Drukuj

Zaryzykuję twierdzenie, że Folkowisko, którego 4. edycja właśnie zakończyła się w Gorajcu, to festiwal nietypowy. Nawet jeśli pod uwagę weźmiemy inne imprezy tego typu, trudno będzie znaleźć podobną. Na czym polega ta specyfika? Na braku agresji, komercji, a przede wszystkim na swego rodzaju „partyzanckim” klimacie. Wynika to w dużej mierze z tego, że organizowane jest przez jedną rodzinę – Piotrowskich - i ich przyjaciół, przy bardzo niewielkim wsparciu lokalnych instytucji. Ważne jest i to, że na ten „koniec świata” (tylko kilkanaście kilometrów stąd jest granica polsko-ukraińska) nie przyjeżdżają ludzie przypadkowi. Ściągają natomiast ci, których można określić mianem pozytywnie zakręconych.

Trzy dni Folkowiska to czas bardzo intensywny. Koncerty (w tym roku „Same Suki”, „Koromysło”, „Hadra”, Joryj Kłoc, chór „Nie Ten Dzień”, Kuba Blokesz, „Strojone”, „Niespodzianka”, „Blokowioska” i „Hudacy”), debata (jako, że hasłem tegorocznego festiwalu było „Kultura jest babą”, dotyczyła głównie zaangażowania kobiet w działalność kulturalną na wsi), spotkanie poetyckie, opowieści, gra wiejska, pokazy filmów, rajdy, spływy, warsztaty (malowania, opowiadania, przyśpiewek, gry na digeridoo, śpiewania kołysanek, przeróbki ciuchów w stylu etno, domowego wyrobu wina, gotowania ekologicznego i pewnie jeszcze kilka innych), zajęcia dla dzieci (m.in. malowanie, lepienie domków z gliny, tworzenie lalek słomianych, spacer przyrodniczy), turniej warcabowy, wystawa fotograficzna, pokaz pierwszego wiejskiego muralu i zwiedzanie przepięknej cerkwi z XVI w. znajdującej się tuż obok miejsca w którym to wszystko się odbywa. No właśnie miejsce – Chutor Gorajec, czyli dawna szkoła wyremontowana i adaptowana na obiekt agroturystyczny, pole namiotowe i teren w dużej mierze przystosowany do takiej właśnie imprezy. Jest więc duża scena z ekologicznym „parkietem” do poskakania, jest scena mała, pod lipami - bardziej zaciszna i kameralna, jest gdzie śpiewać, jest gdzie rysować, lepić z gliny i w ogóle realizować przeróżne pomysły. Bo tych organizatorom nie brakuje. Czasem jest tylko problem z wyborem. Na szczęście nie ma presji – wiele można, nic nie trzeba.

Tym, co mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło był brak agresji i rodzinna, w najlepszym tego słowa rozumieniu, atmosfera. Było spokojnie i bezpiecznie. Pomimo degustowania nieludzko dobrych nalewek Koła Gospodyń Wiejskich z Dąbrówki i piwa. Nie przytłaczały reklamy, nie było wszechobecnych sponsorów. Było swojsko, trochę przaśnie, ekologicznie.

Wracając jeszcze do koncertów – spore wrażenie zrobił na mnie zespół „Same Suki”, który niedawno nagrał swoja pierwszą płytę, bardzo podobała mi się Hadra (zespół lasowiacki z poetyckim akcentem – na basie i drumli gra w nim Janusz Radwański), ale największe dreszcze miałam, kiedy we wnętrzach gorajeckiej cerkwi zaśpiewał chór „Nie Ten Dzień”. Trudno ten koncert zaliczyć do folkowych, ale dobrze, że w bogatym programie znalazło się miejsce i na prawosławną muzykę sakralną, idealnie pasującą do tego pięknego miejsca.

Warto jeszcze przypomnieć, że zgodnie z hasłem „Kultura jest babą” w tym roku na festiwalu dominowały kobiety. Za rok tematem przewodnim będzie „wędrówka ludów”. I teraz mam dylemat – bo z jednej strony chętnie bym zaprosiła wszystkich na kolejną edycję Folkowiska, a z drugiej, mam świadomość, że jeśli impreza rozrośnie się, straci swój niepowtarzalny klimat. Więc rozważcie dobrze i jeśli uznacie, że to jest właśnie to, co wam w duszy gra, przyjedźcie. Jeśli nie, jedźcie gdzie indziej...

Dorota Ryst
Zdjęcia Maciej Kamiński

 

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.