Drukuj

Rozważając po raz kolejny teorię wieloświatów Hugh Everetta III, zauważam, że metafora – tak, jak rozumie i wykłada ją Arystoteles – może być powszechnie przyjętym określeniem jakiejś rzeczy czy zjawiska w którymś z niepoliczalnej ilości światów istniejących w metaprzestrzeni, określeniem przyjętym na taki sam sposób, na jaki w naszym świecie zaakceptowane do powszechnego użycia jest wyrażenie, które poeta zastępuje metaforą. Poeta byłby tym, który tam zagląda i więcej jeszcze! Jeśli w głębinach umysłu poety redukcja funkcji falowej odpowiadającej słowu „widelec” pożegluje w stronę wyrażenia „oręż zębaty” i jeśli ten poeta będzie pierwszym, którego nawiedziła taka metafora widelca, będzie on jednocześnie twórcą świata, w którym sztuciec z zębami i trzonkiem nazywany jest „orężem zębatym”, zaś „widelec” w tamtym świecie może stać się jego metaforą, jeśli tylko któryś z tamecznych poetów taką, niejako odwrotną, metaforę zrodzi. Następcy mają szansę zajrzeć do świata, w którym fragment naszej kroniki policyjnej: „ …w trakcie bójki, będąc pod wpływem alkoholu, zranił uciekającego współtowarzysza widelcem w pośladek”, zostanie tam oddany tak oto:

                                   … już pole dzierżący,
zaś nadal prąc na agon przez od winnic wicher,
oręż zębaty ku dwojgu melonom wystawił
trzęśliwie mknących przed nim. W prawy z nich po trzonek
wraził ów widelec…

Dlaczego nie? Widelec w tamtym świecie jest pojęciem opisującym zupełnie coś innego (i nie wiem co takiego, ponieważ tam nie byłem), niemniej domniemam, że rzecz ta spełnia kryteria Arystotelesa. Mówi Filozof: „Metafora jest to przeniesienie nazwy jednej rzeczy na inną: z rodzaju na gatunek, z gatunku na rodzaj, z jednego gatunku na inny, lub też przeniesienie nazwy z jakiejś rzeczy na inną na zasadzie analogii.” Miarą pobieżności (żeby nie powiedzieć: niechlujności) w czytaniu Arystotelesa są wysuwane pod adresem Jego definicji wątpliwości, podczas gdy sam Filozof parę wersów dalej wykłada tak: „Tym rodzajem metafory można się również posłużyć w inny sposób: nazwać coś terminem wziętym z innej rzeczy i jednocześnie zaprzeczyć jakiś z istotnych przymiotów tego słowa, gdybyśmy na przykład nazwali tarczę „czarą”, ale nie Aresa, lecz – „czarą bez wina”. Widelec w tamtym świecie oznacza być może literę „w”, zaś ta, zaopatrzona w trzonek staje się „orężem zębatym” – widelcem z naszego świata. Manewr podobny, tylko polegający na dodaniu, nie na ujęciu.

Ukryte potwierdzenie sformułowanego w pierwszym akapicie paradygmatu można znaleźć u innego mistrza. Mówi Gustav René Hocke: „Gdy świat obiektywny zdaje się już nie mieć do zaoferowania nic konkretnego, nic jednoznacznie obowiązującego, zaczyna okazywać swą moc świat subiektywnych powiązań. … Niekończąca się gra pokrewieństw, którą umożliwia metafora, osiąga status zwierciadła świata. … Metaforyka nadaje pozorną pewność światu, któremu w nienaturalny sposób narzucona zostaje harmonia. Doprowadza do zburzenia znajomych obrazów nazbyt optymistycznego świata ładu i porządku, lecz także do ustanowienia, przez paradoksy skrajnej sztuczności, magicznego świata zaczarowanej jedności, osiąganej przez nienaturalne zwielokrotnienie odniesień. … Metaforyzm dąży … przez przeniesienia (gr. metaphora = przeniesienie), do obrazowego oddania niezgłębionej tajemnicy rzeczy”. Aby streścić: metafora tworzy nowy świat.

Poezja jest dzieckiem niepokoju. Sercem poezji jest natomiast metafora, z czym zgadzają się wszyscy filozofowie, bo nawet jeśli wyróżnia się dziesiątki sposobów obrazowania poetyckiego, to metafora króluje nad nimi wszystkimi, będąc niczym klucz otwierający bramy do innego świata, niekiedy zawartego w nas samych – prowadząca nas do odkrycia innych samych siebie, niekiedy zewnętrznego – wówczas pozwalająca na odkrycie jego nieznanych dotąd znaczeń i o ileż bardziej zajmujących aniżeli dostępne pospolitemu oglądowi. Antyk uważał metaforę za refleks boskiej siły przemieniania świata – przez tysiąclecia obowiązywało równanie: metafora = Bóg. Porenesansowe zeświecczenie  (manieryzm – królestwo metafory!) z coraz większą odwagą w miejsce Boga stawiało człowieka, aż oświecenie sformułowało definitywnie nowe równanie: metafora = człowiek, tym samym człowiekowi – czyli sobie nadając władztwo nad możliwymi do wyobrażenia metamorfozami świata. Być może boska iskierka – gdyby pozostała gdzieś w kątku – pokierowałaby równaniem inaczej, ale w rozrastającą się monstrualność dwudziestowiecznej cywilizacji wkroczyli surrealiści, dla których metafora jest odbiciem w nieznanym lustrze definitywnie bezimiennej, pozbawionej oblicza „rzeczywistości” (za Hockem). Metafora = zagadka; należy ją odgadnąć i przedstawić świat dla niej właściwy. Spróbujmy.

Przed kilku laty na jednym z portali internetowych przedstawiającym co ciekawsze fragmenty czatów, znalazłem taki oto dyskurs, prowadzony zapewne przez licealistów, z których jeden prawdopodobnie przygotowywał się do lekcji. Część dyskursu podaję w wersji złagodzonej, ponieważ oryginalna zostałaby odrzucona jako obsceniczna.

* Czy ktoś mógłby przetłumaczyć?
** Dawaj.
* Szanowny Marszałku, Wysoka Izbo!
** Ty durny prostaku i wy, bando darmozjadów!
* Na angielski!!!

Metafora ta otwiera bramę do innego świata i, odnoszę wrażenie, Hugh Everett III byłby z zadowoleniem powitał tak odkrywczą metaforę, kreującą niewątpliwie świat zupełnie nowy i odmienny od zastanego. Jest tylko jedno ale. Czy przypadkiem zwrot „Szanowny Marszałku, Wysoka Izbo!” nie jest metaforą właśnie?

Jerzy Alski

 

Aktualny numer - Strona główna

Powrót do poprzedniej strony


© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.