W najnowszym numerze...

×

Wiadomość

Failed loading XML...
Wydawnictwo: Stowarzyszenie Salon Literacki
Strony: 52
ISBN: 978-83-88776-22-9
Warszawa 2010
Seria Salonu Literackiego (2)

Informacje

Redakcja: Zespół redakcyjny portalu Salon Literacki

Projekt okładki i opracowanie graficzne serii: Karolina Zieleniec
Zdjęcia na okładce (przód i tył): Dorota Ryst

Druk: Biuro Edytorsko Usługowe DANMAR

Sponsorem wydawnictwa jest firma Winne Pola, bezpośredni importer win

Kontakt z autorem oraz informacje o dostępności:

 


 

Nota od Autora

Urodziłem się w 1974. Mieszkam w Trójmieście i okolicach, od czasu do czasu także w Beskidzie Niskim. Wiele razy pytany dlaczego piszę udzieliłem wielu różnych odpowiedzi. Myślę, że wszystkie są prawdziwe. Jednak dzięki ważnym dla mnie ludziom zdecydowałem się wydać pierwszą książkę.

Publikowałem w kilku życzliwych periodykach oraz zbiorach poezji i prozy. Pojawiam się w podsumowaniach konkursów literackich. Jestem założycielem i członkiem redakcji portalu www.salonliteracki.pl oraz współzałożycielem stowarzyszenia Salon Literacki, które patronuje rozpoczętej właśnie serii książek.

Oprócz samotnych spacerów po górach lubię dobre wino, książki, muzykę i zacne towarzystwo.

Sławomir Płatek

 


 

Fragmenty recenzji:

 

Debiutancka książka Sławomira Płatka pt. „Bez imienia” jest przemyślana w każdym calu czy – raczej – w każdym wierszu i w pomyśle na międzywierszową komunikację, przeprowadza nas przez 3 poetyckie światy, z których każdy mógłby być materiałem na osobny tom, czerpiący z wielu inspiracji i z bogactwa kulturowej topiki i symboliki, a jednak (zaufam autorowi) stanowi integralną składową zbioru. (...)

(Izabela Fietkiewicz - Paszek, recenzja ukazała się w Migotaniach, przejaśnieniach)

 

Płatek stoi okrakiem między „teraz” a „dawniej”; jego autentystyczne wiersze są w gruncie rzeczy socjolokulturowym traktacikiem o ewolucji naszego czasu. Tu dużo starej mitologii, kulturowych toposów, symboli, odniesień. Dużo „poetyki drogi” – jazd pociągiem z jednego miejsca do drugiego, między którymi wszystko się zmienia i relatywizuje.

(Leszek Żuliński, recenzja ukazała się w Gazecie Kulturalnej)

 

Zmysłowo, zgrabnie liryczne, alter ego poety opowiada o swoich inicjacjach, wpierw w sekrety drzew, potoków i pstrągów („magia wierzbowa”) ; potem – w delikatność erotyki („birds and bees”). A wszystko umieszczone w szerokim kontekście zapamiętanych postaci i obrazów, życia ustronnego („gęś”), malowanego barwą rozmaitą, nie zawsze idylliczną, wszakże wciąż kochanego miłością, która zgodzić się nie chce, aby to, co tak miłe, ważne, zeszło między  wyblakłe widma. Zapewne dlatego przywiązanie do substancjalności owego świata kazało poecie nasycać tok wiersza mnóstwem rzeczowników, ba, w wielu przypadkach oddawać rzeczownikom pierwszeństwo, co skutek czyni zaskakującym i brawurowym – jak „W okruchach z weselnego stołu”. Ta spontaniczna jak się wydaje decyzja, w kolejnych tekstach przybrała już chyba kształt konsekwentnie obranej strategii polegającej na tłumaczeniu języka sytuacji, mowy wrażeń,  na indywidualne struktury znaczeń, na idiomy metafor. Świeżych jak „mięta i dziurawiec”. Przez chwilę poeta pozwoli nam się nimi niewinnie zachwycić, aby odkryć przed nami ich nowe możliwości. Bo nie tylko przyjemności mają służyć – a radzeniu sobie z okrucieństwami losów.

(Piotr Wiktor Lorkowski, recenzja w Toposie)

 

Podróż do dawnych mitów, wierzeń, religii, narodów wreszcie, jest w rzeczywistości niczym innym, jak próbą odnalezienia własnego imienia, dania sobie na nie zgody. Kulturowa mozaika, której poszczególne elementy uzupełniają się i łączą, jest w poezji Płatka niezwykle barwna, choć jak mówi poeta wszystko już napisano. nic nowego / pod słońcem śmierci i książki powtarzają się. i wędrówki ludów. (czereśnie stoją. wykarczowali fundamenty).

