W najnowszym numerze...

×

Wiadomość

Failed loading XML...
Magdalena Gałkowska - Toca

Trzy lata między dwiema książkami to dużo. Dwie książki w trzy lata - to także niemało. Mógłbym napisać, że „Toca” kontynuuje linię poetycką wyznaczoną przez autorkę w „Fabryce tanich butów”, ale byłoby to z kolei zbyt mało.

Dlaczego? Zabierając się do opisania „Tocy” oczywiście sięgnąłem na półkę po „Fabrykę”, by zobaczyć jak się ten tomik dziś czuje. Konstatacja był prosta – pierwszy tomik Magdy Gałkowskiej pozostaje dobrą książką poetycką. Między nim a „Tocą” zmieniła się „podmiotka liryczna” (dalej: peelka), właściwie jej już nie ma. Co się z nią stało?

Czytając „Fabrykę” za każdym razem widzę niesforną dziewczynę/kobietę(?) w skórze i glanach, taką punkgirl wydartą wprost z videoclipu The Stranglers „Strange Little Girl”.

Jeszcze nie całkiem dorosła, jeszcze nie całkiem stara, jeszcze zdarza się jej szukać w kącie porzuconej basówki z pokancerowanym gryfem, ale za plecami ma już tzw. prawdziwy świat, który wszystko i wszystkich odziera ze złudzeń.

nie jest ikoną ani kolorowanką,
na desce drzazgi zostawiają ślad.
wtedy wysycha farba i wszystkie znaki,
że blisko można podejść tylko raz,

(Puzzle)

Może to być choroba lub zawód miłosny (zdrada?), ale skutek jest taki sam.

[…] dziś
pan przyszedł po mnie. nie wyjaśnił słowem,
skąd wzięły się tkanki, mutacje. leczę rany
po wybuchu, wystawiam na słońce, jak twarz.

(Trzydzieści trzy)

Peelka z „Fabryki” mówi do nas rwanymi frazami, nerwowo. Potrafi bluzgnąć, warknąć. Tli się w niej jakaś resztka buntu, ale chyba przeczuwa, że w końcu zejdzie on z niej jak farba włosów i niewiele z tego wszystkiego pozostanie.

na chodniku przy Chmielnej tkwię zajebista,
z wilgotnymi włosami, bo dziś tak się
odprowadza
tych, co odjeżdżają, a potem samemu schodzi
[…] pod ziemię

(Warszawa)

A co z peelką z „Tocy”? Ona już dorosła, jest osiadła, osaczona, na wpół udomowiona. W Bretanii nieopodal Berestu jest skalista ławica zwana „Rafą małych dziewczynek”, słynna z licznych katastrof morskich. Osiadły na niej ponoć setki statków i okrętów. W „Tocy” peelka osiadła na podobnym miejscu i na razie nie wie, jak stamtąd odpłynąć.

[…] kochanek jest daleko,
z zalanego morzem fragmentu lądu
pisze […] czekaj,
cierpliwy chłopcze, aż przestanę dryfować,
osiądę na mieliźnie albo rzucę kotwicę w asfalt

(Dolna Wilda)

Peelka z „Tocy” wie już, że życie w zasadzie zmierza donikąd i donikąd nas nie prowadzi. Nie tupie glanami, nauczyła się mówić pełnymi frazami. I owe pełniejsze frazy, mniej porwane, bardziej klarowne, stanowią o sile tego tomiku.

Przebija z nich pewnego rodzaju rezygnacja, oswojenie z utratą niegdysiejszych marzeń, które potocznie nazywamy dojrzałością.

nieznane miejsca docelowe,
do których docieramy nocą,
następnego dnia oswoją nas,
odrętwiałych, w mokrej pościeli.

(saga)

Wie już, że chłopcy czy mężczyźni nie nadają się na życiowe kotwice. Są raczej balastem, który zalega w afterpiku. Czasami jest to bagaż bolesny, jedynie rani. Brzmi to banalnie, ale autorka potrafi włożyć peelce w usta odpowiednie słowa.

chłopcy z wysp szczęśliwego milczenia
pachną oceanem, nie podają ręki, nie patrzą
w oczy. są chłodni i niestali,
jak ożywione światłem witraże.

