Inspiracją do napisania tego eseju były dwie okoliczności. Pierwszą był zbliżający się koniec roku szkolnego, drugą natomiast dyskurs pod pewnym zdjęciem, które zamieściłem na Facebooku. Pierwsza okoliczność znajdzie swoje uzasadnienie w miarę rozwijania się tekstu. Drugą natomiast opiszę. Popadłszy w nastrój zdecydowanie zły, wskutek popełnienia uczynku w moich własnych oczach absolutnie niewybaczalnego, zamieściłem na Facebooku kilka fragmentów własnych refleksji ubranych w niedobre formy poetyckie, oraz parę fotografii przez siebie wykonanych. Jedna z nich jest ujęciem od wewnątrz bocznej ściany kaplicy w Ronchamp, jednego z najsłynniejszych dzieł Le Corbusiera. W sposobie ukształtowania wewnętrznej przestrzeni kaplicy zasadniczą rolę gra światło, wpływające do wnętrza przez, przypominające strzeleckie, otwory w ścianach. Są one nieregularnej wielkości i nieregularnie rozmieszczone, idą przez wyraźnie zaznaczoną grubość betonowej ściany, niektóre z nich zaopatrzone są w szyby nadające światłu kolor, który u dołu jest purpurowy i żółty. Dodałem komentarz: „Kiedyś myślałem, że światło istnieje. Teraz wiem, że to złudzenie.” Komentarz miał odzwierciedlać mój nastrój, naprawdę podły, ale też być nawiązaniem do Teorii kolorów (Farbenlehre) Goethego, której fundamentalnym założeniem jest proces postrzegania kolorów, a nie ich struktura fizyczna. Skoro widzę świat na czarno, to światło jest złudzeniem, kreującym proces postrzegania w zależności od stanu umysłu, nie zaś zjawiskiem fizycznym istniejącym niezależnie od tego, czy mam oczy zamknięte, czy otwarte. Facebookowa znajoma, fizyk (fizyczka) z wykształcenia, odpowiedziała tak: „Istnieje. Jako fala elektromagnetyczna i jednocześnie zbiór poruszających się fotonów.” Na co ja: „Kiedyś uczono, że Ziemia jest płaska i spoczywa na słoniach i kimś jeszcze – nie pamiętam. Nie przejmowałbym się tym specjalnie, ale też nie był aż tak kategoryczny. Diagramy Feynmanna znam.” I jeszcze raz znajoma: „Lubię tę definicję. Daje duże możliwości.”
Natomiast tytuł eseju jest powtórzeniem części tytułu wykładów Subrahmanyana Chandrasekhara „Prawda i piękno. Estetyka i motywacja w nauce”[1]. Chandrasekhar to jeden z najsłynniejszych dwudziestowiecznych matematyków i astrofizyków, twórca formuły nazywanej „granicą Chandrasekhara”. Wyznacza ona graniczną masę zapadającej się gwiazdy, powyżej której gwiazda ta zapadnie się tak głęboko, że grawitacja zamknie wokół niej horyzont, nie pozwalając nawet pojedynczym fotonom światła wydostać się na zewnątrz. Ten monstrualny twór, nazywany dzisiaj „czarną dziurą”, na akceptację swojego istnienia czekał kilkadziesiąt lat, tak jak czekał Chandrasekhar na potwierdzenie swej formuły, otrzymując za nią Nagrodę Nobla w 1983 roku, po pięćdziesięciu pięciu latach od jej odkrycia. Jaki jest tego związek z literaturą, a z poezją w szczególności? Ano taki, że nigdzie, bardziej niż w poezji, nie chodzi o prawdę i piękno.
A przecież prawda i piękno przybierały rozmaity wygląd na przestrzeni dziejów i tak jak dzisiejsza nauka, będąca przecież kontynuacją dawnej, niewiele tę dawną przypomina, tak również współczesna poezja niekoniecznie od pierwszego wejrzenia ukazuje swe związki z niegdysiejszą. Każda z nich, dla danej chwili, dla danej epoki przedstawiała rzeczywistą prawdę i piękno i nie były to wartości urojone – wyznawali je z pełnym przekonaniem ludzie wówczas żyjący. W prawdziwą i piękną sentencję ujął to Isaac Newton, mówiąc, że dzisiaj widzimy dalej, bowiem stoimy na ramionach dawniejszych gigantów, w ten sposób wyrażając szacunek i hołd dla tych, którzy niegdyś tworzyli naukę – jak dzisiaj wiemy – niedoskonałą, niekiedy zupełnie błędną. Ta sama sentencja dotyczyć może również onegdajszych poetów, dla których piękno formalne ważniejsze było od rzeczywistego, daleko silniej obecnego we współczesnych poszukiwaniach formuł dla właściwego oddania powikłanych procesów duszy ludzkiej. Równie pięknego, jak formalizmy poetyckie, ale pięknego inaczej.
