Mary Oliver urodziła się w Maple Heights w stanie Ohio w 1935 roku. Na początku lat pięćdziesiątych studiowała na Ohio State University, a później w Vassar College w Poughkeepsie w stanie Nowy Jork, ale nigdy nie ukończyła studiów. W czasie nauki w Vassar College poznała siostrę Edny St. Vincent Millay, skandalizującej poetki z pierwszej połowy dwudziestego wieku, i pomagała jej w porządkowaniu spuścizny tej pisarki. Wtedy też poznała partnerkę, z którą spędzi większość swojego dorosłego życia. Oliver mieszkała do niedawna w Provincetown na samym czubku półwyspu Cape Cod w stanie Massachussetts, enklawie artystów i mniejszości seksualnych gdzie, jakby na końcu świata, można spoglądać z ogromnych wędrujących wydm na lodowate w tym miejscu fale Atlantyku. Ta starsza już teraz kobieta przeprowadziła się niedawno na Florydę, po tej stronie gdzie głaszczą jej brzegi ciepłe wody Zatoki Meksykańskiej.
Oliver jest autorką niezwykle płodną. Od czasu wydania pierwszego zbioru wierszy w 1963 roku, publikuje nową książkę mniej więcej co dwa, trzy lata. Jest też niezwykle konsekwentna. Większość jej wierszy poświęcona jest przyrodzie, magia i ból naturalnego świata to podstawowe tematy jej twórczości. To są wiersze pozornie proste, ale autentycznie żarliwe. Długo nie mogłem się do nich przekonać, tym bardziej, że jest Oliver najbardziej poczytną amerykańską poetką, a na półkach w księgarniach spółki Barnes & Noble można zwykle znaleźć kilkanaście jej książek. Skusiłem się dopiero niedawno by kupić jej świeżo wydane Wiersze wybrane i po nieśpiesznym przeczytaniu ich w spokoju, zakochałem się w tej poezji. Zachwyt autorki nad cudami przyrody, magia obcowania z fauną i florą, zdawanie sobie sprawy jakimi szczęśliwcami jesteśmy, że możemy być częścią tego niezwykłego spektaklu, nauki płynące z obserwacji mają jakąś hipnotyczną siłę. Wystarczy tylko otworzyć się na ten sposób patrzenia, a stąd już tylko krok by zdać sobie sprawę, że obcuje się z wielką poezją.
Zamieściłem niedawno jeden z prezentowanych tu wierszy w moim tłumaczeniu na jednym z portali literackich. Spadła na niego lawina krytyki, że taki oczywisty, dziecinny, naiwny. Być może. Nie mam jednak wątpliwości, że nagrody Pulitzera czy też National Book Award zdobyte przez jej książki były zasłużone i nieprzypadkowe.
Pewien krytyk w Harvard Review tak pisał o jej wierszach: „Poezja Mary Oliver to doskonałe antidotum na przerost cywilizacji. To jest poetka mądra i szczodra, a jej wiersze pomagają nam spojrzeć intymnie i z bliska na świat, który nie jest naszym dziełem, ale którego tajemnice jesteśmy w stanie zniszczyć.”
Prezentuję w tym miesiącu czytelnikom Salonu Literackiego jeden z najsłynniejszych wierszy Mary Oliver, „Dzikie gęsi,” i kilka innych utworów typowych dla jej sposobu pisania. Obserwacja przyrody połączona jest w nich z apelowaniem do czytelnika, by ten podjął próbę godnego życia, by odnalazł siebie w rytmach przyrody. Często ucieka się Oliver do konwersacyjnego tonu, jest pośredniczką pomiędzy światem naturalnym i czytelnikami, którym należy przypominać, że są jego częścią i nie powinni pozostać obojętni na jego piękno.
Janusz Solarz
Dzikie gęsi
Nie musisz być dobra.
Nie musisz wlec się na kolanach
w pokucie przez setki mil na pustyni.
Wystarczy, że pozwolisz miękkiemu zwierzątku ciała
by kochało to co kocha.
Podziel się swoim smutkiem, a ja ci opowiem o moim.
Tymczasem świat idzie naprzód.
Tymczasem słońce i przeźroczyste kamyczki deszczu
przesuwają się nad okolicą,
ponad prerią i gęstwiną drzew,
ponad wzgórzami i zakolami rzek.
Tymczasem dzikie gęsi, wysoko w czystym błękicie,
kierują się jeszcze raz w stronę domu.
Kimkolwiek jesteś, nawet jeśli dręczy cię samotność,
świat ofiarowuje się twojej wyobraźni,
woła cię jak dzikie gęsi, szorstko i podniecająco,
ogłaszając wielokrotnie twoje miejsce
w rodzinie rzeczy.
Rapsodia psiaka w nocnej porze
Przysuwa swój policzek do mojego
i wydaje ciche, wymowne pomruki.
A kiedy jestem już wystarczająco obudzona,
kładzie się na grzbiecie, z czterema łapami
w powietrzu
i z żarliwym spojrzeniem ciemnych oczu.
„Powiedz mi, że mnie kochasz,” mruczy.
„Powiedz mi jeszcze raz.”
Czy zdarza się słodszy układ? Raz po razie
ma okazję by prosić.
Ja mam okazję by mu to powiedzieć.
Letni dzień
Kto stworzył świat?
Kto stworzył łabędzia i czarnego niedźwiedzia?
Kto stworzył pasikonika?
To znaczy, tego tutaj pasikonika —
tego, który właśnie wyskoczył z trawy,
tego, który je cukier z mojej dłoni,
który rusza żuchwą do przodu i do tyłu zamiast w górę i w dół,
który rozgląda się ogromnymi oczami.
Teraz podnosi swoje blade ramiona i starannie myje swoją twarz.
Teraz otwiera skrzydełka i szybuje w powietrzu.
Nie wiem dokładnie czym jest modlitwa.
Wiem jednak jak uważnie patrzeć, jak położyć się
w trawie, jak ukląc na łące,
jak próżnować i zapaść w błogostan, jak spacerować po polach,
na czym właśnie zeszła mi większość dnia.
Powiedz mi, co innego miałam do roboty?
Czyż nie jest tak, że wszystko umiera w końcu i zbyt szybko?
Powiedz mi, co zamierzasz zrobić
z twoim własnym, jedynym, szalonym i bezcennym życiem?
Bestyjka
Ta urocza bestyjka, ten wiersz,
nie da sobie w kaszę dmuchać.
Czasem chciałabym by miał ochotę na jabłka,
ale jemu leci ślinka na czerwone mięso.
Czasem chciałabym spacerować spokojnie
wzdłuż brzegu,
ale on chce zrzucić ubranie
i dać nura.
Czasem chciałabym wykorzystać małe słowa
i powiększać ich znaczenie,
ale on wykrzykuje całe słowniki,
zawarte w nich możliwości.
Czasem chciałabym podsumować i podziękować,
uporządkować rzeczy i myśli,
a on zaczyna tańczyć dookoła pokoju
na czterech kudłatych łapach, śmiejąc się
i wytykając moje skandaliczne zachowanie.
Czasem zdarza się jednak tak, gdy myślę o tobie
i z całą pewnością się uśmiecham,
że siada spokojnie, podpierając brodę jedną łapą,
i po prostu słucha.
Prawa autorskie do powyższych tłumaczeń: Janusz Solarz
Aktualny numer - Strona główna |
Powrót do poprzedniej strony |
© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.