(Teresa Rudowicz, recenzja ukazała się w sZAFie)

 

W "ALEKSANDRII" każdy wiersz opowiada o jakiejś konkretnej sytuacji i jest na pozór beztroską włóczęgą, wędrówką autora w autobiograficzną przeszłość, po remizach, świetlicach, lasach i górskich łąkach (wiersz "spóźniony" wskazuje na okolice Piwnicznej). Pewnie dlatego zaglądamy z poetą do tamtejszych łemkowskich cerkiewek, dzisiaj użytkowanych przez katolików ("mięta i dziurawiec"). Nakładają się na to sielskie sceny rodzajowe, w których pobrzmiewają jakieś nuty nostalgii, niepokoju, gdy dochodzą do głosu nacechowane liryzmem rozdarcia natury psychologicznej, nieprzystawalności mentalnej czy religijnej, stanowiące istotny problem w relacjach najbardziej osobistych. Z drugiej strony, zmysłowa atmosfera i towarzysząca temu cyklowi erotyczna aura współgra tu z rozpasaniem wybujałej przyrody, nazywanej po imieniu. (...)

Zaskakujące pointy odnoszące się do ukrytych w krajobrazach śladów bliższej i dalszej historii ("nieuchronność map", "bez imienia", "czereśnie stoją.wykarczowali fundamenty") zmieniają optykę z prywatnej na szerszą, bo kulturową i historiozoficzną. Apogeum takiej perspektywy znajduję w utworze "sanktuarium relacji krynica - gdynia".(...)

(Jacek Sojan, recenzja ukazała się na forum Salon Literacki)

 

Przerywnik..., czyli część druga dla mnie jest opowieścią o „tu i teraz” poety, o nierzeczywistej rzeczywistości twórcy. Sporo tu wierszy o … wierszach, jakby poeta przyglądał się sobie momentami ze zdziwieniem, momentami z pobłażliwością. Te wiersze cechuje duża doza autoironii, Płatek jest bystrym obserwatorem rzeczywistości, a bywa, że przygląda się rzeczom, na które ktoś inny w ogóle nie zwróciłby uwagi lub rozważa kwestie tak oczywiste, że czytelnik zostaje zaskoczony najpierw faktem samego zastanawiania się nad czymś tak (jak się okazuje z pozoru) jasnym i prostym, a potem wnioskami, które autor z tych rozważań wyciąga

(Magdalena Gałkowska, recenzja ukazała się na jej blogu)

 

To jest indywidualne doświadczanie świata. Jak w palimpseście nakładają się przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Utkani jesteśmy z dziecięcych mitologii, młodzieńczych burz i dorosłych rozczarowań. To właśnie ujęcie w jednym doświadczeniu różnorodności świata jest zadaniem sztuki i religii(sic!), i chyba najważniejszym zadaniem poezji, uosobieniem pragnienia poetów wszystkich epok.

(Jarosław Trześniewski, recenzja ukazała się na forum Salon Literacki)

 


 

zelek i archanioły

archanioły i światowidy starsze niż stary ksiądz
w cywilu przykryte wiechciami chwastów. zelek
przynosił rzeźby i zabierał zioła. żona księdza
w cywilu nie lubiła zelka. był niepraktykującym
świadkiem Jehowy. kłócił się z księdzem o liczbę
archaniołów i mówił że armagedon tuż. za progiem

spichlerza zagubionego w ucieczce prawosławnych
atlantydów którzy strzygli góry w gonty zaczynał się
chram z kolumnadami archaniołów i światowidów.
choć pismo mówi nie będziesz czynił żadnej rzeźby
zelek dłubał a Bóg jakoś wytrzymywał jego dłubanie.
i tak był lepszy niż nikifor. nie miał swojego kolumba

platona czy aleksandra. może żaden z nich nie dorósł
do zelka. może ewangelia była w chwastach i miękkim
drewnie. może to pismo klinowe może kroniki noego.
może stary ksiądz znał takie zioła jakich nie poznali
w kolumbii. może znał herbaty na życie wieczne. nalewy
z bursztynu który przywoziłem mu znad morza którego

nigdy nie widział ale kochał je. więc Boga może też.

 

magia wierzbowa

obcinając gałązki dziobaliśmy wędkami wodę.
puszczaliśmy w dół wierzbowe stateczki i z dołu
przypływały pstrągi.

dół był tak daleko w dół że nie widzieliśmy jak rosły
najwyższe kominy nad rzeką do której wpadała
rzeka do której wpadała rzeka której nurt w wąwozie
płynął szybciej niż nasz czas kiedy dziobaliśmy wędkami
wodę puszczając w dół wierzbowe stateczki.

jednak pewnego roku wydorośleliśmy
a pstrągi nie przypłynęły.
pewnie dlatego
że przestaliśmy puszczać te stateczki.

 

spóźniony

ostatni pociąg z piwnicznej spóźniał się.
w upale rozgrzane tory wypełzały
spod kół. była nadzieja. biegliśmy.

krzyczałaś że nie zostawia się kobiety
samej w górach. ubrudzona jagodami i wściekła.
mówiłem, odjedzie nam - tak, mówiłeś i co z tego.

siedzieliśmy na torach aż zaczęliśmy się śmiać.
pamiętam powiedziałaś wtedy
co tam pociąg. jeszcze wszystko w życiu zdążymy.

zjedliśmy jagody z kubka nie kosztując
granatowych ust. nadzieja smakuje lepiej.