Zatem, w sensie waloru, istnieje jedna prawda i jedno piękno. Głębokie przekonanie o nich jest niezmiennie to samo, iluminacja identyczna, zmienia się jedynie ich materialne podłoże, ewoluując na przykład od mezopotamskiej płaskiej Ziemi, poprzez arystotelesowską kulistą Ziemię w centrum świata, przez Ziemię Kopernika, wyrugowaną z centrum za pomocą precyzyjniejszych obserwacji i trafniejszych formuł matematycznych, aż po Ziemię współczesną, trzecią planetę Układu Słonecznego, obiegającą wraz z nim centrum Drogi Mlecznej na peryferiach jednego z jej ramion. W poezji jest nieco inaczej niż w nauce. Mimo wszelkie odżegnywanie się, w nauce odczuwalnie obecne jest uczucie pewnej pobłażliwości dla uczonych przeszłych pokoleń, zaś w poezji trwa szacunek dla prawdy i piękna zawartej w twórczości wieków minionych. Bezwartościowość Dantego głoszą renegaci, bunt przeciwko Johnowi Donne podnoszą sfrustrowani malarze zrewoltowanych haseł. Zatem prawda i piękno jest jedno – są one właściwe każdemu pokoleniu. W następnych pokoleniach ewoluuje ku prawdzie bardziej skupionej, ku pięknu bardziej przejmującemu, bez odrzucania poprzednich jako już nieistotnych i mało wartych. Co ciekawe, nieustannie powtarza się historia Chandrasekhara: współczesna prawda i piękno czekać muszą niekiedy długo, zanim zostaną odkryte dla wielu i przez wielu uznane. Losy twórczości niejednego poety są tego przykładem.
Kilka cytatów z wykładu Chandrasekhara. Poincaré: „Uczony nie bada przyrody dlatego, że jest to użyteczne; bada ją, bo sprawia mu to przyjemność, a sprawia mu przyjemność, bo przyroda jest piękna”. Roger Fry: „Od najbardziej prymitywnych wrażeń do największych wysiłków twórczych, całemu procesowi twórczości artystycznej towarzyszy przyjemność: bez niej jest on po prostu niemożliwy. Nie ulega również wątpliwości, że rozpoznaniu nieuchronności idei zazwyczaj towarzyszą przyjemne emocje; pragnienie umysłowej przyjemności kieruje uczonymi konstruującymi teorie naukowe”. Hermann Weyl: „W pracy zawsze starałem się łączyć piękno i prawdę, ale gdy musiałem wybierać, zazwyczaj wybierałem piękno”. Werner Heisenberg: „Miałem uczucie, że patrzę przez powierzchnię zjawisk atomowych na leżące głębiej pod nią podłoże o zadziwiającej wewnętrznej urodzie”.
Na koniec poeta, John Keats:
Piękno jest prawdą, prawda – pięknem: oto wszystko,
Co wiesz, co ci potrzeba na tej Ziemi.[2]
Niewątpliwie wszyscy oni mówią o tym samym. Cel, dla uczonych i poetów, pozostaje niezmiennie ten sam: prawda i piękno. Od tysiącleci materia poszukiwań dla jednych i dla drugich pozostaje ta sama – tyle że materia ta ewoluuje, z pokolenia na pokolenie. Zatem, wracając do inspiracji końcem kolejnego roku szkolnego, to, czego uczono przed wiekami było prawdą tej samej wartości, jakiej jest to, czego uczymy dzisiaj. Dla tamtych nauczycieli prawdy i piękna, tak samo jak dla dzisiejszych, uczących piękna dzisiejszego i dzisiejszej prawdy. Z zastrzeżeniem: pojmując prawdę i piękno jako wartości czyste – nieskażone żadnym z „–izmów”, których watahy wciskają się podstępnie w nasze życie, a do szkół szczególnie, deformując prawdziwy obraz świata – jakże piękny. Więcej fizyki i więcej poezji – chciałoby się powiedzieć.
A „Farbenlehre” Goethego? Jest to teoria o niezwykłym pięknie wewnętrznym, co przyznawali nawet ci, którzy udowodnili jej fałszywość. Jest ona fałszywa – tak twierdzi i skutecznie dowodzi obowiązująca współcześnie fizyka. Czy na zawsze? To, co jest piękne, nawet jeśli dzisiaj pozostaje błędne, kiedyś może okazać się prawdą. Kto wie, czy kiedyś nie trafi do kanonu nauk szkolnych.
Jerzy Alski
[1] S. Chandrasekhar, Prawda i piękno. Estetyka i motywacja w nauce. Przełożył Piotr Amsterdamski. Prószyński i S-ka, Warszawa 1999.
[2] John Keats, 33 wiersze. Przełożył Stanisław Barańczak. Wydawnictwo Znak, Kraków 1997, s.77.
Aktualny numer - Strona główna |
Powrót do poprzedniej strony |
© 2010-2019 Stowarzyszenie Salon Literacki.
Kopiowanie treści zawartych w serwisie wyłącznie za zgodą Redakcji i podaniem źródła pod cytowanym fragmentem, w przypadku portali internetowych - linkiem do serwisu salonliteracki.pl.