W najnowszym numerze...

×

Ostrzeżenie

JFile::read: Nie można otworzyć pliku: http://spacery.salonliteracki.pl/wydarzenia/feed/.
×

Wiadomość

Failed loading XML...

Pytają się mnie setki, ba!, tysiące czytelników tego felietonu, co to znaczy „tetryk” i „tetryczeć”. No skoro jestem tetrykiem, to powinienem napisać, że nie wiem, bo my – tetrycy – nawet jak coś wiemy to zaraz zapominamy. Prawdziwy tetryk pamięta tylko trzy rzeczy. Po pierwsze: jak dojść i wrócić z pobliskiego sklepiku; po drugie: w jakim mieście i przy jakiej ulicy mieszka; po trzecie: jak ma na imię i gdzie mieszka jego żona, która – nie wiedzieć czemu – odeszła. To zupełnie wystarcza, żeby żyć normalnie, a nawet pogodnie. Inne kwestie są skomplikowane. Na przykład: gdzie położyłem telefon komórkowy, jaki dzisiaj dzień tygodnia lub jak się nazywał minister, no ten, ten od Puszczy Białowieskiej?

Solidny tetryk jest na ogół introwertykiem. To jest niebezpieczna skaza, bowiem ignorująca świat zewnętrzny i skupiona na sobie. Nie, nie ma to nic wspólnego z narcyzmem. Zapewne coś z egoizmem ma, może raczej z egocentryzmem. Jeśli – nie daj Bóg – tetryk jest poetą, to sytuacja staje się całkowicie przechlapana. Bo poeta i społeczeństwo to dwa na słońcach swych przeciwne bogi. Poeta ma w sobie nie jakieś tam duperele, tylko jest emisariuszem Platona i Apolla. Noblesse oblige! A tu widzę te zacietrzewione mordy w telewizji, tych – pożal się Boże – trybunów, którzy powinni mi buty glancować. Ale gdzie tam – nie glancują!

Dawnymi czasy ludzie patrzyli na starców i poetów jak na wyrocznię. Moja Niunia zakładała mi pantofle na nogi, gdy wracałem ze spaceru, i wiązała mi podbródek pod szyją, podając pomidorową. Nie wiedzieć, gdzie i dlaczego się zmyła. Tak więc do lamusa odchodzi nawet syndrom i fenomen Muzy.

Skazanie tylko na siebie jest afrodyzjakiem tetryczenia. A ty, młodzieży, nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo, bardzo trzeba pamiętać, żeby zażyć lekarstwa, czy zmienić raz na miesiąc bieliznę. A potem to pranie! Nie odchodzę od pralki, tylko rękami trzymam ją mocno, bo rok temu jak nią zarzuciło podczas wirowania, to kawałek tynku odpadł od ściany.

Niedawno wyszedłem na zakupy i, wracając, wymacałem w kieszeni brak kluczy od mieszkania. Obszedłem całą okolicę lustrując, każdą pędź ziemi. Nadaremnie! Wróciłem do domu, stanąłem przed zamkniętymi drzwiami i wychylił się sąsiad, który z uśmiechem klucze mi podał. Tak, mieszkanie zamknąłem, ale klucze w drzwiach zostawiłem.

Ale co ja wam tu głowę zawracam duperelami? Możecie tak się przestraszyć własną przyszłością, że zmarnujecie ją a priori. Ale nie popadajcie w histerię. Choć z drugiej strony, nie wierzcie, że biegi przełajowe, chodzenie na pływalnię lub siłownię cokolwiek wam pomoże. Na chwilę, tylko na chwilę. Uwiąd to uwiąd – c’est la vie! Demencja to demencja! Prostata, umiar, elegancja to wasza nowa dewiza życia. Teraz mi nie dowierzacie, ale mi dowierzycie.

Tylko nie myślcie, że to już koniec. A gdzie tam – 90-tki trzeba dożyć! Tak więc całymi godzinami siedzicie w przepastnym fotelu, czytacie klasyków i młody narybek, studiujecie różnice między Platonem a Plotynem, po raz piętnasty sięgacie po Imię róży Umberto Eco lub Zwierzoczłekoupiora Konwickiego.

Nadmierne oglądanie TV raczej odradzam. Tam im się wszystko popieprzyło, a poza tym stałe obcowanie z klasą poselską grozi zawałem serca. Przypomnijcie sobie lepiej, jak będąc brzdącami wchodziliście na Wielką Raczę w Beskidzie Żywieckim. Mama trzymała was za jedną rączkę, Tata za drugą i tak zdobyliście pierwszy szczyt w swoim życiu. Potem kawał życia zmarnowaliście na zupełnie inne szczytowanie – ale to już wasze zmartwienie.

I właśnie starość daje wam szansę na uratowanie tego, co przegapiliście. Zamykacie oczy i dyskutujecie z Monteskiuszem lub Herbertem. Chodzicie do kina starych filmów, czytacie klasykę, kibicujecie w rajdach starych samochodów. No, zapomniałbym… Słuchacie płyt z piosenkami Mieczysława Fogga.

Kobiety? Ach, jak one się śnią! I żadna na was nie krzyczy, i żadna nie gmera wam w portfelu. I każda umie gotować tak, że wasza żonka jest na poziomie garkuchni.

Kończę. Rozmarzyłem się. Życzę wam szybko mijającej młodości! I częstej rewaloryzacji emerytury. I dobrego lekarza, no bo wiecie: zawsze możecie się przeziębić lub zgubić protezę. Ale nic to – wesołe jest życie staruszka!

Leszek Żuliński

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.