(alef)

dawno temu wyrwano jej język i wszystko,
co potrafi, to przyjmować w siebie
kolejne ostrza, symbole wycinane delikatną
dłonią artysty

(wieża)

W „Tocy” Magda Gałkowska pokazuje, że nasze życie to w gruncie rzeczy mniej lub bardziej bezsensowny kolaż, w którym znajdzie się i na migawkę z ptasią grypą lub Obamą, podczas gdy w tle toczą się nasze prywatne wojny i upadki (ah1n1). Zawodne są recepty życiowe podsuwane córkom przez matki (stygmaty) i seks w hotelowych pokojach (wielki wóz). Wszystko to dekoracje i didaskalia, które tylko obnażają naszą bezradność wobec losu, fatum czy spadających samolotów. Peelka już częściowo rozumie, ale jej bunt świetnie łączy się z tego rodzaju gorzką świadomością.

nosimy w sobie boski pierwiastek, napisany
pod dyktando bezbłędny harmonogram zdarzeń,
bunt i sofię nabitą w butelkę. w naszym języku
gwoździe przemieniają metal w krew.

(stygmaty)

Nie boi się już choroby czy samotności, bo to normalne pory roku. Nie szuka zewnętrznych punktów odniesień. Teraz wreszcie jest bardziej „in” niż „out”.

mam trzydzieści sześć lat, nie boję się,
kiedy przychodzą i przykładają usta
[…] za wizyty płaci się ciałem

(kobieta ocean)

Nieprzypadkowo gdzieś na szczycie „Tocy” stoi „Lady Łazarz” Sylwii Plath. Widać w jakim kręgu poetyckim obracają się myśli autorki i jeśli jest to konfesja, to w dobrym tego słowa znaczeniu. Pewne przeczucie pustki, docierania do codziennego kresu i rozpoczynania od nowa.

miałam śnić ciebie, a śniłam kobietę
z zaszytymi ustami, mokrą i słoną.
zbudził mnie głos, bezbarwny
jak powietrze, nie należał do nikogo.

(wiersz, który miał mieć tytuł)

Poezja to sposób na nazwanie kolejnego dnia, kolejnego stopnia na schodach. Bo zostajemy i tak sami sobie, nieważne więc jak nazwą nas inni. Jesteśmy stratą czasu i miejsca. Taka jest zresztą puenta tomiku – wiersz o nieprzypadkowym tytule „tryptyk rozpaczliwy”.

dziewczyna, która wczoraj była poetką
robi pranie, by zająć czymś ręce.
[…] pani ekspoetka w głębokim kryzysie znów pali
zbyt dużo, zawsze to lepiej niż
za dużo pić, albo pisać o tym,
że jeszcze jeden mężczyzna jej życia
okazał się kolejnym, choć miał być
ostatni.

Co nam zostaje? To, co było na początku. Jakieś słowo, może intuicja. W żadnym przypadku odpowiedź, bo nawet pozornie ważne pytania najczęściej są tylko zwrotami retorycznymi. Tak jak w moim ulubionym wierszu z „Tocy”.

wiersze są jak drobne na dnie fontanny:
małe, żółte kotwice, znaki,
że słowa można wziąć w garść
[…] czy mogą być czymś więcej
niż tylko słowami?

(światowy dzień poezji)

Drugi tomik Magdy Gałkowskiej mogę otwarcie polecić czytelnikowi, który lubi przechodzić od ogółu do szczegółu, bo, mimo pewnej szczerości i brutalności, jest to poezja w gruncie rzeczy kobieca. To dobry tomik, pozycja dla odbiorcy rozumiejącego prostotę faktu, że oprócz Kosmosu jest równie przepastny mikrokosmos, momentami znacznie ciekawszy, bo bliższy nam jak koszula ciału. Confessio w „Tocy” nie oznacza histerii i przerzucania na barki czytelników wagonu pustaków. Peelka zaciska czasami pięści, ale nie krzyczy, szepcze, momentami teatralnie, bo tak jej lepiej, z tym jej do twarzy.

Jestem ciekawy dokąd wyruszy i czy dojdzie w jakieś ciekawe dla mnie miejsce. Strange little girl, where are you going?

Paweł Podlipniak

 

Autor: Magdalena Gałkowska
Tytuł: Toca
Wydawnictwo: Zeszyty poetyckie, Gniezno 2012
ISBN: 978-83-62947-15-7

 

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.