W najnowszym numerze...

×

Wiadomość

Failed loading XML...

Recenzje

Od jakiegoś czasu w różnych źródłach (internet, pisma literackie, nawet strzępki rozmów) znajduję pochwały poezji konfesyjnej. Nie wiem, czy takie podziały mają sens, sporo przyzwoitych wierszy bywa wyrzucanych na śmietnik krytyki właśnie ze względu na konfesyjną formułę, a nie ich wartość. A mamy do czynienia z tomikiem tego gatunku. Pojawia się jednak ciekawy problem - empatia. Docenić wiersze konfesyjne można zwłaszcza wtedy, kiedy wejdzie się w skórę ich autora. Nie po to, żeby mu współczuć. Terapeutyczna rola pisarstwa istnieje, ale rozgrywa się w sferze prywatnej - tę opcję można odrzucić, dotyczy autora, a nie czytelnika. Pozostajemy więc na pozycji neutralnej, nie spoufalamy się, ale i tak zrozumieć twórczość osobistą możemy dopiero po spojrzeniu na świat oczami piszącego. To ciekawe doświadczenie. Szukamy go nierzadko. Mężczyźni za wszelką cenę próbują zrozumieć kobiety (podobno rzadko się udaje). Podróżnicy chcą pożyć chwilę jak Maorysi albo Eskimosi. Z łatwością utożsamiamy się np. z Jamesem Bondem, Casanovą, Edith Piaf - każdy wedle gustu. Czy jednak wypada patrzeć na świat oczami Judasza? Czy chcielibyśmy? Czy byśmy umieli? I po co? Czy etyka w ogóle daje prawo przyjmować taki sposób myślenia?

Poezja - czym jest? Na pytanie czym jest poezja każdy odpowiada na swój sposób, czasem wyraźnie, czasem niezdecydowanie. Niektóre odpowiedzi powtarzają się dość często. Na przykład - że jest próbą zatrzymania czasu. Wysiłkiem podejmowanym, aby przywrócić wspomnienia, nadać im sens, dotrzeć do własnej przeszłości. Czasem cudzej.

Mam przed sobą świeży (2011) arkusz poetycki Wioletty Grzegorzewskiej „Ruchy Browna”. W sumie mógłby to być skromny tomik - dwadzieścia dwa wiersze, w tym jeden poemat. Całość na „jeden łyk”, zgrabnie i estetycznie wydana w dużej mierze własnym wysiłkiem - redakcja i korekta autorki.

Istniejemy, póki ktoś o nas pamięta. *

Są różne sposoby utrwalania i przekazywania wiedzy o przeszłości. Pamięć historyczna jest oficjalnie usankcjonowanym kanonem – tego się uczy w szkołach, czci w rocznice. Ale każdy z nas funkcjonuje także (a może – przede wszystkim) w ramach pamięci społecznej, niekonsekwentnej i nieuporządkowanej, bo opartej na mitach i symbolach, gdzie główną rolę odgrywają „bohaterowie”, często kreowani w oparciu o subiektywne wspomnienia, które „muszą być odczytywane poprzez specyficzne kategorie prawdy, różne od standardów tzw. prawdy obiektywnej czy historycznej, gdyż proces swobodnej narracji naznaczony jest zawsze piętnem kreacji i autokreacji” (fragment z założeń programu „Pamięć – Miejsce – Obecność” realizowanego przez Ośrodek „Brama Grodzka – Teatr NN” w Lublinie).

Jaki jest język lęku i w jakim alfabecie zamknięty? Na te pytania stara się odpowiedzieć Barbara Janas-Dudek w arkuszu poetyckim Alfabet lęku, który właśnie ukazał się na rynku wydawniczym nakładem Zaułka Wydawniczego Pomyłka.