baba z łuku…”

Podobno film bez scen tzw. rozbieranych nie ma żadnych szans… Seks przyciąga, uatrakcyjnia, pomaga „sprzedać” historię. A ja właśnie obejrzałam film, któremu śmiałe (zwłaszcza jak na rok 1987 i polskie kino) sceny erotyczne, a może bardziej „pornograficzna” otoczka zrobiły więcej złego niż dobrego. Mówię o „Łuku erosa” Jerzego Domaradzkiego. Owszem, scen erotycznych trochę jest, można sobie popatrzeć już to na piersi Grażyny Treli, już to pośladki Olafa Lubaszenko, ale chyba zginął gdzieś sens. A dla mnie sensem tej opowieści jest pokazanie skutków I wojny światowej, zmian jakie nastąpiły w obyczajowości. Wojna była tajfunem, który zniszczył spokojny, mieszczański świat. Nie niszcząc rzeczy, domów zrujnował dotychczasowy porządek. Z jednej strony, w porównaniu do II wojny, z jej zagładą całych narodów, miast, fizycznym zniszczeniem, była znacznie mniej „inwazyjna”, a z drugiej wyniszczała świat podstępnie, podskórnie.
Nie znam literackiego pierwowzoru, powieści „Łuk” Kaden-Bandrowskiego, ale z wielką ciekawością po nią sięgnę. I za jakiś czas pewnie napiszę, czy się nie rozczarowałam.

Dodaj komentarz