W najnowszym numerze...

×

Wiadomość

Failed loading XML...

Wbrew pozorom

Marcin Kleinszmidt

Marcin Kleinszmidt nadaje z ulubionego krzesełka w ulubionym miejscu

Na wysokości dziewiątego piętra słucham muzyki brytyjskiej kapeli May Blitz (lata 70), od której pozwoliłem sobie pożyczyć tytuł najnowszego wpisu – będzie bowiem krótko, ale na temat, który sporą część środowiska ostatnio zelektryzował – niemniej wszystko w swoim czasie.

Patrząc z wysokości dziewiątego piętra na Górny Wrzeszcz (i nie tylko), w nowej sytuacji się postawiwszy na tym dziewiątym piętrze, w połowie stycznia, przyszło mi dokonać podsumowania ubiegłego, 2017 roku (takowe podsumowanie powinno ukazać się w ostatnim numerze roku ubiegłego, niestety jednak czynniki zewnętrzne spowodowały małą grudniową absencję z mojej strony, za co przepraszam). Czym jednak rok 2017 się wyróżnił, od czego by zacząć?

Co to za poezja,
która nie ocala
ani człowieka,
ani robala.

M. Świetlicki

Cytatem z filmu CK Dezerterzy (świetna rola Wojciecha Pokory jako oberleutnanta von Nogaya) oraz mottem z okładki tomu Jeden Marcina Świetlickiego rozpoczynam listopadową audycję w cyklu wbrew pozorom o pierdołach, audycję jesienną jak depresja, acz z nutką optymizmu.

Całuję się z mikrofonem.
M. Świetlicki

Cmok, cmok. Oczywiście premiery nowych wydawnictw związanych z Poetą Świetlickim są pretekstem zaledwie do omówienia szerszych zjawisk (uprzedzam o tym na wstępie, żeby uniknąć głosów rozczarowanych czytelników), wywiadu-rzeki w rączkach jeszcze nie miałem, a Siedmiościanu Zgniłości wysłuchałem zaledwie raz, więc nie czuję się uprawniony do recenzowania.

Doskonałą ilustracją tytułu niniejszego tekstu będzie obrazek z ostatniego dnia sierpnia bieżącego roku, który w połowie spędziłem w Gdyni z powodu Dni Nagrody Literackiej Gdynia. Typowa dla późnego lata amplituda temperatur nie powinna była mnie zaskoczyć, cóż jednak zrobić, skoro prognoz pogody nie śledzę, zatem będąc przygotowany na poranny ziąb dałem się zaskoczyć popołudniowemu upałowi. Trzeba przyznać, że występujący tego dnia autorzy trafili idealnie w końcówkę wakacyjnej pogody i jak zgodnie przyznawali – słoneczna aura rozleniwiła nieco publikę, co skutkowało absolutnym brakiem pytań z Sali po zakończeniu spotkania z nominowanymi eseistami. Wesoło zrobiło się jednak dopiero w trakcie panelu poświęconego poetom – w jednej chwili niebo przesłonięte zostało grubą warstwą chmur, a dyskusji i recytowaniu wierszy zaczęły towarzyszyć grzmoty i ogromna ulewa. Na salę nie wpłynęło to w żadnym stopniu – jak po dyskusji z eseistami publiczność zdawała się chłonąć ostatnie sierpniowe godziny, nie zważając na okoliczności przyrody.