We wrześniowym odcinku moich prezentacji poetów i poetek amerykańskich małe odstępstwo od reguły, zamiast jednej autorki udzielam głosu trzem poetkom. Należą one do jednego pokolenia, urodziły się na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Łączy je ponadto wrażliwość na język, jak i skłonności do eksperymentów formalnych. Wiersz Annie Finch jest wierszem okazjonalnym, napisanym by upamiętnić ofiary ataków terrorystycznych z 11 września 2001 roku. Catherine Bowman to bliska mi autorka, która często zaprasza mnie na wieczory poetyckie poetów przyjeżdżających do Bloomington. Sama jest zdeterminowaną eksperymentatorką. Jej dwa wiersze prezentowane dzisiaj opublikowano po raz pierwszy w renomowanym tygodniku New Yorker. Lia Purpura to jeszcze jedna amerykańska poetka, która kontynuuje tradycję krótkiego skondensowanego obrazowania zapoczątkowaną przez Emily Dickinson, gdzie słowa znaczą więcej lub inaczej niż przyzwyczaja nas ich codzienne użycie.
Annie Finch (ur. 1956 w New Rochelle pod Nowym Jorkiem) jest poetką i krytyczką literacką. Ukończyła Yale University, odbyła magisterskie studia z pisania poezji na Uniwersytecie w Houston (przez długie lata uczył tam Adam Zagajewski) i obroniła doktorat z teorii literatury na Uniwersytecie Stanforda. Pisze wiersze, sztuki teatralne, eseje o poezji, jest edytorką antologii i tłumaczką. Ma też w dorobku libretto do opery opartej na życiu Mariny Cwietajewej. Krytycy podkreślają jej centralną role w rekultywacji tradycyjnych form wersyfikacyjnych.Prezentowany dzisiaj wiersz, napisany by upamiętnić ofiary ataków terrorystycznych na World Trade Center, jest przykładem tego właśnie nurtu pisania w twórczości Finch. Wiersz wykorzystuje schemat pantoum, tradycyjnej formy poetyckiej z Malezji (Charles Baudelaire był jednym z pierwszych orędowników tego typu wiersza w Europie). Myślę, jako tłumacz, że jego powtarzalne frazy, przeplatane litanią nazwisk, nadają się doskonale do podkreślenia sensu utraty, rozpaczy i żałoby.
Nadawanie imion
Lopez, Jurgens, Lozowsky, O'Connor, Lomax
(Buty, kurz i spirale, spadające kwiaty)
Diaz, Dingle, Galletti, DiPasquale,
Katsimatides
Ziemia pamięta rany, pamięć nie umiera.
Zamknięte oko sięga tam gdzie płomień skonał.
Rozpacz, by wiatr przytulić, ramiona otwiera.
Serca biją jak fale i słyszą imiona:
DiStefano, Eisenberg, Chung, Green, Dolan,
(Kobiety biegnące nagle w butach na obcasach)
Penny, York, Duarte, Elferis, Sliwak,
Yamamadala,
Zamknięte oko sięga tam gdzie płomień skonał.
Rozpacz, by wiatr przytulić, ramiona otwiera.
Serca biją jak fale i słyszą imiona.
Ziemia pamięta rany, pamięć nie umiera:
Weinstein, Villanueva, West, Sadaque,
(Spirale, kurz wirujący, krążące godziny)
Bowman, Burns, Kawauchi, Buchanan, Reilly,
Reese, Ognibene,
Rozpacz, by wiatr przytulić, ramiona otwiera.
Serca biją jak fale i słyszą imiona.
Ziemia pamięta rany, pamięć nie umiera.
Zamknięte oko sięga tam gdzie płomień skonał.
Kushitani, Ueltzhoffer, Wong, Ferrugio,
(Wdech i wdech tylko albo nadawanie imion),
Inghilterra, Tzemis, Liangthanasam,
Coladonato —
Serca biją jak fale i słyszą imiona.
Ziemia pamięta rany, pamięć nie umiera.
Zamknięte oko sięga tam gdzie płomień skonał.
Rozpacz, by wiatr przytulić, ramiona otwiera.
Sanchez, Talbot, Afflito, Siskopoulos
(Każde pytanie jest szlochem nadawania imion)
Tarantino, Zempoaltecatl, Thorpe, Koo,
Stergiopoulos,
Zion, Zinzi, Song, Shahid, Santiago, Ortiz,
Pabon, Ou, O’Neill, Newton-Carter,
Miller, Mohammed,
Zakhary, Campbell,
Deming, DiFranco,
Chowdhury, Blackwell,
Zucker, McDowell,
Goldstein, Basmajian…
Ziemia pamięta rany, pamięć nie umiera.
Zamknięte oko sięga tam gdzie płomień skonał.
Rozpacz, by wiatr przytulić, ramiona otwiera.
Serca biją jak fale i słyszą imiona.
Catherine Bowman urodziła się w El Paso w Teksasie. Otrzymała tytuł magistra z twórczego pisania na Columbia University w 1988 roku. Jej nauczycielem i promotorem był Josip Brodski. Jest autorką kilku zbiorów poezji, w których żongluje językiem jak niewielu innych amerykańskich poetów współczesnych. Jeden z krytyków tak pisał o jej wierszach: „Te rozdzwonione, rozchwiane, często podstępnie medytacyjne wiersze należą do najbardziej interesujących i formalnie odkrywczych, które wyszły spod pióra żyjących amerykańskich poetów”. Ciekawostką jest to, że jeden z tomików wierszy Bowman, poświęcony Sylvii Plath, składa się wyłącznie z fragmentów zapisków Plath przechowywanych w Lily Library na kampusie Indiana University. Bowman mieszka w Bloomington w stanie Indiana, na farmie gdzie jej towarzystwo to kilka pięknych koni. Spotkaliśmy się kilkakrotnie, jako że uczymy obydwoje w Indiana University, by porozmawiać o poezji. W jej biurze, wśród artystycznego nieładu, zdeterminowany poszukiwacz odnalazłby wiersze wielu polskich poetów w tłumaczeniu na angielski.
Zlew
Uwielbia rozmawiać przez telefon
przy zmywaniu naczyń po kolacji,
dowiadywać się co słychać w odległych miejscach
lub rozwiązywać problemy bliżej domu,
namierzać tych, z którymi dawno straciła kontakt
lub kogoś poznanego niedawno. Uznaje,
że działa na nią terapeutycznie spłukiwanie
konsekwencji. I tego, co czuje
w żołądku, gdy ktoś, kogo kocha
przeciągle milczy. A w ciemności
pod zlewem, pośród kolanek rur, zestaw kluczy
nasadowych, zawieruszony szpagat, stalowa girlanda,
kanalizacyjny smród, kołtuny druciaków, symbole
oleistych namaszczeń, zepsuty kompas nieodmiennie
wskazujący południowy wschód, spleśniałe kodeksy,
skłębione ogonki kurzu jak pamiątki po lepszych dniach,
packa na muchy w kształcie ryby z niebieskimi rogami,
sfermentowane dusze zmarłych, ogniste widma,
uwięzione w butelkach, obok płynu do zmywania,
wirujące w mazi opary alkoholu, zamknięte w puszkach,
zalane octem, nabijane na widelczyk, pyszne dodatki do krakersów,
gromadzone kłosy traw, resztki świeczek.
Z tyłu w zapomnianym kącie
stara puszka po kawie, a w niej smalec
po miesiącu rozpustnych niedziel,
na nim inkrustacja księżycowej ćmy, wschodząca — poranna gwiazda.
Prowizorka
Z dwóch kawałków sznurka i przesączonych naftą piórek zrobił ojca.
Ona zrobiła matkę ze zbędnych guzików i morskich śmieci.
Że nie mieli grobu, zabutelkowali się
w ulubionej nalewce, w cyborium i w przekrwieniu chmur—
w asyście pręgowanego i jawnego serca rozniecili gwiazdy,
stworzyli glosariusz nasion.
W dół po drabinie ognia, szczebel po gorejącym szczeblu,
zbierają, ratują, kombinują, przeklinają i szperają, pękają ze śmiechu,
jak jeden mąż gromadzą doraźne, święte miasto. W świętym mieście,
doraźnie, gromadzą się jak jeden mąż, pękają
ze śmiechu i szperają, przeklinają kombinacje, zbierają się na ratunek
szczebel po gorejącym szczeblu, tłumiąc swój ogień na dole drabiny.
Glosariusz pełen nasion stwarza gwiazdy, ujawnia cięte diamentem serce.
Sprzedali chmury, przekrwienie i cyborium nalewki. Ulubili się
nabici w butelkę grobowych braków, morskich śmieci i zbędnych guzików,
tam gdzie Matka zrobiła ojca, który zrobił pióra
z przesączonej nafty i kawałków sznurka dla dwojga.
Lia Purpura urodziła się na Long Island, w podmiejskiej sypialni Nowego Jorku po wschodniej stronie miasta. Ukończyła prestiżowe studia z „twórczego pisania” na University of Iowa. Tam też spotkała i zaprzyjaźniła się z polskim poetą i stypendystą Iowa Writers’ Workshop, Grzegorzem Musiałem. Owocem tej przyjaźni był wybór wierszy Musiała przetłumaczonych na angielski przez Purpurę. Często nagradzana. poetka wydała kilka wysoko cenionych książek poetyckich i zbiorów esejów krytyczno-literackich. Krytycy podkreślają filozoficzny charakter jej wierszy, skrótowość i kondensację przekazu, wykorzystywanie wieloznaczności słownictwa. Jej wiersze przypominają mi niektóre z liryków Emily Dickinson, do której Purpura była porównywana w krytycznych opracowaniach jej poezji. Purpura, jak wielu amerykańskich adeptów poezji, jest nauczycielem akademickim. Mieszka w Baltimore i uczy na University of Maryland.
Wiara
To że światło jest
równocześnie
faliste i złożone z cząsteczek
daje do myślenia —
dlaczego inne
rzeczy lub stany
nie miałyby się jawić
jako zarówno to i tamto?
Na przykład
ja tak samo
wierzę i nie potrafię wierzyć.
Razem stwarza to
chybotliwość, którą, jak myślę,
najwyższy czas
na poważnie uznać
za podejście do życia.
Pewien rodzaj piękna
Ma bezlitosny
charakter, nie da się
uprościć do tego,
że utrata równa się ruinie;
te niezaprzeczalne tęcze
w wyciekach oleju, nagła
promienność siarczanych kałuż
(jak złotawe czyże, jak cytryny);
i co na to poradzić
jeśli paskudne upierzenie
tego piękna
zakłóca twoją rozpacz
i sprawia, że nie przestajesz patrzeć?
Aktualny numer - Strona główna |
Powrót do poprzedniej strony |
© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.